Trzęsący przez lata kategorią muszą UFC Demetrious Johnson zabrał po raz pierwszy głos na temat przejścia do ONE Championship.
Kilka dni temu były dominator kategorii muszej UFC i rekordzista pod względem liczby obron złota – dokonał tego jedenaście razy – Demetrious Johnson potwierdził transfer do ONE Championship w ramach transakcji, na mocy której w przeciwnym kierunku udał się Ben Askren.
Mighty Mouse zdążył udzielić też pierwszego wywiadu od czasu, gdy zmiana barw stała się faktem – i nie ukrywa, że zdecydowanie wyżej ceni sobie otoczkę promocyjno-marketingową ONE Championship niż UFC, wskazując ją jako jeden z czynników, który zadecydował o przeprowadzce.
Nigdy nie byłem fanem sposobu, w jaki promuje się walki w Ameryce Północnej.
– powiedział Johnson podczas telekonferencji (za MMAJunkie.com).
Widziałem w tym formę pewnego rodzaju gnębienia, aby zdobyć nowych fanów w mediach społecznościowych. Gdy sportowiec pisze do innego sportowca na Twitterze: „Dlaczego nie podpisałeś jeszcze kontraktu na walkę?”, postrzegam to jako formę gnębienia, wymuszania. Prowadzi to do tego, że ludzie na Twitterze i w mediach społecznościowych rzucają się na tego drugiego i mówią, że się lęka, że nie chce walczyć, że jest tchórzem. Gdy widzę, że robi to zawodowy sportowiec, w ten sposób próbując oddawać ducha MMA, czuję niesmak.
32-latek, który kilka miesięcy temu stracił pas mistrzowski na rzecz Henry’ego Cejudo, nie ukrywa, że azjatyckie środowisko ONE Championship będzie pasowało mu bardziej niż krzykliwe UFC. Nie ukrywa, że od dawna męczy go budowanie walk w mediach społecznościowych, często w nieszczególnie wyszukany sposób. Wierzy, że najważniejsza jest sportowa rywalizacja i nic nie powinno jej przesłaniać.
Jestem bardzo podekscytowany – i mówię to z dumą – że nie będę musiał przez to wszystko już przechodzić i że będę mógł być sobą, czyli prawdziwym reprezentantem mieszanych sztuk walki.
– powiedział.
I czuję, że zawsze tak postępowałem, gdy biłem się w Ameryce Północnej. W Azji wszyscy mają to natomiast w swoim DNA. Zawsze chodzi o szacunek i promowanie walki jak przystało na reprezentanta MMA – wychodzimy tam i testujemy swoje umiejętności. Nie mogę się doczekać doświadczenia tego rodzaju promocji walk, odmiennego od tego, co jest w Ameryce Północnej. Nie pasowałem tutaj.
Ludzie mówili mi… Nie ma nic gorszego niż sytuacja, w której trenujesz, a ktoś do ciebie podchodzi i mówi ci: „Stary, jeśli chcesz sprzedać więcej i chcesz, żeby twoje imię trafiło na opakowanie płatków, musisz gadać więcej bzdur”. Nie jestem kimś takim. Nie jestem konfrontacyjnym człowiekiem. Zajmuję się MMA, bo to coś, co kocham. Pomaga mi wyrazić moje uczucia. Zamieniam się w artystę, gdy rywalizuję. Artyści nie kłapią gębą i atakują ludzi, bo są na dużej scenie. Skupiają się i wykorzystuję energię na to, co kochają, czyli rywalizację. Nie mogę się więc doczekać.
Póki co nie wiadomo, kiedy Amerykanin zadebiutuje pod flagą azjatyckiego giganta. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby w pierwszym występie nie stanął naprzeciwko mistrza wagi muszej Geje Eustaquio.
*****