UFC on Fox 12 – wyniki i relacja
Zapraszamy do relacji na żywo oraz wyników gali UFC on Fox 12, na której zawalczy Joanna Jędrzejczyk, pierwsza Polka w oktagonie.
185 lbs: Robbie Lawler > Matt Brown (jednogłośna decyzja)
Robbie Lawler dzięki kapitalnej pracy nóg i świetnej pracy pięściarskiej, zwłaszcza w kontrach, wypunktował Matta Browna, na samym początku dając Nieśmiertelnemu do zrozumienia, że nie pozwoli zamykać się pod siatką, karząc rywala za każde niedokładne uderzenie jego przepuszczeniem i własnymi ciosami w odpowiedzi. Właśnie początek pojedynku doprowadził do tego, że Brown był mniej agresywny, niż to onegdaj bywało. Pomimo tego Lawler przespał drugą rundę, ale obudził się w kolejnych, kapitalnie kontrując nieudane ataki przeciwnika oraz zagrażając mu kopnięciami na korpus i głowę. Tylko niebywale twardej szczęce Nieśmiertelny zawdzięcza dotrwania do końcowej syreny walki, choć trzeba odnotować, że również i on miał swoje momenty – zwłaszcza w drugiej rundzie, gdy kilka razy mocno przycisnął, w klinczu rażąc Lawlera łokciami.
Ostatecznie jednak to Bezwzględny w pełni zasłużenie wyszedł z tej walki z tarczą, będąc zawodnikiem lepiej poukładanym technicznie, który znacznie lepiej się poruszał i był precyzyjniejszy w swoich atakach.
205 lbs: Anthony Johnson > Antonio Rogerio Nogueira (techniczny nokaut)
Anthony Johnson w sposób spektakularny i budzący grozę zarazem znokautował Antonio Rogerio Nogueirę, bombardując go serią przeokrutnych sierpów i podbródkowych rodem z Mortal Kombat. Aż dziw bierze, że Minotoro nie padł po nich nieprzytomny na deski, choć stan, do jakiego go doprowadziły, wzbudzić musiał współczucie, jakie zawsze towarzyszyć musi upadkowi zasłużonego zawodnika.
Rumble tym samym zyskał kolejny rewelacyjny nokaut do kolekcji oraz stał się bardzo poważnym kandydatem do walki o pas mistrzowski w niedalekiej przyszłości. Jeśli chodzi zaś o Nogueirę, to pewnie może jeszcze powalczyć ze średniakami dywizji, ale… czy nie szkoda już i tak kiepskiego zdrowia?
145 lbs: Dennis Bermudez > Clay Guida (poddanie – duszenie zza pleców)
Rozpędzony Dennis Bermudez całkowicie zdominował Clay’a Guidę, będąc znacznie bardziej poukładanym i precyzyjnym uderzaczem, trafiając znacznie mocniej oraz prezentując przy tym wyższość zapaśniczą. Warto szczególnie podkreślić, że stójka Dennisa przeszła długą drogę i teraz w tym aspekcie prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Owszem, czasami jeszcze daje się trafić, zapominając się w ataku, ale wygląda to o niebo lepiej, niż jeszcze kilka walk temu – nie jest już typem zawodnika, który myśli tylko o urwaniu głowy rywalowi, wykazuje dużo więcej cierpliwości oraz coraz lepsze umiejętności kontrowania.
Mając na koncie siedem kolejnych zwycięstw i pokonanie zawodnika na poziomie Guidy, może powoli przygotowywać się do starć z absolutną czołówką dywizji piórkowej.
155 lbs: Bobby Green > Josh Thomson (niejednogłośna decyzja)
W szalenie wyrównanej walce Bobby Green i Josh Thomson na pełnym dystansie wymieniali kickbokserskie i słowne uprzejmości. Dobra defensywa obu doprowadziła jednak do tego, że niewiele oglądaliśmy celnych, soczystych ciosów. Tyrone Spong na swoim Twitterze podsumował ją, pisząc, że „Zrobili bardzo dużo niczego” i przyznam szczerze, iż coś w tym jest. Ciosy pruły przede wszystkim powietrze, a zawodnicy nadrabiali uśmiechami i gadaniem. Greenowi należą się jednak wielkie brawa, bo udowodnił, że jest w stanie nawiązać walkę i pokonać ścisłą czołówkę dywizji lekkiej. Thomson w mojej ocenie zdecydowanie zbyt rzadko próbował obaleń, a wdając się w bitwę na uderzenia, nie mógł być pewnym wygranej. Zwycięstwo winduje Greena do czołowej dziesiątki, natomiast Thomson prawdopodobnie znów zacznie przebąkiwać o zakończeniu kariery sportowej.
155 lbs: Jorge Masvidal > Daron Cruickshank (jednogłośna decyzja)
Jorge Masvidal od samego początku nie był sobą, spychając Darona Cruickshanka do głębokiej defensywy. Mimo to w pierwszej rundzie to ten ostatni trafił najlepszym ciosem, mocnym prawym prostym posyłając na deski Masvidala, który jednak błyskawicznie wstał, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Później będący na permanentnym wstecznym Cruickshank nie był już w stanie zagrażać Masvidalowi, choć, owszem, w powietrzu cały czas coś wisiało, bo nie może być inaczej w przypadku tak rewelacyjnie kopiącego zawodnika jak Detroit Supertar. Gamebred zaczął jednak wyraźnie kontrolować walkę, w stójce korzystając z prostych oraz kopnięć, które powstrzymywały jego rywala od wyprowadzania jakiejś bardziej zdecydowanej ofensywy. Gdy od drugiej rundy Masvidal do działania zaprzęgnął swoje zapasy, Cruickshank nie był w stanie znaleźć na nie odpowiedzi i reprezentant ATT w pełni zasłużenie zwyciężył na kartach sędziowskich. Czy zgodnie ze swoim życzeniem otrzyma teraz Donalda Cerrone?
205 lbs: Patrick Cummins > Kyle Kingsbury (jednogłośna decyzja)
Cummins pozamiatał matę Kingsburym, kładąc go na plecach niemal od niechcenia za każdym prawie razem. Ten ostatni był tak bezradny, że aż żal było patrzeć na to, jak poniewiera nim Cummins. Na plus Kingsbury’emu (i minus Cumminsowi) zaliczyć można jednak to, że za każdym razem był w stanie ponownie przenosić walkę do stójki – choć na bardzo krótko. Od strony kickbokserskiej Cummins nadal jest absolutnym przeciętniakiem, ale doskonałe zapasy powinny przyczynić się do tego, że jego rywale – sparaliżowanie strachem o wylądowanie na plecach – będą ociągać się z wyprowadzaniem ofensywy. Patrick zaprezentował się też nadspodziewanie dobrze od strony kondycyjnej, choć jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by wróżyć mu jakiekolwiek większe sukcesy w UFC. W końcu był to tylko Kyle Kingsbury, który teraz po czwartej z rzędu ogłosił przejście na sportową emeryturę.
Na uwagę zasługuje też punktacja – jeden z sędziów przyznał Cumminsowi wszystkie rundy jako 10-8. Owszem, Pensylwańczyk dominował, ale czy w każdej 5-minutówce na tyle, by przyznać mu tak wysoką punktację? Ciężko rzec.
145 lbs: Tim Means > Hernani Perpetuo (jednogłośna decyzja)
Tim Means przespał pierwszą rundę walki z Hernanim Perpetuo, podczas której Brazylijczyk raz po raz odpalał szarże bokserskie złożone z długich kombinacji, które zmuszały Amerykanina do odwrotu. Później jednak Means zaczął łapać swój rytm i zyskiwał przewagę w stójce – jego ciosy nie siały może spustoszenia, ale w końcu ich ilość i precyzja wzrosły, a co raz bardziej zmęczony rzucanymi z pełną mocą uderzeniami Brazylijczyk opadł nieco z sił. Później jeszcze nabawił się kontuzji ręki, co jeszcze bardziej ograniczyło jego arsenał ofensywny do mocnego lowkinga, którym trafiał często, oraz prawego sierpa, którym trafiał sporadycznie. Ostatecznie sędziowie jednogłośnie orzekli zwycięzcą Tima Meansa. Jeśli Amerykanin nie śpi, prezentuje się całkiem solidnie, składając dobre kombinacje ciosami prostym i efektownie korzystając z ciosów łokciami. Tym samym Means zapewnił sobie dalszą karierę w UFC, a mający na koncie dwie porażki Perpetuo musi liczyć się ze zwolnieniem.
145 lbs: Brian Ortega > Mike de la Torre (poddanie – duszenie zza pleców)
Brian Ortega udowodnił, że jest doskonałym grapplerem i błyskawicznie rozprawił się z Mikiem de la Torre. Po tym, jak ten ostatni trafił kilkoma ciosami, Ortega przeniósł walkę do klinczu, gdzie błyskawicznie zrobił to, czego wcześniej przez 15 minut nie był w stanie zrobić Mark Bocek – zdobył plecy de la Torre, wpiął się za nie i po krótkiej walce na chwyty zapiął ciasne duszenie – sędzia McCarthy, widząc powoli przenoszącego się na drugą stronę świadomości de la Torre, słusznie przerwał pojedynek, dzięki czemu Ortega zanotował pierwsze zwycięstwo w UFC, a jego „akcje” poszybowały w górę.
Brian Ortega dusi Mike’a de la Torre.
155 lbs: Tiago dos Santos > Akbarh Arreola (jednogłośna decyzja)
Niedoszły piłkarz Tiago dos Santos po stójkowej batalii, która jednak nie mogła powalić na kolana ani fanów technicznych wymian, ani fanów barowych rzezi, pokonał Akbarha Arreolę, będąc agresywniejszym oraz częściej trafiając swojego przeciwnika kopnięciami i obszernymi sierpami, które jednak nie robiły większego wrażenia na Meksykaninie. Ten odpowiadał przede wszystkim kopnięciami na korpus, ale i one zdawały się nie czynić większej krzywdy Tratorowi. Walkę zapamiętamy chyba tylko z uwagi na uderzenia łokciami na nogi, którymi stojący nad będącym na plecach Brazylijczyk próbował razić – bezskutecznie – Meksykanina. Dos Santos wydaje się twardym zawodnikiem, ale nie jestem pewien, czy w naładowanej talentami dywizji lekkiej uda mu się utrzymać. Arreola zapewne wyleci po kolejnej przegranej, chyba że dostanie jakiegoś zawodnika z totalnych nizin, aby zachować go na ewentualna galę w Meksyku.
170 lbs: Gilbert Burns > Andreas Stahl (jednogłośna decyzja)
Gilbert Burns trafia na moją listę zawodników, których warto mieć na oku. Na co dzień walczący w kategorii lekkiej Brazylijczyk świetnie poradził sobie z Andreasem Stahlem, wypunktowując go na pełnym dystansie. Podopieczny Vitora Belforta zaprezentował dobrą, techniczną stójkę, klasowe kontry, doskonałą defensywę oraz szczyptę szaleństw w postaci obrotowych łokci na rozerwanie klinczu, latających kolan czy stompów w klinczu. Jego kondycja również zdała egzamin, choć wcześniej nigdy nie walczył nawet w drugiej rundzie, wszystkich dotychczasowych rywali kończąc w pierwszej. Jeśli dodamy do tego, że jego parter to klasa światowa, a w kolejnej walce będzie już bił się w swojej naturalnej kategorii do 155 lbs, to może z czasem stać się zawodnikiem szerokiej czołówki.
Joanna Jędrzejczyk trafia frontalnym kopnięciem Julianę Limę.
115 lbs: Joanna Jędrzejczyk > Juliana Lima (jednogłośna decyzja)
Joanna Jędrzejczyk zgodnie z oczekiwaniami rozmontowała w stójce Brazylijkę Julianę Limę, kapitalnie korzystając z soczystego lewego prostego, mocnego prawego sierpa oraz masy ciosów na korpus, którymi zasypywała kickboksersko bezradną rywalkę. W pierwszej rundzie co prawda Lima dociskała naszą zawodniczkę przez długi czas do siatki, ale absolutnie nic z tego nie wynikało – choć jeden z sędziów punktował tę rundę dla Brazylijki. Polka jednak była bezwzględna dla przeciwniczki w stójce, a komentatorzy nie szczędzili jej ciepłych słów. Miejmy nadzieję, że to zwycięstwo stanowić będzie początek nowej, wspaniałej drogi dla Polki.
145 lbs: Noad Lahat > Steven Siler (jednogłośna decyzja)
Obaj zawodnicy na otwarcie gali stoczyli bardzo wyrównany pojedynek. W stójce przewagę miał odrobinę bardziej techniczny Siler – w przeciwieństwie do siłowego i w konsekwencji tracącego szybciej energię Lahata. W pierwszej rundzie jednak pochodzący z Izraela zawodnik zanotował kilka udanych sprowadzeń, natomiast w drugiej którą przez długi czas przegrywał w stójce, był bliski skończenia Silera pięknym trójkątem nogami, co w obu tych rundach pozwoliło mu zyskać uznanie w oczach sędziów, w konsekwencji zwyciężająć 29-28. Siler był zdecydowanie lepszy w ostatniej rundzie, nie tylko stójkowo dominując nad wyczerpanym Lahatem, ale też przez dłuższy czas mając jego plecy. Ostatecznie jednak Noad Lahat zaliczył pierwsze w karierze zwycięstwo w UFC, natomiast Steven Siler po trzeciej kolejnej porażce powinien obawiać się o swoją przyszłość w organizacji. Walkę zwieńczyło trochę poprawności politycznej, bo rzadko zdarza się, by po tak przeciętnej walce, w której zwycięzca niczym nie zachwycił, Joe Rogan wchodził do oktagonu, by przeprowadzić z nim wywiad. Cóż…
Jestem antyfanem walk kobiet, ale to było naprawdę dobre. Aśka ma świetną techikę, co nie zdarza się u pań często. Świetnie pracuje na nogach i bije kombinacjami, obrona przed obaleniami też wyglądała dobrze. Myśle, że szybko będzie w ścisłej czołówce.
To prawda, warto też podkreślić świetne ciosy na korpus, który w UFC jest często jak na lekarstwo. Jedna rzecz tylko wymaga drobnych szlifów – Joanna po wybronieniu obaleń nie potrafiła szybko zrywać klinczu, dając się zaganiać pod siatkę lub obalać (w 3 rundzie). Poza tym jednak – klasa!
Szkoda, że nie było z nią wywiadu po tym, jak rozpływali się nad nią w komentarzu. No, ale był z Lahatem z wiadomych przyczyn, więc…
Taa, ciekawe czy jakby przegrał też byłby wywiad. Ciekawe, czy jakby przegrał, to też by wygrał? Nie przypominam sobie wywiadu po decyzji w otwarciu.
Póki co pijedynek Means vs Perpetuo najlepszy. Twarda walka, w dobrym tempie. Ciekawe jak ręka Perpetuo wpłynęła na przebieg starcia, bo widać, że złamana.
Co do tych ciosów na korpus, to od 1-1,5 roku można zaobserwować tendencje wzrostową jeśli chodzi o ilość, ale tak jak w boksie nigdy nie będzie. Uderzenia na dół będą tylko dodatkiem, oprócz może kilku, kilkunastu zawodników.
Mnie jednak najbardziej podobało się starcie Burnsa ze Stahlem, choć póki co jeszcze w żadnej walce wielkich fajerwerków nie było.
Jednym okiem oglądałem początek gali, o co chodzi z tym wywiadem z Lahatem? Gala spoko jak na razie, Aśka świetnie zawalczyła, Cummins pełna dominacja.
P.S. – mówiłem, nie stawiać pieniędzy w walce debiutantów :-(
Lahat jest członkiem izraelskich sił zbrojnych, i zaraz po gali odlatuje przywdziać mundur i walczyć za ojczyznę. Oczywiście cały wywiad był o tym.
Palestyńskie dzieci same się nie wyrżną.
No, wreszcie coś mocnego. Pełna dominacja i co równie ważne próby skończenia do samego końca. Fajna punktacja, słuszna. Mam nadzieje, że dalej będzie jeszcze lepiej.
30-24, 30-25, 30-27. Jedynie punktacja Dennis Siver vs Nam Phan przebija tą jeśli chodzi o jednostronność.
Oczywiście, że wywiad z Lahatem był dlatego, że leci do Izraela, bo, cytując z pamięci, jak nie będzie walczył, to nie będzie miał, gdzie mieszkać. Propaganda.
Odnośnie 30-24 w walce Cumminsa, chyba przesada – jednak Siver znacznie mocniej obijał wtedy Phana.
De la Torre zawiódł, fakt…
Ja punktowałem 30-25, z drugą i trzecią na 10-8, myślę że to w pełni zasłużony rezultat.
Z tym się zgodzę – punktowanie pierwszej rundy 10-8 to jednak przesada.
Tak jak przewidywałem, potencjał na walkę wieczoru jest. Dla takich pojedynków zarywa się noce. Nadal nie ogarniam tego nokdaunu. Masvidal wstał szybciej niż padł i oczywiście pierwszą rundę przspał, ale walkę wygrał.
Zabawna ta sytuacja z Mashvidalem w pierwszej rundzie – upadł porażony jak kłoda, a wstał jakby się potknął. ;-) ;-) :-)
Rumble i Bermudez dali czadu!
Mam nadzieję, że to jest ostatnia walka Nogueiry. Jednego i drugiego.
Ma ktoś gifa z knock-downem Masvidala?