Zmiana planów! Alex Pereira wskazał swojego kolejnego rywala, zamyka temat Israela Adesanyi: „Nie okazał mi szacunku”
Nowy mistrz kategorii półciężkiej UFC Alex Pereira wyjaśnił, dlaczego więcej nie zamierza zapraszać do walki Israela Adesanyi.
Sięgnąwszy po tytuł mistrzowski wagi półciężkiej – w walce wieczoru gali UFC 295 w Nowym Jorku pokonał Jiriego Prochazkę przez nokaut w drugiej rundzie – Alex Pereira zaprosił w oktagonowe tany swojego starego znajomego Israela Adesanyę.
Brazylijczyk zapewnił, że jego intencje były czyste – chciał mianowicie zmotywować Nigeryjczyka – pogruchotanego mentalnie po porażce z Seanem Stricklandem – do powrotu do akcji, wychodząc z założenia, że na kanapie marnuje on swój wielki talent.
Wyzwanie to ze strony Brazylijczyka nieszczególnie przypadło jednak do gustu Adesanyi. Nigeryjczyk przypomniał ostatnią walkę, jaką stoczyli, a następnie wyśmiał Poatana.
Do odpowiedzi tych ze strony The Last Stylebendera Alex odniósł się w najnowszym nagraniu, jakie opublikował na swoim kanale YT.
– Wypowiedziałem się z pełnym dla niego szacunkiem – powiedział Pereira. – Chciałem, abyśmy walczyli w 205 funtach. Wydaje mi się, że zakomunikowałem to z szacunkiem.
– Widziałem, że w odpowiedzi opublikował jakieś nagrania i jakieś wpisy, w których wielkiego szacunku nie było. Nie wiem, o co chodzi. Może się boi, a może po prostu nie chce teraz walczyć, ale sądzę, że nie dojdzie do tego prędko z powodu jego zachowania po moich słowach.
– Powiedziałem to z szacunkiem – dodał, nawiązując do swojej przemowy po walce. – Kilka lat temu, zanim jeszcze dołączyłem do UFC, Adesanya dał wywiad, w którym powiedział, że nie zmienię swojego życia, że będę zawsze pił w barze i zbierał się z kolegami, żeby oglądać jego walki, przechwalając się, że „kiedyś pokonałem tego gościa, który teraz jest mistrzem”. Tamto nagranie stanowiło dla mnie motywację.
– Widziałem teraz słowa Adesanyi, który powiedział, że wróci dopiero w 2027 roku. Uważam, że to strata dla MMA. Ma wielu fanów, wielu ludzi, którzy w niego wierzą. Sądziłem, że gość potrzebuje po prostu trochę motywacji, więc chciałem go zmotywować. Wszyscy wiedzą, że lubi wyzwania, więc chciałem zaprosić go do walki.
– Po tym, gdy powiedziałem, co powiedziałem, aby zmotywować Adesanyę, Dana White stwierdził, że Adesanya musiałby najpierw wygrać jakąś walkę w 205 funtach i dopiero potem moglibyśmy walczyć – mówił dalej Pereira. – Chciałem więc po prostu pomóc. Nie chciałem odwlekać tej walki.
– Teraz jednak to przemyślałem i dochodzę do wniosku, że hej, jestem mistrzem, gość nie jest już mistrzem. Nie okazał mi szacunku, chciał mi umniejszyć w odpowiedzi na wyciągniętą do niego rękę. Nie powiedziałem niczego obraźliwego. Po prostu zaprosiłem go do walki. Jak profesjonalista profesjonalistę.
– Wobec tego zostawiam już tego gościa. Oczywiście jeśli będzie chciał, nie ma problemu, możemy walczyć. Ale jak nie, to nie. Bez różnicy. Więcej do gościa gadał nie będę.
– Może sądził, że powiem, że musi wygrać dziesięć walk, zanim dam mu szansę. Ale niczego takiego nie powiedziałem. Możemy walczyć teraz. Nie wiem. Może się boi, a może jest inny powód, ale więcej o nim mówił nie będę.
Dopytywany po zwycięstwie z Jirim Prochazką o potencjalną konfrontację z byłym mistrzem Jamahalem Hillem, Poatan pozostawał otwarty na takie zestawienie, ale podkreślał, że chce wrócić szybko, a Amerykanin nadal nie doszedł do siebie po zerwaniu ścięgna Achillesa. Takie zresztą podejście Brazylijczyka – a konkretnie wyzwanie do walki Israela Adesanyi – spotkało się ze zdecydowaną reakcją Jana Błachowicza, który nie zostawił na nim suchej nitki.
Okazuje się tymczasem, że na mieście inne są już treście. Alex Pereira poinformował bowiem, że jeśli trzeba będzie, to poczeka na powrót Sweet Dreams – co zresztą sugerował po UFC 295 sternik organizacji Dana White.
– Mówiłem, że jestem gościem, który chce często walczyć, ale ta walka ma sens – przyznał. – Podobnie było z Jirim. Oddał pas z powodu kontuzji. Tak samo Jamahal.
– Zadbam też w międzyczasie o swoje ciało, trochę odpocznę i czasowo się to zgra. Wszystko wskazuje na to, że to on będzie rywalem. Widać, że bardzo tego chce, więc może rzeczywiście poczekam trochę dłużej. Wszystko zależy jednak od niego, bo ja jestem na miejscu, gotowy.
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.