Po burzy – UFC 154: GSP vs Condit
Gala UFC 154: GSP vs Condit przeszła do historii. Pomimo tego, że w ośmiu z dwunastu pojedynków do akcji zaprzęgnięto sędziów punktowych, to kilka batalii, z main eventem na czele, dostarczyło nie lada emocji.
Darren Elkins w swoim zapaśniczym stylu zamęczył Stevena Silera, notując czwarte zwycięstwo z rzędu w kategorii piórkowej. Ivan Menjivar efektownie odklepał debiutującego w UFC Azamata Gashimova, zgarniając bonus za poddanie wieczoru, Matt Riddle po średnio ciekawym pojedynku, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego poprzednie występy, wypunktował Johna Maguire, a Antonio Carvalho niejednogłośnie przekopał Rodrigo Damma. John Makdessi bez problemów wypunktował faworyzowanego Sama Stouta, który w liczbie przestrzelonych uderzeń być może pobił rekord UFC. Cyrille Diabate nie dał szans Chadowi Griggsowi, prawdopodobnie pozbawiając go kontraktu z UFC, a Patrick Cote w kontrowersyjnych okolicznościach pokonał Alessio Sakarę przez dyskwalifikację tego ostatniego.
Powyższe walki jednak raczej nie będą rozpamiętywane za tydzień, dwa. Jakie zatem wydarzenia z UFC 154 zapadną fanom w pamięci na dłużej?
GSP daje ciekawą walkę
Od razu dodajmy – w czym bardzo mocno pomógł mu Carlos Condit, który po spuszczeniu mu „pierwszej krwi” przez Kanadyjczyka, przestał kalkulować w stójce i pomimo tego, że swoje zdążył zebrać, to również mocno naruszył mistrza. Dołożył do tego dobra pracę z pleców, nieustannie starając się o poddania sortu wszelakiego – jasne, ani razu nie był naprawdę blisko odklepania GSP, ale też jego aktywna garda powodowała, że do końca można było emocjonować się pojedynkiem, łudząc się, że a nuż Condit jednak coś wyczaruje.
Należy też oddać Georgesowi, że z góry był aktywniejszy niż w ostatnich kilku walkach i naprawdę robił, co mógł – oczywiście, utrzymując odpowiedni margines bezpieczeństwa, który stał się stałym elementem jego walk po nokaucie z rąk Serry – by skończyć Condita. Pokazał też niezły hart ducha, przyjmując w trzeciej rundzie potężne kopnięcie na głowę, które położyło go na deski, by następnie szybko się otrząsnąć i jeszcze w tej samej rundzie solidnie sponiewierać z góry Condita.
Przy tej okazji warto odnotować, że powszechne przekonanie, że GSP ma doskonałą stójkę, nie do końca odpowiada rzeczywistości – GSP poległby w stójce z kilkoma zawodnikami swojej dywizji. Tym, co czyni jego stójką tak efektywną, są jego zapasy i kapitalne, prawdopodobnie najlepsze w całym UFC, obalenia wraz z ich perfekcyjnym timingiem i imponującą dynamiką. To właśnie obawa przed obaleniem paraliżuje bardzo dobrych strikerów w pojedynkach z Kanadyjczykiem – świadomość, że w każdej niemal sekundzie można wylądować na plecach, jest szalenie skutecznym straszakiem, uniemożliwiającym pokazanie pełni możliwości przez uderzaczy toczących boje z GSP. Jasne, stójka GSP jest bardzo dobra, ale przede wszystkim – bezpieczna, czego najlepszym przykładem długi lewy prosty, z którego Kanadyjczyk tak chętnie korzysta.
Ciężkoręki Hendricks
Johny Hendricks potwierdził, że ma prawdziwe kowadło w pięści i można go śmiało wymieniać jednym tchem obok takich mistrzów nokautu jak Fedor Emelianenko, Dan Henderson czy Quinton Jackson, by wymienić tylko kilku. Martin Kampmann, który w pojedynkach z Thiago Alvesem i Jakiem Ellenbergerem powracał z zaświatów, by ostatecznie zwycięsko zakończyć te boje, tym razem również przeżył, ale do świata rzeczywistego powrócił trochę za późno, bo już po przerwaniu walki przez sędziego.
Z Johnym Hendricksem trzeba się liczyć – petarda w ręku połączona z doskonałymi zapasami i niezłą kondycją, a także pewnym luzem i spokojem, które zaprezentował w walce z Duńczykiem, powodują, że może to być naprawdę ciekawy rywal dla Georgesa St. Pierre’a. O ile oczywiście do takiej walki dojdzie, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że jednak w okolicach maja 2013 Dana White będzie chciał zestawić super pojedynek między Andersonem Silvą a GSP – w takim wypadku gorące prośby Hendricksa o walkę o tytuł mogą zostać bez odpowiedzi jeszcze przez kilka miesięcy.
Dos Anjos w gazie demoluje Bocka
Pojedynek Brazylijczyka z Kanadyjczykiem miał duże znaczenie – obaj podchodzili do niego po dwóch kolejnych zwycięstwach. Rafael dos Anjos kompletnie zdemolował twardego jak skała, ale kompletnie jednowymiarowego Marka Bocka, demonstrując kapitalne defensywne zapasy, świetna kontrolę z góry oraz efektowną i z walki na walkę coraz bardziej efektywną stójkę. Brazylijczyk nie był zagrożony nawet przez sekundę walki, po której twarz Marka Bocka wyglądała jak dobrze rozbity i solidnie przyrządzony kotlet schabowy.
Po pokonaniu Kanadyjczyka Rafael dos Anjos ma już trzy kolejne zwycięstwa z rzędu w UFC – nad Kamalem Shalorusem, Anthonym Njokuanim i właśnie Bockiem. W silnie obsadzonej dywizji lekkiej Brazylijczyk sobotnim zwycięstwem mocno zaakcentował swoją obecność w górnych stanach swojej kategorii wagowej, wyraźnie dobijając się do ścisłej czołówki. Debiutujący w 2008 roku w UFC od dwóch porażek dos Anjos kapitalnie rozwinął się kapitalnie i już dzisiaj połączenie jego dobrej stójki, świetnych defensywnych zapasów, doskonałego BJJ i końskiej kondycji czyni z niego fightera, z którym liczyć powinni się wszyscy w dywizji lekkiej.
Garza prawie jak Jones
Pablo Garza odbił się od dna po dwóch kolejnych porażkach z Dustinem Poirierem i Dennisem Bermudezem, pokonując Marka Hominicka, który prawdopodobnie przypłaci to zwolnieniem z UFC, jako że jest to już jego czwarta porażka z rzędu. Na nic może się zdać jego popularność w Kanadzie – Hominick to nie Dan Hardy.
Garza pokazał wszelkie plusy i minusy, które z założenia możemy przypisać przerośniętym, jak na swoją dywizję, zawodnikom. Dzięki swojemu zasięgowi dobrze kontrolował w stójce Hominicka, a w parterze jedynym, czego potrzebował do szczęścia, była garda Kanadyjczyka – dzięki długim rękom bez większych problemów sięgał dewastującymi łokciami twarzy swojego rywala, kompletnie rozcinając jego papierową skórę. Skojarzenia z Jonem Jonesem nasuwały się same. W stójce za to został posadzony ciosem na korpus, co na ogół jest świetna bronią na wysokich, szczupłych zawodników.
Pablo Garza być może nie zawojuje kategorii piórkowej, ale biorąc pod uwagę, że coraz lepiej wykorzystuje swoje warunki fizyczne, warto mieć go na oku.
fot. mmamania.com
Podzielam opinię, że stójka GSP czerpie pełnymi garściami z jego umiejętności zapaśniczych.
Dobra wrzuta
Tekst jak zwykle bardzo dobry, a interesuje mnie jedna kwestia.
Po powrocie GSP i jego wygranej z Conditem, na którym miejscu umieściłbyś GSP w swoim rankingu P4P?
Powiem Ci szczerze, Madżer, że nie zastanawiałem się nad tym – na szybko pierwsza trójka to byliby:
1. A. Silva
2. JJ
3. GSP
albo
1. A. Silva
2. GSP
3. JJ
Gdybym miał łeb pod topór podstawić, to wybrałbym GSP na drugim miejscu, ale czy powinien być wyżej od JJ, to bardzo dyskusyjna kwestia i jestem w stanie zrozumieć, że ktoś widzi jednak Jonesa za Silvą.
@naiver
Chciałem tylko poznać Twój pogląd na temat tego, czy GSP powinien być wyżej nad Jones’em. Osobiście uważam, że Jones musi jeszcze kilka razy obronić tytuł, aby nie pozostawić takich wątpliwośći i – co więcej – nawet zostać nr 1 P4P (po zakończeniu kariery przez Spidera).
Dzięki za komentarz.