What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
Frank Mir nie miał wątpliwości – Lesnar bije jak dziecko.
W pierwszej części cyklu odwiedziliśmy Japonię, gdzie rachunki wyrównywali Cristiano Marcello i Charles Bennett, natomiast teraz przeniesiemy się do Stanów Zjednoczonych, aby poznać kulisy konfliktu pomiędzy dwoma eks-championami najpotężniejszej federacji na świecie – Francisco Mirandą, znanemu lepiej jako Frank Mir, i absolutnym magnesem przyciągającym fanó do kupna subskrypcji PPV, Brockiem Lesnarem.
Frank Mir i Brock Lesnar dwukrotnie stawali naprzeciw siebie w oktagonie.
Nie da się ukryć, że Lesnar to swego rodzaju fenomen. Po przebogatej karierze w WWE stoczył zaledwie jeden zawodowy pojedynek w MMA, nim został dokooptowany do Ligi Mistrzów tego sportu – UFC. Już w pierwszej walce dla organizacji zmierzył się z Frankiem Mirem,byłym mistrzem, który musiał zwakować pas po paskudnym wypadku na motocyklu. Brock okazał się być jego ostatnią przeszkodą przed walką o pas tymczasowy z Antonio Rodrigo Nogueirą. O ile po Mirze – królu poddań i posiadaczu jednego z najlepszych parterów w historii wagi ciężkiej – wiadomo było, czego się spodziewać, tak w wypadku Lesnara było już zupełnie inaczej. Oprócz ogromnych rozmiarów i niesamowitej siły fizycznej, które widoczne były na pierwszy rzut oka, niewiadomych było bardzo dużo.
Przed pojedynkiem miały miejsce standardowe przepychanki słowne – Mir twierdził, że chce Lesnara położyć do spania obojętnie czy to duszeniem, czy ciosem, Brock zapowiadał, że pierwszą myślą byłego mistrza w oktagonie będzie „Holy shiiiit”. Póki co więc – nic specjalnego.
Ta druga walka wieczoru gali UFC 81, która odbyła się 2 lutego 2008 roku, rozpoczęła się od szybkiego obalenia w wykonaniu potężnego (po Hong Man-Choiu jedyny zawodnik noszący rękawice o rozmiarze… 4XL!) zapaśnika i ground and pound, które zakończyło się nielegalnymi ciosami niedoświadczonego Lesnara skutkującymi odebraniem mu punktu i podniesieniem walki z powrotem do stójki. Niedługo potem Mir padł na deski po prawym Lesnara, co zresztą stało się początkiem końca. Frank przetrwał nawałnicę ciosów rywala, który, nieco podmęczony, zdecydował się podnieść pozycję. Co wydarzyło się później, zostało wspaniale pokazane pod tym linkiem. Cała walka jest natomiast udostępniona przez UFC na YouTube
O ile przed pierwszą walką nie uświadczyliśmy zbyt wiele złej krwi, tak przed pojedynkiem o pas wagi ciężkiej w UFC będącym już wtedy w posiadaniu Lesnara (tymczasowy należał do Mira) na jubileuszowej, setnej gali, mogliśmy się sporo nasłuchać, szczególnie ze strony fightera z kubańskimi korzeniami.
Frank nie mógł chyba przeboleć, że jego przeciwnik tak szybko zdobył pas, który powinien należeć do niego (co zresztą powiedział tuż po starciu z Nogueirą na UFC 98, kiedy to wywalczył pas tymczasowy). Mir twierdził między innymi, że Brock bije jak dziecko (mam wrażenie, że gdyby Brock był bardziej doświadczony, to przy okazji pierwszego GnP, gdzie niepotrzebnie uderzał w tył głowy, mógłby skończyć tę walkę – ale to tylko moje subiektywne zdanie) oraz nie jest on jakimś wybitnym wojownikiem – bazowanie na sile fizycznej według Mira nie czyni kogoś świetnym zawodnikiem. Twierdził on, że gdyby jego żona dostała do ręki kij bejsbolowy, to też by go pobiła, a nie na tym to wszystko polega – taktyka, znajomość poszczególnych technik, wplatanie ich w kombinacje, to jest to, co powinno wyróżniać znakomitego zawodnika.
Potem szedł coraz dalej, mówiąc, że nie lubi Lesnara jako osoby i chce żeby ten został pierwszą osobą, która umrze w klatce z powodu odniesionych ran. Zmuszony przez UFC, przeprosił Brocka, fanów i organizację, ale wciąż podsycał atmosferę niechęci.
Według niego były gwiazdor WWE powinien być szczęśliwy, że po pierwszej walce wciąż ma nogę w jednym kawałku. To, że Frank jest niesłychanie groźny w parterze, wie każdy, Mir nie lubi jednak, gdy przeciwnik nie klepie, gdy powinien i wtedy ciągnie dźwignię nieco dalej, co może skończyć się złamaniem. W momencie, gdy w pierwszej walce złapał nogę Lesnara, czuł klepnięcie, ale było ono jakieś nietypowe, więc pomyślał, że chyba Brock go bije i nieco przeciągnął poddanie. Na szczęście, Steve Mazzagatti, widząc, co się dzieje, wkroczył między zawodników, ratując kolano Lesnara.
Frank odniósł się również krytycznie do budowy ciała przyszłego rywala, a zwłaszcza jego klatki piersiowej. Zdaniem Mira „głupi” tatuaż ma odwracać uwagę od wiszących i podskakujących babskich piersi.
Czy klatka piersiowa Brocka faktycznie wygląda jak kobieca?
Lesnar jakoś nigdy mistrzem trash-talkingu nie był, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że się jąka, a przed kamerami jest speszony, woląc wykonywać swoją pracę w klatce. Żałował jedynie, że przez podniesienie walki Mazzagatti odebrał mu wygraną (tu go chyba nieco poniosło, przecież miał Franciszka na deskach niedługo później i nie dał rady skończyć walki), że nie trenował specjalnie obron przed poddaniami przeciwnika, ale z pewnością jest coraz lepszym i bardzo doświadczonym zawodnikiem. Zapowiadał, że tym razem nie odda przeciwnikowi wygranej walki.
Gdy nadszedł sądny dzień drugiej konfrontacji, Mir zebrał w rodzinnym Las Vegas srogie manto, za które zresztą jego przeciwnik otrzymał potem nagrodę w kategorii Beatdown of the Year.
Tuż po walce Lesnar zapragnął powiedzieć Mirowi, co o nim myśli, a buczącym na niego fanom pokazał środkowy palec wyrażający jego uczucia wobec nich.
Ciężka choroba niedługo po walce sprawiła, że Lesnar niemalże zakończył karierę zawodniczą. Jednak twardy organizm sportowca nie poddał się i po powrocie Brock miał ochotę na trzeci pojedynek z Mirem, twierdząc, że ten za bardzo czepiał się jego osoby po UFC 100 i w ewentualnym trzecim starciu raz na zawsze udowodniłby mu, do kogo powinien należeć pas. Według Brocka to lanie z poprzedniej walki widocznie było niewystarczające dla jego stalkera i trzeba je poprawić.
Póki co jednak do trzeciej walki nie doszło, mało tego, Lesnar brutalnie znokautowany przez Alistaira Overeema zakończył karierę zawodnika MMA i wrócił do wrestlingu. Natomiast Frank Mir po czterech porażkach z rzędu chyba również powinien rozważyć zawieszenie rękawic na kołku.
Mimo tego, że napięcie pomiędzy nimi nieco osłabło – Mir powiedział nawet, że gdyby nie choroba Lesnar zdecydowanie zdominowałby wagę ciężką w UFC – to wzorem Reema Frank stwierdził, że chętnie skrzyżowałby z nim rękawice raz jeszcze (chrapkę na to ma również emeryt Shane Carwin).
Pomimo tego, że UFC ma ogłosić wkrótce jakąś doniosłą informację, nie sądzę, żeby miał to być powrót Brocka do organizacji. Niemniej jednak zdrowy Lesnar mógłby wnieść odrobinę świeżego powiewu do nieco skostniałej i pozbawionej mocnych zawodników kategorii ciężkiej i ja osobiście z miłą chęcią obejrzałbym rozstrzygnięcie trylogii. A Wy jak zapatrywalibyście się na ewentualny trzeci pojedynek sagi?
Komentarze: 2