Po zwycięstwie w Charlotte Bobby Green staje w obronie Nate’a Diaza: „Chodź, zobaczymy, jaki jesteś twardy!”
Bobby Green opowiedział o zwycięstwie z Erikiem Kochem podczas gali UFC on FOX 27 w Charlotte oraz rywalach, z którymi najchętniej poszedłby teraz w tany.
W sobotni wieczór w Charlotte Bobby Green w końcu przełamał fatalną passę, odnosząc pierwsze zwycięstwo od lipca 2014 roku, gdy wypunktował Josha Thomsona. Podczas gali UFC on FOX 27 po żywiołowej, mocnej walce pewnie porozbijał i wypunktował Erika Kocha, do samego końca nacierając niczym wściekły byk.
Pokazałem wszystkim, że zostawiam tam swoje serce. Zawsze, gdy tam wchodzę, możecie być pewnie, że będę walczył do samego końca – chyba, że kończę na tarczy. W przeciwnym razie będę napierał do samego końca.
– powiedział Green w rozmowie z MMAJunkie.com.
Mówiłem do niego. Mówiłem (po pierwszej rundzie): „To jeszcze nie koniec! Dopiero się zaczyna!”. Widziałem po nim, że zaczyna się łamać, jest już zmęczony – a ja na ciebie idę. Idę ostro. Wywieram ciągłą presję. I taki był plan – ciągła presja.
Wiem, że trenerzy woleliby, abym tyle nie przyjął, ale ja tam wychodzę na wojnę. Nie umiem inaczej – tylko wojny.
Robię z tego wojnę. Niech ci się nie wydaje, że będziesz się tam chował, marnując mój czas. Wychodzę, żeby się bić, a nie stać tam i marnować pieniądze ludzi.
Powróciwszy na zwycięskie tory, 31-latek wywołał do walki dwóch zawodników, którzy w ostatnich dniach męczyli medialni jego kuzyna, Nate’a Diaza – Kevina Lee i Eddiego Alvareza.
Spałem na kanapie Nate’a Diaza, gdy zaczynałem karierę. Skurwiel pokazał mi wszystko. Pokazał, jak to się robi, pokazał mi prawdziwą harówę. I za to go szanuję. Jest dla mnie jak kuzyn. Gdy tylko jest w Kalifornii, jestem dla niego dostępny. Jeśli trzeba trenować, jestem gotowy.
– wyjaśnił Green.
Po prostu czuję, że wszyscy próbują wybić się na jego plecach. Wyrobić sobie nazwisko na tym, co osiągnął walkami z Conorem. Chcecie się bić? Dobra, zapraszam do mnie.
Uwielbiam Eddiego. Jest legendą. Szanuję gościa, chociaż teraz zaczepia mojego kuzyna.
Ale Kevin Lee? Ma niewyparzoną gębę i nie zasłużył na walkę o pas, którą dostał. Nie zapracował na to. Po prostu to sobie wygadał. Chodź sprawdzić się z prawdziwym wojownikiem, zobaczymy, jaki jesteś twardy.
*****