„Uważaliśmy, że to jedyna broń, jaką może mnie zaskoczyć” – Szymon Kołecki rozłożył na czynniki pierwsze Damiana Janikowskiego
Szymon Kołecki szczegółowo pod kątem taktycznym przeanalizował zwycięstwo z Damianem Janikowskim i swój plan na walkę.
Szymon Kołecki okazał się lepszy od Damiana Janikowskiego w starciu, które zapowiadane było jako konfrontacja dwóch olimpijczyków. Złoty i srebrny medalista w podnoszeniu ciężarów w drugiej rundzie toczonej w żwawym tempie, efektownej i pełnej ostrych spięć walki ubił brązowego medalistę olimpijskiego w zapasach w stylu klasycznym.
Zobacz także: Alistair Overeem zabrał głos po makabrycznym rozcięciu
Nasz styl walki w poprzednich pojedynkach był podobny – agresja, mocno do przodu, zmiana płaszczyzn, bez kalkulacji.
– powiedział Kołecki w rozmowie z dziennikarzami po zwycięstwie.
Ja byłem praktycznie pewny, że nasza walka będzie wyglądała właśnie tak.
Podopieczny Mirosława Oknińskiego nie miał jednak lekkiej przeprawy. Jak sam przyznał, trzy razy był podłączony, po raz drugi w karierze lądując na moment na deskach. Po raz pierwszy zapoznał się z nimi w drugiej zawodowej walce z Łukaszem Łysoniewskim.
Tutaj był taki knockdown, którym zmiękczył mi nogi.
– powiedział, nawiązując do pierwszych sekund konfrontacji z Janikowskim.
Spojrzałem, gdzie jest Damian i pomyślałem, że muszę zrobić krok w tył, krok w bok, złapać dwa oddechy, żeby wyrównać błędnik, żeby walka nie skończyła się przed czasem. Ale faktycznie podłączony byłem.
Już po kilku pierwszych wymianach nos Szymona mocno krwawił, ale zapewnił on, że nie utrudniało mu to oddychania, ani nie wpłynęło na jego kondycję. Przyznał, że odczuwał oczywiście zmęczenie, ale stwierdził, że nie przekraczało ono poziomu, który zna doskonale z codziennych sparingów.
Były ciężarowiec w pierwszej rundzie trzy razy fruwał po efektownych rzutach byłego zapaśnika, ale okazuje się, że absolutnie szat z tego powodu w trakcie walki nie rozdzierał – a wręcz przeciwnie!
Taki suples był na mnie rzucany ze sto razy w przygotowaniach. Nasi zapaśnicy brali mnie za plecy i rzucali suplesy.
– powiedział Szymon.
Właściwie kiedy Damian rzucał te rzuty, byłem bardzo zadowolony w trakcie – myślałem, że kosztują go dużo energii. W treningach robiąc to, moim zadaniem było nie polecieć wysoko, spaść na czworaka. Tutaj udało się to zrobić. Byłem naprawdę mega zadowolony, gdy okazało się, że Damian trzy razy pod rząd mnie rzucił. Praktycznie w przeciągu minuty, półtorej. Nie dało się, żeby wyszedł z tego bez utraty sił. A tym bardziej byłem zadowolony, że te rzuty nie były wysokie i udało mi się ładnie spadać na czworaka. Chociaż po którymś rzucie jak wstawałem przy siatce, to przyjąłem jakiś cios, ale to niestety jest wkalkulowane. Podstawą było nie polecieć wysoko.
Już po pierwszej rundzie, gdy obaj zawodnicy schodzili do narożnika, widać było wyraźne zmęczenie Janikowskiego. I nie uszło to uwadze Kołeckiego.
Zwracałem uwagę (jak zmęczony schodził do narożnika).
– przyznał.
Nie wiem, czy widzieliście, ale na chwilę siadłem, wyrównywałem oddech głębokim oddechem i w połowie przerwy już wstałem, żeby presję wywierać na Damianie – żeby zobaczył, że nie jestem zmęczony. Stałem. Wiedziałem, że po trzech rzutach, przy których naprawdę dobrze zaoporowałem, żeby mnie nie podniósł i czułem, że stracił siły, wiedziałem, że jeszcze muszę wywrze dodatkową presję psychologiczną i robiłem wszystko, co mogłem, aby tak zrobić.
W drodze do walki Damian wielokrotnie powtarzał, że przewaga kondycyjna będzie po jego stronie. Oceniał, że Szymon ruszy bardzo ostro w pierwszej rundzie, ale w kolejnych może zabraknąć mu paliwa.
Tymczasem Kołecki i jego sztab trenerski nie mieli wątpliwości, że będzie dokładnie odwrotnie.
Wiedziałem, że im więcej będzie klinczu, im więcej będzie parteru, tym bardziej Damian będzie zmęczony i będzie to działało na moją korzyść.
– stwierdził.
W sparingach naprawdę nie ustępuję w kondycji dobrym zawodnikom. Jest u nas w klubie chyba tylko Michał Olksiejczuk, który przełamuje mnie kondycyjnie, który jest w stanie wytrzymać więcej. Natomiast z resztą zawodników mogę robić i daję radę. Wiedzieliśmy. Mirek to powtarzał, że im więcej będzie klinczu, zapasów, tym dla Damiana mniej korzystnie. Najbardziej niebezpieczne były, powtórzę, haki i sierpy oraz pierwsza minuta walki. Tak też się okazało.
Nie siłowałem się z Damianem. Nawet jeśli go obalę czy wyjdzie cokolwiek z parterem, moim zadaniem było nie siłować się z nim i nie trzymać. Dociążyć go ciałem, umęczyć najbardziej, jak się da, tracąc jak najmniej sił. I to robiłem. Wiedziałem, że jak Damian będzie wstawał, a ja będę musiał umęczyć się, żeby go w tej płaszczyźnie utrzymać, pozwalam mu wstać. I tak też pracowałem.
W stójce najwięcej sukcesów Kołecki notował lewym prostym. Głowa Janikowskiego odskakiwała raz za razem po szybkich jabach ze strony Kołeckiego – nieprzypadkowych.
Taki był plan, żeby lewym prostym cały czas w dystansie go trzymać.
– powiedział Szymon.
W pierwszych minutach walki mi się to nie udawało. Oczywiście po tysiąckroć powtarzane było przez Mirka: nie wchodzić w półdystans! Haki i sierpy to jest broń Damiana – i uważaliśmy, że to jest jedyna broń, którą może mnie zaskoczyć. Nie kopnięcia, nie latające kolana, nie jego zapasy, nie jego parter, nie ubijanie – a właśnie haki, sierpy. I okazało się, że faktycznie ma je niebezpieczne.
Kołecki zapewnił, że w najmniejszym stopniu nie deprymowało go, że pomimo inkasowania kolejnych uderzeń Janikowski nie idzie na deski. Wiedział, że mierzy się z twardym rywalem. Nie ukrywa też, że o ile siłowo były zapaśnik wrażenia na nim nie zrobił, to inaczej miała się sprawa w kwestii techniki.
Czułem, że po dwóch minutach Damian już nie ma tej siły.
– stwierdził Szymon.
Natomiast w klinczu Damian pracuje fantastycznie technicznie. Naprawdę nie czułem siły, ale bardzo dobrze się ślizgał. Jest to medalisty olimpijski w tej dziedzinie i nie polecam nikomu w klinczu zostawać z nim zbyt długo.
Zapytany o dalsze plany, rozpędzony dwoma zwycięstwami w KSW – w debiucie pokonał Mariusza Pudzianowskiego – Szymon Kołecki stwierdził, że nie ma w tej chwili żadnych – ani w temacie rywala, ani kategorii wagowej, w której mógłby walczyć. Nie ukrywa jednak, że nie garnie się do ponownego ścinania do 91,5 kg.
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK z bonusem 500 PLN na start
*****
to niesamowita kondycje tam maja jak Oleksiejczuk najlepiej z nich sie trzyma