Zawód – menadżer MMA
Całe zamieszanie związane z odwołaniem gali MMC, która miała odbyć się 16 grudnia w Londynie, skłania do kilku refleksji na temat poziomu menadżerów w polskim MMA.
Gromy posypały się na organizatorów niedoszłej ostatecznie gali – w pełni zasłużone i uzasadnione. W całym tym czarnym weekendzie polskiego MMA pomijany jest jednak inny aspekt, który przy tej okazji został mocno obnażony – chodzi mianowicie o poziom menadżerów reprezentujących polskich zawodników mieszanych sztuk walki.
Obraz nędzy i rozpaczy
Powiedzmy sobie szczerze, odrobinę tylko upraszczając – w naszym kraju na palcach jednej ręki możemy policzyć menadżerów, którzy profesjonalnie zajmują się sprawami zawodników MMA. W tym aspekcie obowiązuje u nas totalna prowizorka – organizatorzy gal, poszukując zawodników, na ogół dzwonią do zaznajomionych klubów czy też innych osób, które z tego czy innego powodu posiadają szerokie kontakty w świecie polskiego MMA, prosząc o znalezienie takiego czy innego fightera. Póki co, to jednak wystarcza, ale z czasem i wzrastającą, daj Boże, popularnością mieszanych sztuk walki w Polsce taki stan rzeczy musi ulec zmianie. I tak się stanie.
Wszyscy komentatorzy więksi i mniejsi po weekendowych wydarzeniach zdają się wieszać psy tylko i wyłącznie na niefortunnych, tak ich delikatnie nazwijmy, organizatorach odpowiedzialnych za ostateczną klapę ciekawie zapowiadającej się gali MMC Fight Club. Tymczasem sprawa ta odsłania żałośnie niski poziom polskiego rynku – powiedzmy, że taki istnieje – menadżerki zawodniczej. Dość powiedzieć, że najlepszy ciężki w Polsce, jeden z najlepszych w Europie, Damian Grabowski dotychczas nie posiadał menadżera i na swój sposób „ogarniał” temat. Nie jest on wyjątkiem, bo na polskiej scenie wielu zawodników, dobrze rozpoznawalnych w kręgach konserwatywnych fanów MMA, nie ma nikogo, kto poświęciłby się temu, by ich kariera przebiegała jak najlepiej – zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. To w zdecydowanej większości domena trenerów, którzy jednak oprócz tego mają na głowie inne, często znacznie ważniejsze, obowiązki, aniżeli poszukiwanie atrakcyjnych kontraktów dla swoich podopiecznych.
Najman, król biznesu
Regularnie odsądzany od czci i wiary Marcin Najman okazał się prorokiem większym, informując o rezygnacji z występu na gali kilkanaście dni przed jej planowanym terminem, zaznaczając jednocześnie, że mocno wątpi w to, iż w ogóle będzie ona miała miejsce. Sportowo można Marcinowi Najmanowi zarzucić wiele, by nie rzec – wszystko, ale – przyjmując, iż rzeczywiście wycofał się z gali z powodu totalnego bałaganu, który tam dostrzegł – udowodnił po raz kolejny, że jest doskonałym biznesmenem i menadżerowie zarówno Mariusza Pudzianowskiego, jak i Damiana Grabowskiego i Tyberiusza Kowalczyka winni śmiało udać się do niego, w celu przyswojenia odrobiny wiedzy z zakresu biznesowego podejścia do sportu i analizy tego, co i jak przedstawia im organizator gali MMA.
Jest kompletnie niezrozumiałym, że zawodnik na dzień przed walką nie wie, czy wystąpi na gali. Jeśli takowy fighter posiada menadżera, to winien puścić go z torbami – wszelkie bowiem sprawy kontraktowe i finansowe powinny być załatwiane znacznie wcześniej. Papier przyjmie wszystko – w kontraktach można wpisywać niemal wszystko, czego dusza sprawnego menadżera zapragnie, a elementarną sprawą jest dokładne i precyzyjne opisywanie konsekwencji niewywiązania się obu stron z każdego punktu umowy wraz z dokładnym określeniem wszelkich deadline’ów.
Nie jest sytuacją normalną, że najlepszy polski ciężki do samego niemal końca nie wie, co z jego walką. Naturalnie, można przypuszczać, że gra była warta świeczki, że zaliczka rekompensowała koszty związane z przygotowaniami, że menadżer Damiana Grabowskiego miał podstawy do tego, aby niemal do ostatniego dnia negocjować warunki – być może rzeczywiście istniały czynniki, które przekonywały go, że jest szansa na to, by Grabowski ostatecznie zawalczył. Być może także fakt, że wielu zawodników walczy bardzo rzadko, powoduje, iż skłonni są oni, ich menadżerowie negocjować do samego końca, przymykać oko na pewną niekompetencję organizatorów czy też dawać wiarę w ich zapewnienia, mając na uwadze, że kolejna szansa stanięcie w klatce/ringu nie pojawi się prędko. Tym niemniej, na poważnym poziomie, a do takiego z pewnością aspiruje polskie MMA, sprawy kontraktowe ustala się znacznie wcześniej – jeśli na dwa, trzy tygodnie przed galą nadal istnieją niejasności, sprawę się zamyka. Kuriozalnym można nazwać fakt, iż menadżer Damiana Grabowskiego zmuszony był spotykać się w godzinach późnowieczornych/nocnych z organizatorami na stacjach metra, jak wspominał w wywiadzie z MMARocks.pl, by rozmawiać o występie swojego zawodnika. Jeśli człowiek sam siebie nie traktuje poważnie, nikt go tak traktować nie będzie.
Wydaje się, że poziom biznesowej elastyczności negocjacyjnej, taką nowomową to określmy, managementu Mariusza Pudzianowskiego i Damiana Grabowskiego zaprezentowany przy okazji niedoszłej gali MMC, nie przystoi w odniesieniu do pozycji, jaką zajmują oni w, odpowiednio, polskim showbiznesie i polskim MMA.
sprawa moim zdaniem jest stosunkowo prosta, będą pieniądze w MMA, będą managerowie.
Na palcach jednej ręki policzymy profesjonalnych managerów, ale niestety również na palcach jednej ręki (no może dwóch) policzymy zawodników, których stać na managera (są na tyle atrakcyjni, że jakiś manager się nimi zainteresuje)
Za małe są profity. Byłem kiedyś managerem paru artystów w branży muzycznej i chętnie zająłbym się zawodnikami MMA. Tyle, że po co mi to, skoro większość z nich dostaje za walkę mniej niż wiejski zespół za grę na weselu?
Dokladnie wszystko rozhcodzi sie o pieniadze;] Komu bedzie sie chcialo biegac, jedzic, dzwonic jak ledwno na chleb zarobi?
Już Ty Naiver na trenerów i ich inne sprawy na głowie nie narzekaj. Tak się składa, że panu Wawrzynowskiemu za współpracę podziękowałem prawie rok temu (dokładnie 2 stycznia). Więc jednak taki trener z innymi obowiązkami szybciej się zorientował niz Twój „król biznesu”.
Niestety nie śledzę każdego organizatora w Europie, zresztą nie sądziłem, że typowi uda się tak daleko dojść. Dopiero post factum dowiedziałem się, że to jego robota. Inaczej mógłbym ostrzec zawodników. :-(
Zgadzam się, że kasa jest problemem – sprawny menadżer jednak jest w stanie wynegocjować lepsze warunki niż fighter, który – nie obrażając nikogo – całe życie pracuje nad tym, żeby doskonalić swoje ciało, a nie wgryzać się w tematy biznesowe. Oczywiście, poczynając od pewnego poziomu, bo normalne jest, że zawodnik z rekordem 1-0 menadżera raczej nie potrzebuje, choć.. różnie z tym bywa.
Boruto, jestem daleki od tego, żeby narzekać na trenerów, bo nie jest ich priorytetowym zadaniem organizowanie kontraktów swoim zawodnikom, a jednak wobec tego, że rynek menedżerski w Polsce praktycznie nie istnieje, często są do tego zmuszeni – oczywiście, jakiś procent z tego też pewnie mają, ale negocjacje kontraktowe to przecież nie jest ich podstawowe zadanie.
Chyba, że mnie poprawisz i aktualnie jest jednak tak, że dobry trener nie tylko musi umieć przekazać swoją wiedzę na macie, ale też być w stanie zorganizować atrakcyjne walki swoim zawodnikom? O ile jestem w stanie zrozumieć, że na niższym poziomie pewnie tak jest, to nie jest jednak normalne, że czołowi zawodnicy w Polsce często pozostają bez menedżerów u swojego boku. Wraz z rozwojem dyscypliny to się powinni zmienić.
Nie, nie jest tak że musi. Ale też w żadnych magicznych menadzerów ja nie wierzę. To, że ktoś potrafi załatwić występ wiejskiej kapeli na weselu córki wójta ;-) nie oznacza, że jest w stanie wychwycić wszystkie niuanse związane ze sportami walki, nie mówiąc już o tych charakterystycznych tylko dla MMA.
Pęedzej grozi nam wysyp niekompetentnych pseudomanagerów, jak jeden pan, który ostatnio na galę w Białogardzie wysyłał sfałszowane upoważnienia do reprezentowania zawodników, obiecywał organizatorowi zawodników, którzy nie chcieli walczyć, a innemu zawodnikowi walkę, nie informując organizatora, że ma kandydata do walki do której był potrzebny zawodnik. Swoją drogą przypomniałeś mi tym textem, że mieliśmy podjąć pewne kroki w sprawie tego pana. :)
Nie muszą być magiczni, ważne by byli profesjonalni, kompetentni, a co najważniejsze – skuteczni.
Tak jak wyżej wspominacie, narazie kasa jest niewielka, wiec łatwiej trenerowi sie tym zająć.
Co do niuansów związanych z mma, wiadomo, że dobry menago, musi mieć tę branżę mocno rozkminioną.
Dobry tekst! Podoba mi się, że na lowkingu zawsze piszesz z tej innej perspektywy, tj. nie powielasz tego, co w innych miejscach zostało napisane setki razy. propsy
Stronka zasługuje imo na jakąś nagrodę. Coś w stylu „DEBIUT ROKU” :-)
Weź tam Naiver jeszcze kilku ogarniętych, a za rok 2 drugie miejsce Wasze. Na pierwsze czasu może być mało ;-)
Pozdro i sukcesów
Fajny, dodatkowy punkt widzenia na sprawę. Nie mogłęm uwierzyć własnym uszom, że ten chłopak reprezentujący Grabowskiego i Kowalczyka, pomimo dobrych intencji, brnął w taką kupę jaką prezentowali pseudo-organizatorzy. Niejako prosił się o wrobienie w taką niepoważną sytuację. No ale pozostaje wspomniany przez Ciebie aspekt głodu walki, jak w przypadku Damiana, który przysłania czasem zdrowy rozsądek.