What’s beef #5 – Rockhold vs Bisping
W kolejnej odsłonie konfliktów w świecie MMA dowiemy się dlaczego lepiej nie zdradzać tajemnic gymu w programie emitowanym w ogólnodostępnej stacji.
Bohaterami tekstu będą znany z większych lub mniejszych zatargów z niemal każdym przeciwnikiem, z którym miał okazję się mierzyć, niekoronowany król trash-talkingu, Brytyjczyk Michael The Count Bisping oraz ostatni mistrz organizacji Strikeforce w kategorii średniej Luke Rockhold.
Zanim rozstrzygnęli konflikt w oktagonie, Luke Rockhold (z lewej) i Michael Bisping (z prawej) wymienili sporo uprzejmości, zarówno osobiście jak i za pomocą Twittera.
Cały spór zaczął się pod koniec 2012 roku, gdy losy Strikeforce były już przesądzone, a większość zawodników została przetransferowana do UFC. Złotousty Bisping został w programie MMA Uncensored Live transmitowanym przez Spike TV zapytany o czołówkę wagi średniej w Strikeforce i ich ewentualnych szansach w UFC. Michael stwierdził, że zarówno Rockhold, jak i Lorenz Larkin z pewnością nadają się do organizacji braci Fertitta, ale pretendentami do walki o mistrzostwo raczej nie mają szans zostać. Zagalopował się jeszcze dalej, twierdząc, iż całkiem niedawno miał możliwość sparowania z Rockholdem i fakty są takie, że to Mike jest nieoficjalnym mistrzem Strikeforce.
Mimo, że słowa te były wypowiedziane w żartobliwym tonie, bardzo zabolały Amerykanina, który akurat w tym momencie dopiero zaczynał się ruszać podczas, gdy Bisping był w treningu, przygotowując się do walki. Hrabia, widząc zamieszanie, szybko zresztą przeprosił za nieeleganckie zachowanie, zdając sobie sprawę, że to, co się dzieje na salce, powinno zostać miedzy zainteresowanymi, a nie wychodzić na światło dzienne.
Rockhold wkrótce faktycznie dołączył do UFC a jako, że ani on, ani The Count nie mieli zestawionego pojedynku, na Twitterze zaczął domagać się walki z Brytyjczykiem.
Luke Rockhold @LukeRockhold @bisping u dont have opponent, I dont have opponent, u talk shit about „practice” i say we set the record straight once & for all @danawhite
Na odpowiedź Anglika nie trzeba było długo czekać – sugerował on Luke’owi najpierw zanotować jakiekolwiek zwycięstwo w UFC, zanim zacznie prosić o walkę z nim.
michael @bisping @LukeRockhold @danawhite I say you go and win a fight in the UFC then we can talk.
Od tego momentu Twitter stał się jednym z głównych narzędzi do słownych przepychanek obu panów. Atmosfera była coraz bardziej gorąca, a Joe Silva zapewne zacierał ręce z zadowolenia – w końcu ciężka praca zestawiania ze sobą zawodników została praktycznie wykonana, gdyż obustronne pyskówki były niemal gwarantem tego, że do walki prędzej lub później dojdzie.
Było to tym bardziej prawdopodobne z tego względu, że świetny grappler w osobie Luke’a w walkach w UFC demonstrował również kapitalną stójkę, kolejno demolując swoich rywali – nie licząc Vitora Belforta, w starciu z którym do momentu nokautu wyglądał naprawdę dobrze. Bisping, jak to Bisping, przeplatał zwycięstwa porażkami (Belfort znokautował również i jego), ale ciągle był osoboą z Top 10 kategorii średniej, do tego z dużym nazwiskiem i doświadczeniem w UFC – do walki z Rockholdem dojść musiało!
Tym bardziej, że spokojny Rockhold cały czas miał Hrabiemu za złe przykre słowa, a Bisping nie potrafił zrozumieć, że ten jego, jak go nazwał, dick move, jest wciąż przez Luke’a rozpamiętywany. Anglika drażniło, że Amerykanin zbyt często używa słowa na „d” w stosunku do jego osoby, wobec tego sam określał przeciwnika mało szlachetnym mianem „dziwki” i „dupka szukającego rozgłosu”. Również twitterowe dogryzania nie miały sobie końca, a ich eskalacja miała miejsce pod koniec lipca 2014.
Zaczął Rockhold, a potem akcja potoczyła się dość wartko.
Luke Rockhold ✔ @LukeRockhold @Bisping wake up and get to work. You need to win a fight so the @ufc will let me beat your ass.
michael ✔ @bisping @LukeRockhold @ufc haha coming from the guy who has beaten 2 guys in his UFC career. I’ve been here for almost a decade. Your time will come
Luke Rockhold ✔ @LukeRockhold Follow @bisping @ufc the problem is your time is up.
Luke Rockhold ✔ @LukeRockhold @bisping @ufc your shit talk is worse than your eyesight these days.
michael ✔ @bisping Follow @LukeRockhold @ufc 3hrs and that’s the best comeback you got? And don’t you have a pool party attend?
michael ✔ @bisping Follow @LukeRockhold @ufc well they are both good enough to make you look stupid. #shitcomeback
Luke drwił z procentu nokdaunów Hrabiego w UFC, który wynosił całe 0, na co momentalnie pojawiły się statystyki Bispinga z Sherdoga – na 24 wygrane pojedynki 14 przez TKO co dawało 58%, ale Rockhold błyskawicznie znalazł odpowiedź i na to.
Luke Rockhold ✔ @LukeRockhold @bisping u went as far as to pull your stats from Sherdog wow that says a lot about your confidence right now
michael ✔ @bisping Follow @LukeRockhold actually it was my son, these things matter to a kid. Right, I’ve wasted enough of my time on you today.
Luke Rockhold ✔ @LukeRockhold Follow @bisping if u somehow win I would love to take u down memory lane
Ostatni wpis Luke’a dotyczy rzecz jasna pojedynku Anglika z Cungiem Le, z którym miał walczyć wkrótce. Bisping drwił z Amerykanina, że ten zamiast walczyć woli chodzić na pool partie z nastolatkami, ale z tych wpisów łatwo można zauważyć, jak wzrasta pewność siebie Rockholda – najpierw prosił o walkę z Bispingiem, a już rok później każe mu wygrać pojedynek zanim UFC pozwoli Luke’owi skopać jego tyłek.
Lista zawodników, z którymi Bisping miał na pieńku, jest imponująca – Jorge Rivera, Jason Miller, Dan Henderson czy Alan Belcher to tylko niektóre z niej nazwiska.
Osobą jednak, która znacznie lepiej radziła sobie w świetle kamer, był pyskaty Brytyjczyk, który rzekomo nie znał nawet nazwisk rywali Rockholda ze Strikeforce (hmmm… Jacare Souza nołnejmem? OK, nie ja to powiedziałem), podczas gdy ten mierzył się z najlepszymi na świecie jak Wanderlei Silva lub Dan Henderson.
Podczas spotkania twarzą w twarz pytał, komu to takiemu Luke, który nazwał Mike’a mechanicznie walczącym zawodnikiem bez nokautującego ciosu, odłączył prąd, walcząc w największej organizacji na świecie. Rockhold potrafił wymienić nazwisko Costy Phillipou, co Bisping wyśmiał, przypominając, że było to TKO, ale w wyniku kopnięcia na korpus.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że akurat Brytyjczyk również nie ma jakichś chwalebnych dokonań na tym polu – wątpię, czy skalpy w osobach Jasona Day’a, Jorge Rivery czy wakującego pas Strikeforce na rzecz aktorstwa Cunga Le mogłyby robić na kimś jakieś większe wrażenie. Poniżej link do spięcia.
Rockhold z kolei kwestionował charakter i chęć do walki Bispinga. Twierdził, że ten musi dodawać sobie odwagi pohukiwaniami, przytupywaniem czy biciem się po twarzy przed wejściem do oktagonu, Luke tego nie potrzebuje, ponieważ kocha walczyć – w przeciwieństwie do przeciwnika.
Na pewno jednak z psychologicznego punktu widzenia najlepszym zagraniem Amerykanina było zaproponowanie zakładu – zobowiązał się on do skończenia oponenta już w pierwszej odsłonie starcia, w przeciwnym wypadku jego wypłata miała powędrować do Michaela. Gdyby jednak udało mu się wygrać w premierowej rundzie, pieniądze Bispinga miałyby się znaleźć w jego kieszeni. Logiczne było, że taki zakład nie zostanie przyjęty, jednak Mike musiał się sporo nakombinować, żeby wyjść z sytuacji z twarzą. Zakładu nie przyjął, twierdząc, iż potem po porażce, którą na pewno Rockhold poniesie, miałby on wymówkę, że musiał skończyć walkę w pierwszej rundzie i stąd przegrana. Sprytne, ale punkcik moim zdaniem należy się Rockholdowi.
Przed samą walką Bisping był w opinii bukmacherów oraz ekspertów mniejszych i większych sporym underdogiem, z kursami na jego zwycięstwo wynoszącymi powyżej 4, podczas gdy za każdą postawioną złotówkę na Rockholda, można było zarobić około dwudziestu groszy.
Pierwsza runda była o wiele bardziej wyrównana, niż kursy by na to mogły wskazywać, ale w drugiej odsłonie pojedynku Luke złapał wiatr w żagle, a po high kicku, który posłał rywala na deski, założył ciasne duszenie gilotynowe, które spowodowało pierwsze klepanie w karierze Bispinga.
Po walce Brytyjczyk zwrócił uwagę na zderzenie głowami, po którym miał nie pamiętać dalszego przebiegu walki, ale nie zrzucał na nie winy za porażkę.
Bisping pokazuje, że został nieprzepisowo uderzony.
Na uwagę zasługuje zachowanie zawodników po pojedynku, kiedy to potrafili okazać sobie szacunek i podziękować za walkę, tym samym najprawdopodobniej kończąc konflikt. Poniżej link do wywiadów z oboma fighterami po walce wraz z kluczowymi jej momentami.
Skąd ta pewność? Ano stąd, że Michael ma niemal 36 lat na karku, a młodszy już nie będzie i raczej nie da rady już wspiąć się na taki poziom, żeby mierzyć się z będącym na fali Rockholdem raz jeszcze. Poza tym, z reguły spory Bispinga dobiegały końca po walce, tak było chociażby z Timem Kennedym, z którym swego czasu był również w sporym konflikcie, a po walce nie dość, że okazał respekt rywalowi, to praktycznie już skończył komentarze na jego temat (kilku małych złośliwości nie liczę).
Należy pamiętać też o tym, że Rockhold nie jest jakąś konfliktową osobą, która ceniłaby sobie trash-talking ponad wszystko – moim zdaniem jest on bardziej człowiekiem czynu i kto wie, czy dzięki temu wkrótce nie spełni swojego marzenia w postaci walki o pas UFC.
……………….
Poprzednie części cyklu:
What’s beef #4 – Rousey vs Tate
What’s beef #3 – Chute Boxe vs Hammer House
What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
What’s beef #1 – Marcello vs Bennett
fot. MMAFighting.com
Komentarze: 3