Wspomnienia Michaela Bispinga, czyli jak Carlos Condit znokautował komandosa w Afganistanie – video
Były mistrz kategorii średniej UFC Michael Bisping opowiedział o wycieczce do Afganistanu sprzed dekady, podczas której Carlos Condit pokazał jednemu z komandosów, gdzie raki zimują.
Znanemu z gawędziarstwa Michaelowi Bispingowi zebrało się w najnowszej odsłonie podcastu Believe You Me na wspomnienia z Carlosem Conditem – który podczas sobotniej gali UFC on FOX 29 przegrał z Alexem Oliveirą – w roli głównej.
Otóż, Hrabia opowiedział o tym jak niespełna dziesięć lat temu wspólnie ze wspomnianym Carlosem Conditem, a także BJ-em Pennem i Urijahem Faberem wybrali się do Afganistanu – w ramach wyjazdu zorganizowanego przez UFC – by odwiedzić tam stacjonujące wojska amerykańskie, a konkretnie siły specjalne.
Oddajmy jednak głos Bispingowi…
Pojechaliśmy pewnego razu poza główną bazę do malutkiego obozu, w którym stacjonowało niewielu ludzi – w zasadzie niemal wyłącznie twardziele z sił specjalnych. Bardzo mała grupa zaprawionych w bojach gości z sił specjalnych. Zorganizowali tam też sobie malutką siłownię.
– powiedział Hrabia.
W tej siłowni mieli ring bokserski. Poszliśmy tam, spotkaliśmy się z tymi gośćmi, gadając o dupie Marynie. Jeden z nich pyta: „Chciałbyś posparować?”. Mówię, że jasne, chętnie, mogę z tobą posparować. Założyliśmy więc rękawice i po prostu bawiłem się z gościem, rozdając na lewo i prawo lekkie jaby.
Szczerze mówiąc, gość był w porządku. Zrobiliśmy mały, przyjacielski sparing, wyprowadziłem kilka prostych, podszedłem do tematu na luzie i tyle – po sprawie.
Wtedy jeden gość, inny gość z sił specjalnych, mówi do Carlosa Condita: „Chcesz posparować?”. Carlos Condit odpowiada: „Jasne, pewnie, żaden problem”.
I nawiasem mówiąc, trzeba pamiętać, że nazywają go „Urodzonym Zabójcą”, bo gość jest zimny jak sam skurwysyn. Nigdy nie podnosi głosu i zawsze jest stonowany.
Zakładają więc rękawice i gość pyta: „Jak ostro chcesz sparować?”. Carlos odpowiada: „Uderzę cię tak mocno, jak ty uderzysz mnie” – i to była uczciwa odpowiedź. Jednocześnie jednak powiedział to tak chłodno, jakby mówił: „Jeśli chcesz iść ostro, skurwielu, pójdziemy ostro, ale jeśli chcesz lekko i po przyjacielsku, możemy zrobić to lekko i po przyjacielsku – wybieraj”.
Gość więc odpowiada: „W porządku”, ale wtedy ni stąd ni zowąd dokładnie w tym momencie: JEB! Uderza Carlosa z partyzanta tak mocno, jak tylko potrafi – naprawdę, kurwa, mocno.
Miejcie na uwadze, że siedzimy na szczycie jakiejś góry w Afganistanie. Strefa wojny, jakaś malutka baza. Ci goście tam rządzą. Mają karabiny maszynowe i wszystko inne. Jesteśmy tam ja, Carlos Condit, BJ Penn, Urijah Faber i gość od PR UFC. Jeśli więc coś miałoby się zacząć, to nas ustrzelą i tyle nas widzieli.
Wracając do tematu, gość uderza Carlosa Condita w twarz tak mocno, jak tylko potrafi. Carlos pada na ziemię. I powtarzam, że to była prawdziwa bomba. Carlos upada, wstaje, potrząsa głową, dochodzi do siebie – i rusza na gościa. Lewy prosty, prawa, kopnięcie na głowę i JEB – i jebaniec z sił specjalnych wypada przez liny, upada na podłogę. Nieprzytomny, sztywny.
Wszyscy patrzą po sobie. Jasna cholera. Myślę sobie: „Carlos, nie jestem pewien, czy to było najmądrzejsze. Nie za bardzo chcę tu umierać”. Ale szacun dla Carlosa Condita.
Pointa całej historii jest taka, że od kiedy to zobaczyłem, to wiem, że to kawał twardego skurwiela. Fantastyczny człowiek.
Jak natomiast wyglądała reakcja zgromadzonych na sali pozostałych żołnierzy?
Szczerze mówiąc, zachowali się bardzo w porządku, bo widzieli, że gość sobie na to zasłużył.
– powiedział Brytyjczyk.
Strzelam, że wydawało mu się, że jest twardzielem. Jestem przekonany, że nie dawali gościowi spokoju, gdy już odjechaliśmy. Gościowi wydawało się, że jest twardzielem, uderzył z partyzanta, żeby potem opowiadać, jak to znokautował mistrza WEC – ale mu nie wyszło, bo sam skończył znokautowany.
Jak się jednak okazuje, pamięć odrobinę zawodzi brytyjskiego gawędziarza, bo w sieci zachowały się fragmenty nagrania z tegoż sparingu Carlosa Condita z amerykańskim wojakiem w dalekich górach Afganistanu. Wyglądało to tak:
*****