Załamany Tomasz Sarara wini za porażkę głównie siebie, ale… „Jeśli ostatnio miałem żal do sędziego, to tym razem mam duże pretensje”
Tomasz Sarara podsumował porażkę z Errolem Zimmermanem, jakiej doznał podczas gali KSW 81 w Tomaszowie Mazowieckim.
Nie tak sobotni wieczór w Tomaszowie Mazowieckim wymarzył sobie Tomasz Sarara. W co-main evencie gali KSW 81 były kickbokser zmierzył się z Errolem Zimmermanem, zawody kończąc na tarczy.
Krakowianin przez zdecydowaną większość pojedynku rozdawał w klatce karty, okrutnie między innymi okopując lewą nogę Holendra, ale w rundzie drugiej – gdy obaj byli już bardzo zmęczeni – wylądował na deskach po kontrze na kolejnego lowkinga. Zanim Holender rzucił się za nim z dobitką, Polak ułożył się na boku, chroniąc głowę. Po kilku uderzeniach autorstwa Holendra sędzia przerwał pojedynek, uznając, że Sarara nie bronił się, jak Pan Bóg przykazał.
Krakowianin natychmiast zaczął protestować, także w krótkim wywiadzie, jakiego udzielił w klatce po walce nie ukrywając rozczarowania decyzją sędziego.
Podczas spotkania z dziennikarzami po walce swoją narrację podtrzymał.
– Nie chciałbym wyjść na tego gościa, który zawsze narzeka na sędziów, że przegrał – powiedział. – Ale jeśli ostatnio miałem żal do sędziego, to tym razem mam duże pretensje, bo chyba wszyscy, którzy zdążyli zobaczyć powtórki, (zobaczyli), że nie dostałem tam nawet ciosu.
– Jasne, że walka była na wysokich obrotach i obaj byliśmy turbo zmęczeni, więc przede wszystkim ze zmęczenia byłem pasywny. Chciałem w tym parterze chwilę przetrzymać, odpocząć, wstać i kontynuować walkę.
– Powtarzam, nie wydarzyło się nic, a sędzia przerwał walkę, więc automatycznie zaraz po jej zakończeniu w klatce już się darłem, że dlaczego, że nie, że nie chcę takiej decyzji, bo się przecież nic nie stało, ale co? Mleko się już rozlało.
W przestrzeni medialnej nie brakuje natomiast głosów sugerujących, że mowa ciała Sarary była jednoznaczna i sędzia wyboru nie miał – pojedynek przerwać musiał.
– Trudno – powiedział krakowianin na sugestie, że jednak przerwanie było uzasadnione. – Mówię z własnej perspektywy, a jak to wyglądało z boku… Jasne, każdy ma prawo oceniać. Dlatego ja mówię, jak to wyglądało z mojej perspektywy, od środka, więc dziwne by było, gdybym wchodził w skórę ludzi, którzy patrzyli na to z zewnątrz.
– Szkoda. Bardzo żałuję. Co tu dużo mówić. Już pomijając, czy sędzia miał przerwać, czy nie miał, to przegrana jest przegrana. Ona znowu boli. Szkoda. Co tu dużo mówić, naprawdę jestem załamany tym, co się wydarzyło.
Sarara zdaje sobie doskonale sprawę, że miał kilka okazji na skończenie walki wcześniej.
– Też biorę masę winy na siebie – powiedział. – Dało się to zrobić lepiej. Szkoda, że się nie udało. Mówię z dużym żalem. Jasne, że mam pretensje do sędziego, ale jeszcze większe do siebie.
– Naprawdę żałuję, jestem rozczarowany. Nie chodzi już o odbijanie piłeczki gdziekolwiek, winienie kogokolwiek. To jest mój osobisty kryzys, niemały dramat i tyle. Chciałoby się wygrywać, ale życie nie jest takie piękne, żeby zawsze się układało po myśli.
Nieustannie kaszląc, krakowianin zdradził, że w drodze do walki zmagał się z infekcją, ale podkreślił, że absolutnie nie zamierza czynić z tego żadnej wymówki.
– Czułem się świetnie, czułem się rewelacyjnie w przygotowaniach, z trenerami na tarczach – powiedział. – Nawet gdy robiliśmy elementy zapaśnicze, to czułem się świadomy w tym wszystkim, co robię.
– Wyszedłem tak nakręcony, bo wiedziałem, że wszystko jest na swoim miejscu. Wychodziłem z nastawieniem do walki, do ostrych solów, do wymian, jeśli takie będą potrzebne.
– Oprócz tego, że gdzieś tam mam żal do sędziego, to mam go przede wszystkim do siebie, bo wszystko było na swoim miejscu, piłka była po mojej stronie i trzeba było ją dobrze rozegrać, a nie do końca się udało.
– Mówię, nie chcę obrzucać błotem kogokolwiek. Naprawdę nie ma problemu z braniem bardzo często winy na siebie. Przepraszam tych kibiców, którzy mi kibicowali, a się nie udało. Tym, którzy się cieszyli, że się nie udało, to się cieszcie.
Zapytany, czy rozważa zakończenie kariery po drugiej z rzędu porażce – w zeszłym roku uległ Arkadiuszowi Wrzoskowi – 38-latek nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi.
– Nie wiem – powiedział. – Chyba nie chciałbym teraz odpowiadać na to pytanie, bo chyba jest za wcześnie. Nie chciałbym podejmować decyzji na gorąco. Na pewno będzie duża refleksja. Trzeba będzie pomyśleć, rozważyć, co robić dalej, bo nie wiem. Najlepszą odpowiedzią dzisiaj jest po prostu: nie wiem.
Cała rozmowa poniżej – za magazynem Klatka po Klatce.
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
W sumie to żenada trochę, dwaj podstarzali, otyli zawodnicy KB, którzy w parterze są zieloni. A Sarara to jak widać, chyba zasad nawet nie ogarnia, albo na skutek zmęczenia myślenie mu odcięło. A tu nie trzeba wielkiej, wiedzy tylko wystarczy pooglądać trochę walk, żeby wiedzieć, że w MMA nie kładziesz się bokiem i leżysz jak placek.