Brooks: „Held w pewnym sensie unikał walki”
Will Brooks zdecydowanie nie jest zadowolony, że zmierzy się z Marcinem Heldem dopiero w listopadzie.
Mistrz kategorii lekkiej Bellatora, Will Brooks, w końcu dostał walkę, o którą prosił od wielu tygodni – w swojej drugiej obronie pasa mistrzowskiego skrzyżuje rękawice ze zwycięzcą turnieju, Marcinem Heldem, na gali Bellator 145, która odbędzie się 6 listopada w St. Louis.
Brooks wyjaśnił w audycji The MMA Hour, dlaczego był tak bardzo zniecierpliwiony, aby ponownie wkroczyć do okrągłej klatki Bellatora.
Częścią mojej pracy jest rywalizacja i byłem gotowy, by rywalizować, i myślałem, że zostaniemy zestawieni na sierpień, ale Marcin Held się ożenił, miał podróż poślubną, co jest zrozumiałe, więc musieli przesunąć walkę. Myślałem, że będziemy walczyć we wrześniu, ale Marcin Held kontynuował gadkę w stylu „Jestem w podróży poślubnej, nie mogę się przygotować na wrzesień”. Więc przenieśli walkę na listopad.
To czasami frustrujące. Wstajesz, zaczynasz obóz przygotowawczy, a zaraz ci odwołują walkę, potem znów wstajesz i zaczynasz obóz i znów odwołują. To był trochę frustrujące i nadal jest frustrujące, bo uważam, że organizacja powinna powiedzieć Marcinowi: „Wiesz co, Marcin, wiemy, że masz inne rzeczy w życiu, ale musisz to jest twoja praca, musisz podjąć wyzwanie”. Uważam, że pozwolili mu na zbyt wiele. Nie jest mistrzem, jest pretendentem.
Amerykanin stwierdził też, iż uważa, że Bellator w stosunku do niego nie zachowałby się z taką wyrozumiałością, z jaką podszedł do Polaka – nawet pomimo tego, że jest mistrzem. Przekonywał, że nikt z organizacji nie spotkał się z nim, nie próbował wyjaśniać, skąd bierze się ciągłe przekładanie pojedynku.
Reprezentant American Top Team, który przed wywiadem trenował wspólnie z Dustinem Poirierem, wyjaśnił też, że powodem, dla którego chciał powrócić do walki jak najszybciej, były pieniądze.
Chcę po prostu walczyć. Nie tyle walczyć, co dostać czek. Siedem miesięcy między wypłatami to bardzo długi okres. Będę szczery – nigdy nie byłem gościem, który narzekał na płace. Rozumiem, jak to działa, rozumiem, że aby dostać więcej pieniędzy, musisz dać dobre występy, zapracować na to. Ale wszyscy widzieli moje ostatnie walki. Zarobiłem (na ostatniej) 72 tysiące dolarów. Ale ludzie nie rozumieją, że nie odszedłem z 72 tysiącami. Po opłaceniu podatków, menadżerów, klubu, rachunków i własnych podatków nie zarobiłem tak wiele. A te pieniądze szybko zaczynają się kurczyć.
Czekanie siedem miesięcy na kolejny czek nie było dobre, zwłaszcza że czułem, że nie było żadnego mocnego powodu do tego poza tym, że Marcin Held w zasadzie unikał walki, a ludzie podejmujący decyzje na to pozwalali.
Brooks nie wyjawił, jaką dokładnie kwotę otrzymał z 72 tys., twierdząc, że jego wybranka zajmuje się finansami.
Nie jestem Andersonem Silvą, który zarabia 800 tysięcy za walkę i może kilka miesięcy nie walczyć.
Najbliższy przeciwnik tyszanina nie odbiera Polakowi prawa do walki o pas mistrzowski, ale uważa, że Bellator pozwolił ma na zdecydowanie zbyt wiele.
Wygrał turniej i potem walczył z Sarnavskiym i było wówczas powiedziane, że zwycięzca otrzyma titeshota. Wygrał tę walkę i wygrał turniej, więc zgodnie z zapisami powinien dostać walkę o pas. Nadal jest na kontrakcie, który podpisał Bjorn Rebney, więc jest na starym kontrakcie, wedle którego zwycięstwo w turnieju daje titleshota. I doceniam to. Rozumiem to. Jednak nie powinien decydować o tym, kiedy dostanie walkę, bo ma sprawy prywatne do załatwienia. Gdyby miał poważną kontuzję, zrozumiałbym, ale to było bardziej w stylu nieodpowiadania na telefony, jego management w pewnym sensie zwodził ludzi. Uważam, że ludzie z Bellatora powinno postąpić ostrzej i powiedzieć: „Słuchaj, nie będziemy na ciebie czekać.”
Komentarze: 3