Walka z Mamedem? „Nie stchórzyłbym!”- mówi Damian Janikowski
Damian Janikowski podsumowuje zwycięstwo z Julio Gallegosem na KSW 39, opowiada o swojej najsłabszej stronie oraz potencjalnej walce z Mamedem Khalidovem.
Damian Janikowski potrzebował jedynie 86 sekund, aby zapisać na swoim koncie pierwszą wygraną w MMA. Brązowy medalista olimpijski w zapasach w stylu klasycznym z Londynu w takim właśnie czasie ubił podczas gali KSW 39 – Colosseum na Stadionie Narodowym w Warszawie Julio Gallegosa.
Spektakularny debiut Damiana Janikowskiego, nokautuje Julio Gallegosa – video
Nie spodziewałem się tak krótkiego pojedynku. Byłem nastawiony na dłuższą i bardziej wyrównaną walkę. Ale trzeba brać, co dają.
– powiedział w rozmowie ze Sport.pl Janikowski.
Przy wchodzeniu do klatki, a później w trakcie starcia, nie zwracałem uwagi na trybuny. Byłem skupiony na robocie. Liczył się tylko przeciwnik i głosy moich trenerów. Dopiero później, kiedy emocje opadły, wszedłem na płytę i mogłem się przyjrzeć jak to wygląda. Oprawa była imponująca.
Wrocławianin nie ukrywa, że przeszedł do MMA, aby i tutaj – podobnie jak wcześniej w zapasach – wdrapać się na szczyt, a jego pierwszym celem jest pas mistrzowski kategorii średniej, który jest obecnie w posiadaniu Mameda Khalidova.
Na ten moment nikt nie zaproponuje mu pojedynku z zawodnikiem z Czeczenii, ale zapytany, czy gdyby jednak taka oferta się pojawiła, Janikowski nie miał wątpliwości.
Nie stchórzyłbym. Dałbym z siebie wszystko.
– powiedział.
Teraz jest wszystko w rękach władz federacji. Wiedzą jak kreować nowe gwiazdy. Ale na razie o tym nie myślę.
Janikowski przyznał, że bardzo nie spodobały mu się gwizdy, jakie pojawiły się po walce wieczoru, w której wspomniany Mamed Khalidov jednogłośnie wypunktował Borysa Mańkowskiego.
To było niepotrzebne i bardzo złe zachowanie. Gdyby nie Mamed, nie byłoby tej całej gali. Zobaczmy, ile stoczył pojedynków, w jakim jest wieku i ile zrobił dla rozwoju MMA w Polsce. Odwalił kawał świetnej roboty i zapracował sobie na szacunek.
28-letni zawodnik jest zadowolony z postępów, jakie poczynił w ostatnich miesiącach, przygotowując się w warszawskim S4 Fight Club do zawodowego debiutu, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że ma przed sobą jeszcze wiele nauki, szczególnie – jak podkreśla – w parterze.
Grappling [walki na chwyty], czy brazylijskie jiu-jitsu, muszę dostosowywać do MMA, gdzie trzeba uderzać, zakładać szybką dźwignię czy dusić. To jest najtrudniejsze, a doświadczenie nabiera się z walki na walkę.
– stwierdził.
Wiem, że parter zabierze mi najwięcej zdrowia i godzin treningowych. Na szczęście szybko się uczę. W stójce jest naprawdę dobrze. Potrafię mocno kopać i uderzać. Chyba się z tym urodziłem.
Janikowski nigdy nie ukrywał, że przejście do MMA w ogromnej mierze podyktowane było finansami. Zdaje sobie jednak świetnie sprawę, że to zapasy i sukcesy w tej właśnie dyscyplinie pozwoliły mu uzyskać atrakcyjny kontrakt z KSW. Zapytany, ile zarobił za debiut, odparł:
Kwoty nie zdradzę, ale można zarobić tyle ile przeciętny człowiek musi pracować przez cały rok.
*****
Historia jednego podchwytu – analiza walki Damiana Janikowskiego z Julio Gallegosem