„Zdziwilibyście się, kto mówił, że wystarczy kopać moje nogi” – Sean O’Malley zadowolony z uciszenia krytyków
Sean O’Malley podsumował efektowne zwycięstwo nad Thomasem Almeidą, którego rozbił i znokautował podczas gali UFC 260.
Po zeszłorocznej porażce z Marlonem Verą – pierwszej w zawodowej karierze – Sean O’Malley jak mantrę powtarzał, że nadal jest niepokonany. Co prawda forsując taką narrację, tu i ówdzie puszczał do fanów oko, ale jednocześnie ze śmiertelną powagą podkreślał, że Ekwadorczyk miał wyjątkowy fart, trafiając go dużym paluchem akurat w drobny nerw, który wyłączył mu nogę, a w konsekwencji uniemożliwił walkę.
W sobotę Sugar Show powrócił jednak na zwycięskie tory, koncertowo rozprawiając się z Thomasem Almeidą podczas gali UFC 260 w Las Vegas. Po walce nie ukrywał satysfakcji z uciszenia krytyków – nie tylko wśród fanów…
– Zdziwilibyście się, bo byli naprawdę mądrzy ludzie, byli mistrzowie UFC, którzy mówili, że wystarczy po prostu kopać moje nogi i to może wystarczyć – powiedział w rozmowie z ESPN.com. – Ale to nie takie proste. Uważam się za elitarnego uderzacza. To, co wydarzyło się w poprzedniej walce, nie miało nic wspólnego z brakiem jakichkolwiek umiejętności po mojej stronie.
– Podchodząc do tej walki, wiedziałem, że Thomas to gość z Muay Thai, więc będzie próbował kopać moje nogi. Jeśli jednak taki był jego plan, że wyjdzie i będzie kopał mnie po nogach, nie był to najlepszy pomysł.
– Jestem szybki. Naprawdę szybki. Gdy sparuję z kimś po raz pierwszy w klubie, goście są w szoku, pojawia się zdenerwowanie, niepewność. Jeden błąd i kontruję cię bardzo mocnym ciosem. Uderzam mocno. Chociaż nie wiem, czy mocno, ale uderzam szybko i w punkt.
Od początku walki Amerykanin rozdawał w niej karty, zasypując rywala gradem różnorodnych uderzeń z obu pozycji. Doskonale wykorzystywał swoje gabaryty, trzymając rywala na dystans i kontrując, gdy ten próbował wpaść w półdystans.
Już w pierwszej rundzie posłał Almeidę na deski, ale uznając, że jest po walce, odszedł. Zanim zorientował się, że jednak sędzia zawodów nie przerwał, Brazylijczyk wrócił już na nogi i przetrwał. Jednak w trzeciej rundzie wątpliwości już nie zostawił – ustrzeliwszy rywala śliczną kontrą, dobił go potężną bombą.
– Muszę obejrzeć na spokojnie tę walkę – powiedział O’Malley. – Wydaje mi się, że wiele rzeczy zrobiłem, jak trzeba. Trafił mnie chyba raz dobrym uderzeniem. Wyprowadzałem chyba kopnięcie w końcówce drugiej rundy. Nie miałem równowagi i trafił dobrym uderzeniem. Poza tym to był nieskazitelny występ.
– Był tam wolny. Wydawał mi się taki wolny… Podekscytowałem się, gdy zacząłem go trafiać, wiedziałem, że go sprzątnę. Byłem zaskoczony, że walka weszła w drugą rundę. Byłem zaskoczony, że weszła w trzecią.
– Lubię ten moment odejścia po nokaucie. Gdy jest już po wszystkim. Miłe uczucie. Zrobiłem to, ale okazało się, że jeszcze nie był to koniec, ale… Nie chciałem doskakiwać do niego i dobijać, żeby było TKO. Chcę gasić światła. Nie chcę pozostawiać żadnych wątpliwości, że jest po wszystkim.
Zapytany o dalsze plany, mogący pochwalić się pięcioma zwycięstwami w dotychczasowych sześciu występach pod sztandarem UFC 26-latek stwierdził, że nie ma w głowie ani żadnego konkretnego rywala, ani też terminu na kolejną walkę.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN
Cały wywiad poniżej.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
*****
Wiem, że jest irytujący, ale ten styl walki to po prostu palce lizać.
Ale skurczybyk miał problemy też w tej walce z poruszaniem się. Kilka razu uciekła mu noga/kostka.
No tu jest największy znak zapytania. Te waciane kostki mogą zatrzymać go w walce o wyższe cele, a byłaby szkoda, bo czysto strikersko bardzo przypomina Adesanyę (tylko jest chyba bardziej aktywny/agresywny).