„Z wojny trzeba wracać do domu” – Nate Diaz o filozofii walki oraz swoim „chu*owym” rekordzie
Nate Diaz wyjaśnił, dlaczego pomimo niezachwycającego bilansu walk może nosić głowę wysoko – w przeciwieństwie do wielu innych zawodników.
W lipcu 2016 roku podczas gali UFC 200 – kilka miesięcy po tym, jak poddał Conora McGregora – Nate Diaz został poproszony przez Joego Rogana o odniesienie się do buńczucznych zapowiedzi Irlandczyka, który zapowiadał porachowanie mu kości w rewanżu.
– Gdyby to były czasy wojny, gościa już by nie było wśród żywych – stwierdził z uśmiechem stocktończyk. – Odebrałbym mu całe jego gówno. Może więc mówić, co chce, bo ma teraz gówno do gadania.
Od tego czasu minęły ponad cztery lata, ale… Filozofia walki Nate’a Diaza ujęta wówczas w przytoczonych wyżej słowach pozostaje niezmienna.
Zapytany bowiem w najnowszym wywiadzie przeprowadzonym przez Ariela Helwaniego, dlaczego uważa się za jednego z „ostatnich prawdziwych zawodników”, niemogący pochwalić się okazałym bilansem – bo trudno określić w ten sposób 20-12 – młodszy ze stocktońskich braci uderzył w bliźniaczo podobne tony…
– Jak to się dzieje, że ci wszyscy goście są kończeni? – powiedział. – Częścią wojny i jednym z jej najważniejszych celów jest powrót do domu. Idziesz na wojnę i wracasz do domu. A ci wszyscy goście nie wracają.
– I też mnie to, kurwa, irytuje, bo Conor McGregor został skończony, prawda? Wielkie walki, wielka sprawa, jest najlepszy, jest jebanym GOAT-em, zawsze dostanie rewanż i te wszystkie inne śmieszne gadki, ale zaraz… Przecież właśnie zostałeś skończony?
– A co się dzieje, gdy goście są kończeni? Goście są kończeni i…
– Ludzie zawsze pierdolą bzdury o tym, jak to „Nate nigdy tego nie wejdzie na szczyt, raz wygrywa, raz przegrywa, jest wyrobnikiem”. Tego typu bzdury o mnie opowiadają. Zaraz, zaraz, wy jesteście hejterami. Po pierwsze, byłem tutaj przed wami wszystkimi. Byłem tu pierwszy. Walczyłem ze wszystkimi. Wychowywaliście się na moich walkach. Dosłownie.
– Po drugie, opowiadacie cały czas o tym, jaki to mam chujowy rekord. Ale wiecie co? Wy wszyscy skończyliście z ryjem na deskach. Uduszeni. Znokautowani. Rozjebani po całym oktagonie. Wolę sto moich porażek niż jedną waszą. Dosłownie. To więc mam na myśli, gdy mówię o prawdziwych zawodnikach.
– Ziomek, nawet nie powróciłeś z tej wojny do domu, do rodziny. I ty chcesz się nazywać najlepszym z najlepszych? Gdy jesteś kończony w ten sposób, nie spadasz w rankingu o kilka miejsc. Nie spadasz o dwie pozycje. Zostałeś uduszony. Znokautowany. Spadasz o piętnaście miejsc.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN
– A oni nadal próbują gadać o mnie i moim chujowym bilansie? Nikt mnie nie skończył w ten sposób, ziomek. Będę tutaj do końca świata. Mówię ci. Nie jest łatwo mnie zabić. Nie tak jak resztę tych gości.
Spośród wspomnianych dwunastu porażek, jakich doznał w zawodowej karierze, Nate Diaz trzy razy nie dotrwał do końcowej syreny. W 2006 roku w swojej siódmej zawodowej walce odklepał balachę Hermesowi Francy. W 2013 roku przegrał przez techniczny nokaut z Joshem Thomsonem – choć nie został uśpiony, a dodatkowo jego narożnik rzucił wówczas ręcznik. Wreszcie w 2019 roku w swoim ostatnim występie z powodu obrażeń na twarzy nie został dopuszczony przez lekarza do czwartej rundy walki z Jorge Masvidalem.
Do akcji stocktończyk chciałby powrócić w okolicach kwietnia lub maja. Mierzy w starcia z Dustinem Poirierem i Charlesem Oliveirą.
Cały wywiad poniżej:
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
*****