UFCZapowiedzi gal UFC

Typowanie UFC on FOX 30 – Alvarez vs. Poirier II

Analiza i typowanie wszystkich walk karty głównej gali UFC on FOX 30 – Alvarez vs. Poirier II, która odbędzie się w Calgary.

Transmisja z gali UFC on FOX 30 rozpocznie się w sobotę o godzinie 22:00 w aplikacji UFC Fight Pass. O godzinie 1:00 rozpocznie się studio na Polsat Sport, a od 2:00 na tym samym kanale – karta główna. Walka Joanny Jędrzejczyk z Tecią Torres rozpocznie się około godziny 2:30.

Przypominam, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

155 lbs: Alexander Hernandez (9-1) vs. Olivier Aubin-Mercier (11-2)

Kursy bukmacherskie: Alexander Hernandez vs. Olivier Aubin-Mercier 1.95 – 1.87

Bartłomiej Stachura: Pojedynek otwierając kartę główną mocno odstaje od pozostałych – i jest też trudny do rozczytania. Szczególnie bowiem wokół Alexandra Hernandeza nadal krąży wiele znaków zapytania.

Tryskający pewnością siebie amerykański młodzian to bardzo agresywnie walczący zawodnik, który od początku walki szuka ostrych ciosów, przeplatając je z próbami zapaśniczymi. Nie ukrywa, że wzoruje się na stylu walki TJ-a Dillashawa – i to widać. Chętnie miesza pozycje, jest ruchliwy, szuka bocznych kątów – jego gra nożna nie jest jednak tak zaawansowana i w przeciwieństwie do Węża w każdy niemal cios wkłada maksymalną moc.

Jak rokuje to na okoliczność jego walki z Olivierem Aubinem-Mercierem? Otóż, w pierwszej rundzie, a szczególnie w pierwszych minutach walki Kanadyjczyk będzie musiał mieć się na baczności. A nie będzie o to łatwo, bo od strony defensywy stójkowej podopieczny Firasa Zahabiego nie zachwyca – cofa się prosto na siatkę, słabo kontroluje dystans, jego garda jest dziurawa, gry kontrującej brak, objawy paniki przy szarżach rywala – obecne.

Scenariusz, w którym OAM pada na deski po jakieś bombie Hernandeza, jest więc realny. Pomimo tego spodziewam się, że Kanadyjczyk do pierwszej rundy podejdzie z ogromną ostrożnością, próbując męczyć rywala w klinczu – byle przetrwać. Jego doświadczenie i być może przewaga kondycyjna – choć za tę nie ręczę – powinny pomóc mu w przejmowaniu sterów pojedynku od drugiej odsłony, szczególnie w obszarze zapaśniczym i parterowym. Warto bowiem dodać, że na okoliczność walki z Kanadyjczykiem Amerykanin będzie prawdopodobnie musiał ograniczyć (wyeliminować?) próby obaleń – OAM to bowiem bardzo sprawny grapler, który w parterze powinien rozdawać karty.

Zwycięzca: Olivier Aubin-Mercier przez decyzję

115 lbs: Joanna Jędrzejczyk (14-2) vs. Tecia Torres (10-2)

Kursy bukmacherskie: Joanna Jędrzejczyk vs. Tecia Torres 1.31 – 3.65

Bartłomiej Stachura: Joanna Jędrzejczyk jest co prawda wyraźną faworytką bukmacherską w pojedynku z Tecią Torres, ale Amerykanka pod pewnymi względami będzie dla Polki stanowić nowość.

Tiny Tornado wywodzi się bowiem z taekwondo i jest to widoczne w jej oktagonowych poczynaniach – przede wszystkim, rzecz jasna, w obszarze kopnięć. Klasycznie ustawiona – ale chętnie zmieniająca od czasu do czasu pozycję na odwrotną – Amerykanka posiada bardzo aktywną przednią nogę, potrafiąc błyskawicznie podrywać ją i atakować niesygnalizowanymi kopnięciami na różnych wysokościach – nawet na wstecznym.

Torres wyróżnia też szybkość, duża mobilność i zaskakująco dobra kontrola dystansu, co było szczególnie widoczne w jej rewanżowym pojedynku z Rose Namajunas, który zdaniem wielu wygrała. Thug Rose nie była oczywiście wtedy tak mocna, jak w starciach z olsztynianką, ale i tak jej praca na nogach już wtedy wyglądała solidnie – a pomimo tego miała poważne problemy, aby dosięgnąć Torres ciosami. Zresztą podobnie nieco do Stephena Thompsona Tecia Torres preferuje właśnie utrzymywanie większego dystansu, co też utrudnia jej rywalkom tegoż skracanie.

Amerykanka – ponownie podobnie jak Wonderboy – uwielbia atakować w krótkich, ale bardzo szybkich szarżach, kombinacje bokserskie kończąc kopnięciami. Te ostatnie są najgroźniejsze, bo wcześniejsze ciosy skutecznie je kamuflują – a ponadto na koniec kombinacji pięściarskich Torres potrafi kopnąć lowkinga, na korpus albo na głowę, więc jest tutaj pewne urozmaicenie, które utrudnia rozczytanie jej zamiarów.

Od czasu do czasu poszuka też obalenia i pracy z góry, ale akurat przewracanie Joanny Jędrzejczyk będzie sztuką piekielnie trudną, bo defensywa zapaśnicza Polki od dawna stoi na bardzo wysokim poziomie.

Jak zatem umiejętności Amerykanki kolidują z umiejętnościami Polki? Nie sposób nie odnotować, że o ile przewaga szybkościowa powinna należeć do tej pierwszej, to ogromna przewaga warunków fizycznych – 11 centymetrów zasięgu! – będzie stanowić cenny atut Jędrzejczyk, który w dużym stopniu może zneutralizować przewagę szybkości Torres.

Z drugiej zaś strony, bardzo dobra kontrola dystansu Tiny Tornado może sprawić olsztyniance problemy podobne do tych, jakich doświadczyła w walkach z również świetnie utrzymującą dystans Rose Namajunas. Innymi słowy – wiele ciosów Joanny może pruć powietrze, szczególnie na początku. Może mieć to duże znaczenie, bo w 3-rundowej walce przegranie tej pierwszej jest ryzykowne.

Kluczowe w konfrontacji z niską Amerykanką mogą okazać się dla Jędrzejczyk kopnięcia frontalne – czy to na korpus, czy szczególnie na głowę. Są one znacznie trudniejsze do przechwycenia niż kopnięcia okrężne, które Torres bardzo lubi przechwytywać, inicjując szarżę. Także i podbródki mogą stanowić skuteczną broń Joanny w chwilach, gdy Amerykanka rusza z atakiem – choć wydaje się, że jednak zachowanie dystansu w przypadku Jędrzejczyk byłoby korzystniejsze.

Na papierze klincz olsztynianki jest znacznie lepszy – z uwagi na jej siłę, technikę oraz ostre łokcie, z których świetnie korzysta w zwarciu. Jeśli jednak pokusi się o tajską klamrę i próbę ataku kolanami, musi mieć się na baczności – w takich bowiem sytuacjach Torres bardzo chętnie rozpuszczę ręce w krótkich sierpach, atakując korpus i głowę przeciwniczki. W ten sposób zresztą w pierwszej rundzie prawie posłała na deski Namajunas.

Tecia nie jest zawodniczką szczególnie chętnie inicjującą wymiany – raczej wywiera presję, zmuszając rywalkę do wyprowadzenia ciosu czy kopnięcia – i wtedy w kontrze rusza z kombinacją finalizowaną kopnięciem. W starciu z Jessicą Andrade zaprezentowała mocno poprawione szlify bokserskie, kilka razy soczyście kontrując Brazylijkę, ale z Polką o tego typu akcje będzie trudniej – olsztynianka nie jest bowiem tak agresywna, nie wkłada w każdy niemal cios pełnej mocy i przede wszystkim znacznie rzadziej w półdystans.

Tym niemniej, nie mam wątpliwości, że Torres będzie czekała szczególnie na wszelkiego rodzaju okrężne kopnięcia polskiej zawodniczki, bo właśnie one – przede wszystkim niskie – stanowią jedną z największych luk w oktagonowej grze Jędrzejczyk. Po ich wyprowadzaniu – czasami, o zgrozo, w kontrze! – Polka jest najbardziej narażona na ciosy.

Co prawda w ostatniej potyczce z Namajunas nasza zawodniczka zaprezentowała w tym elemencie poprawę, ale i tak zainkasowała masę kontr od Amerykanki.

Innymi słowy, wydaje się, że pomimo od dawna znanych luk w swojej oktagonowej grze – słabej obrony przy lowkingach, rzadko zaprzęganej do działania gardy czy przeciętnej gry kontrującej – wyraźnie górująca nad Torres gabarytami olsztynianka posiada szlify kickbokserskie wystarczające, aby zneutralizować oparty na krótkich szarżach styl znacznie mniejszej Amerykanki – szczególnie, że ta nie słynie z kowadeł w pięściach. Nie zapominajmy bowiem, że o ile Jędrzejczyk z trudem ścina do 115 funtów, to Torres nie ukrywa, że chętnie przeszłaby do dywizji atomowej, gdyby takowa została utworzona. Wydaje się, że pomimo szybkości Amerykanki i jej dobrego wyczucia dystansu długie proste i szczególnie frontalne kopnięcia Jędrzejczyk stanowić mogą przeszkodę trudną do sforsowania dla Tiny Tornado.

Z drugiej zaś strony, Joanna ma za sobą 15 lat okładania się po twarzy. Chętnie to podkreśla, przypominając, jak bardzo doświadczoną zawodniczką jest, jakie sukcesy osiągała. Widzę to jednak inaczej – w fakcie tym dostrzegam bowiem ogromny przebieg polskiej zawodniczki. Jej szczęka nigdy nie należała do tytanowych i nawet w rewanżowym starciu z Namajunas było to widoczne. Nie twierdzę, że jej organizm jest już na poziomie zdezelowania przypominającym, powiedzmy, Mauricio Shoguna Ruę, ale… Jose Aldo? Renana Barao? Jak najbardziej!

Mam też poważne wątpliwości, czy tak duże tempo morderczych walk Jędrzejczyk – i szczególnie katorżniczego ścinania! – nie odbije się na jej dyspozycji. Czy powrót do oktagonu nieco ponad trzy miesiące po wojnie z Namajunas to dobry pomysł? Czy przypadkiem nie zadziałał tu syndrom: „Muszę jak najszybciej odkuć się po porażce!”, zamiast rzeczowego i spokojnego podejścia do tematu?

Wreszcie kwestia planu na walkę – biorąc pod uwagę, jak dramatycznie słabo Jędrzejczyk i jej sztab z ATT przygotowali się pod rewanż z Namajunas (brak klinczu), nie sposób wykluczyć, że i w starciu z Tiny Tornado wymyślą jakieś głupoty, nie reagując na to, co będzie działo się w oktagonie. Jak bowiem pamiętacie, w krótkich fragmentach klinczerskich rewanżowego pojedynku z Namajunas – do których doprowadziła zresztą sama Amerykanka! – Jędrzejczyk zdominowała ją siłowo i potraktowała kilkoma uderzeniami, by następnie kompletnie z prób klinczerskich zrezygnować.

O ile zatem na papierze Jędrzejczyk udowodniła w poprzednich występach, że posiada wszelkie niezbędne narzędzia, aby pokonać Torres – po raczej nieporywającej walce, bo absolutnie nie spodziewam się tutaj fajerwerków – to nie wykluczam, że poziom zmęczenia organizmu olsztynianki jest już tak duży, że narzędzi tych nie będzie w stanie zaprzęgnąć do działania – głównie z uwagi na deficyty szybkościowe i wytrzymałościowe.

Tym niemniej, Jędrzejczyk wygra jednogłośną decyzją sędziowską, a dopytywana następnie o buńczuczne zapowiedzi przed walką – twierdziła, że zdeklasuje Torres – wyjaśni, że po dwóch porażkach celem było po prostu zwycięstwo.

Zwycięzca: Joanna Jędrzejczyk przez decyzję

145 lbs: Jose Aldo (26-4) vs. Jeremy Stephens (28-14)

Kursy bukmacherskie: Jose Aldo vs. Jeremy Stephens 2.00 – 1.83

Bartłomiej Stachura: Kto by pomyślał, że największy dominator kategorii piórkowej w historii UFC będzie kiedykolwiek bukmacherskim underdogiem w starciu z rywalem, który dzierży rekord… w liczbie porażek w oktagonie! Tak to jednak obecnie wygląda przed pojedynkiem Jose Aldo z Jeremym Stephensem.

Walka ta jest pod pewnymi względami banalna do rozczytania – ale pod innymi: piekielnie trudna.

Otóż, nie mam żadnych wątpliwości, że od strony technicznej w każdym elemencie walki – szczególnie w stójce – Brazylijczyk stoi o dwie klasy wyżej od Amerykanina. Posiada rewelacyjny boks, kapitalnie pracuje na nogach, doskonale porusza głową, jest piekielnie trudny do ustrzelenia. Posiada świetnego lewego prostego, potrafi inicjować ataki, potrafi kontrować, przeplata ciosy na głowę z tymi na korpus, wreszcie ma też do dyspozycji atomowe lowkingi i uzupełniające to wszystko zapasy – zarówno ofensywne, jak i defensywne.

Jeśli zatem Brazylijczyk podejdzie do walki z chłodną głową, w sposób wyrachowany, wówczas wypunktuje Jeremy’ego Stephensa, jak wypunktował Frankiego Edgara w rewanżu. Albo jak Renato Moicano wypunktował Jeremy’ego Stephensa. Dla starego, wyrachowanego lisa Jose Aldo agresywny, oparty na bombach styl Lil Heathena będzie wodą na młyn. Nikt inny w kategorii piórkowej nie pivotuje lepiej od Jose Aldo – łącznie z Maxem Hollowayem. Nikt inny nie ma takiego drygu do gry kontrującej.

Rzecz jednak w tym – i tenże element jest piekielnie trudny do rozczytania – jak Brazylijczyk podejdzie do tematu. Nie dość bowiem, że ma on już za sobą ogromny przebieg w MMA i dwie absolutne wojny stoczone z Błogosławionym, to jego podejście do tych dwóch potyczek nie wróży mu najlepiej na okoliczność konfrontacji ze Stephensem. Jeśli Scarface będzie tak ochoczo wdawał się w ostre wymiany w półdystansie, zostawał w miejscu, defensywę opierał niemal wyłącznie na balansie i wyprowadzał ciosy z pełną mocą – może skończyć znokautowany. Co prawda nawet w półdystansie zdecydowanie faworyzuję technikę Brazylijczyka, ale pójście na wymiany z Amerykaninem będzie bardzo ryzykowna grą. Z kilku(nastu) takowych wymian Aldo może wyjść lepiej, ale Stephens może potrzebować tylko jednaj, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść – ma bowiem ciężkie ręce, a szczęka byłego mistrza na tym etapie jego kariery jest już podejrzana.

Znaczenie może mieć też moment kariery, w jakim znajduje się Jose. Brazylijczyk od dawna przebąkuje o zakończeniu kariery, teraz natomiast powątpiewa w przedłużenie kontraktu z UFC. Nie będę zatem w szoku, jeśli szybko się w oktagonie zirytuje jakimś niepowodzeniem, idąc następnie ostro do przodu – co może przypłacić porażką. Stephens jest natomiast u szczytu. W końcu złapał wiatr w żagle, jest pewny siebie jak sam skurwysyn, kroczy od nokautu do nokautu. Jemu determinacji i zaangażowania z całą pewnością nie zabraknie.

Z drugiej zaś strony, Aldo w obu walkach z Hollowayem dosięgał Hawajczyka bombami, które prawdopodobnie zachwiałyby każdym innym zawodnikiem kategorii piórkowej – może poza Brianem Ortegą – a wielu znokautowały. Jeśli podobnymi trafi Stephensa, jak najbardziej może naruszyć jego błędnik, choć oczywiście o nokaut nie będzie łatwo, bo Amerykanin sam ma bardzo twardą głowę.

Nie wykluczam zwycięstwa Stephensa przez nokaut – będzie on bowiem groźny do samego końca, a jego nowo-wynalezione lowkingi na łydkę mogą sprawić Brazylijczykowi problemy – ale za nieco bardziej prawdopodobny scenariusz uważam ten, w którym Aldo przywróci do swojej oktagonowej gry wystarczająco dużo wyrachowania, odpowiedzialności w defensywie i kontrującego stylu, by uniknąć nokautu i porozbijać Stephensa na dystansie, być może tu i ówdzie w swoje poczynania wplatając – i finalizując – obalenia.

Zwycięzca: Jose Aldo przez decyzję

155 lbs: Eddie Alvarez (29-5) vs. Dustin Poirier (23-5)

Kursy bukmacherskie: Eddie Alvarez vs. Dustin Poirier 2.45 – 1.61

Bartłomiej Stachura: Obaj zawodnicy spotkali się po raz pierwszy w maju zeszłego roku i ta właśnie potyczka stanowi największą kopalnię wniosków, na podstawie których możemy spróbować przewidzieć rezultat rewanżu.

Otóż, pierwsza walka była mocno jednostronna. Walczący z odwrotnej pozycji i dysponujący aż 10-centymetrową przewagą zasięgu Dustin Poirier – który ponadto znacznie chętniej i efektowniej korzysta z ciosów prostych – rozbijał Eddiego Alvareza w zasadzie bez większych problemów. Nie tylko trafiał go jabem – co przy odmiennych pozycjach nie jest takie proste! – ale też przede wszystkim karcił długim krosem czy też ciasnym lewym sierpem. We wszystko to wplatał świetne okrężne – choć mające bardziej charakter „siekących” – kopnięcia na korpus, które kilka razy weszły czysto, zmuszając Alvareza do opuszczenia prawej ręki, sklejenia łokcia do boku.

To jednak nie wszystko, bo Poirier wygrywał też bitwę o wykroczną nogę, często kończąc w dominującym ustawieniu, tj. z przednią stopą na zewnątrz do przedniej Alvareza. Diament spisywał się też bardzo dobrze w defensywie – zarówno w obszarze kontroli dystansu, jak i balansu. W rezultacie Eddie wiele razy pruł powietrze, czy to nie dosięgając cofającego się rywala, czy też uderzając nad jego głową. Sprawy Filadelfijczykowi nie ułatwiała też jego licha technika bokserska, szybkość – czy też jej brak – oraz umiłowanie do wolniejszych ciosów sierpowych.

Jeśli bowiem stajesz naprzeciwko rywala, który nie dość, że posiada wyraźną przewagę zasięgu, dobrze kontrolują dystans, a do tego także najchętniej korzysta z ciosów prostych, wówczas twoje sierpowe raczej nie będą funkcjonować, jak należy – szczególnie, że były mistrz prawie każde uderzenie rzucał z pełną mocą.

Owszem, Alvarezowi zdarzyło się kilka razy dosięgnąć Poiriera w kontrach – chętnie bowiem trzymał pozycję, próbując uniknąć ataku przeciwnika i odpowiedzieć własnym – ale generalnie taktyka ta nie przynosiła rezultatów. Luizjańczyk bowiem utrzymywał dystans – dosięgał rywala końcami pięści, nie wpadając w półdystans, gdzie mógłby nadziać się na sierpy Eddiego.

Królowi Podziemia oddać jednak trzeba, że chętnie poszukiwał korpusu rywala – i kilka razy go znalazł. W zaplanowanym na pięć rund rewanżu ostrzał korpusu może mieć duże znaczenie – choć z drugiej strony, jak wspominałem, sam zainkasował masę kopnięć na schaby.

Poza obszarem kickbokserskim Poirier przeważał też w tym zapaśniczym. Kilka razy zgasił desperackie – bo po przyjęciu ciosów – próby zapaśnicze Alvareza, dwa razy nawet zagrażając mu gilotyną, w odpowiedzi na co Król Podziemia błyskawicznie odpuszczał obalenia. Ba, gdy w drugiej rundzie Eddie zdołał w końcu na chwilę przyszpilić Dustina do siatki, próbując schodzić mu do nóg, zainkasował srogie łokcie na głowę, ekspresowo prostując pozycję.

Innymi słowy, Poirier miał odpowiedź zarówno na kickbokserskie, jak i na zapaśnicze próby Alvareza.

Poirier kapitalnie wymusza prawym atak ze strony Alvareza, świetnie się przed nim odchylając i kontrując potężnym lewym. Filadelfijczyk siłą rozpędu wyprowadza jeszcze prawego sierpa, ale Luizjańczyk i przed tym ciosem się odchyla, ruszając następnie do szarży.

Dlaczego natomiast walka skończyła się tak, jak się skończyła? Otóż, dlatego że Poirier po raz dwudziesty w swojej karierze zapomniał się w szalonych atakach, gdy okrutnie naruszył Alvareza – a Filadelfijczyk przez całą karierę udowadniał przecież, że najgroźniejszy jest właśnie wtedy, gdy jest ranny.

Odchodząc natomiast na moment od pierwszej walki, obaj zawodnicy mierzyli się w przeszłości z Conorem McGregorem, Anthonym Pettisem i Justinem Gaethje. Oczywiście, porównując ich występy w tych bojach, należy zachować dystans, ale z każdej z nich można jednak wyciągnąć pewne wnioski.

McGregor to zawodnik odrobinę podobny do aktualnej wersji Poiriera – czyli dobrze kontrolujący dystans mańkut, z doskonałym zasięgiem, kowadłem w lewicy i umiłowaniem do ciosów prostych. Pojedynki Alvareza z McGregorem i Poirierem dowodzą, że z tego typu rywalami Filadelfijczyk ma problemy – zwłaszcza teraz, gdy ma za sobą masę wojen, nie jest już tak szybki i mobilny.

Z kolei starcia obu zawodników z Pettisem nie pozostawiają większych wątpliwości co do szlifów zapaśniczych obu – Poirier posiada znacznie lepsze ofensywne zapasy, ale czy wystarczająco dobre, aby kłaść na plecach Alvareza? Mam wątpliwości. Diament zdemolował jednak Pettisa, czego nie był w stanie zrobić kurczowo trzymający Showtime’a na siatce i dostający lanie w krótkich fragmentach kickbokserskich Alvarez.

Wreszcie obaj doskonale rozmontowali Justina Gaethje w swoich ostatnich pojedynkach, choć wykorzystali do tego nieco inne narzędzia. Alvarez skupił się na terrorze korpusu rywala, podczas gdy Poirier próbował utrzymywać go na końcu pięści i wykorzystywać pracę podwójną gardą rywala, różnicując siłę wyprowadzanych ciosów – bomby przeplatał z pacnięciami i kiwkami.

Oddać trzeba jednak Eddiemu, że nie miał z Justinem tak dużych problemów, jakich doświadczył Dustin. Ten ostatni nie tylko zainkasował bowiem masę potężnych lowkingów, ale też po jednej z bomb cofnął się prosto na siatkę – fatalne zachowanie w starciu z Gaethje! – tam, okrutnie naruszony, czekając na wymiar kary. Tym niemniej – przetrwał, wrócił do gry i znokautował rywala, kontrując kolejną próbę lowkinga.

Wspomniane niskie kopnięcia, które Poirier zainkasował ledwie trzy miesiące temu od Gaethje, mogą jednak odbić się na nim w potyczce z Alvarezem. Co prawda w pierwszej walce Eddie również próbował kilka razy sięgnąć rywala lowkingiem, a ten dobrze cofał nogę, ale mając w pamięci szkody, jakie Highlight wyrządził Poirierowi lowkingami – a wcześniej przecież także Jim Miller – grzechem byłoby, gdyby Król Podziemia tym razem nie spróbował odwoływać się do tej techniki z większą częstotliwością.

Obaj zawodnicy mają za sobą wiele stoczonych wojen, ale obaj znajdują się na innych etapach swoich karier. Poirier nigdy nie wyglądał lepiej – potrafi teraz dostosować swoją grę do rywali, czy to utrzymując ich na końcach pięści, czy też terroryzując – i to naprawdę terroryzując! – zapaśniczo (Anthony Pettis, Joe Duffy), podczas gdy Alvarez – poza walką z Gaethje, która jednak w kontekście rewanżu nie ma większego znaczenia – nie wyglądał dobrze od lat. Zamęczał rywali klinczersko, odstając od nich w płaszczyźnie kickbokserskiej. Nawet zwycięstwo z Rafaelem dos Anjosem nie było przekonujące, bo Amerykanin wcześniej wyraźnie przegrywał.

Nie mam wątpliwości, że organizm Alvareza jest już znacznie bardziej wyniszczony, choć szczękę, owszem, nadal ma twardą. Wiadomo też, że cały czas pozostaje w grze, próbując odpowiadać ciosami czy obaleniami nawet wtedy, gdy jest okrutnie naruszony i bliski nokautu. Serca zatem i woli walki absolutnie nie sposób mu odmówić.

Niewątpliwie zatem Poirier będzie musiał cały czas mieć się na baczności – nawet jeśli zachwieje rywalem. Rzecz jednak w tym, że Luizjańczyk jest tego w pełni świadomy. Dopytywany o zmiany przed rewanżem, wskazuje przede wszystkim na cierpliwsze i jeszcze bardziej wyrachowane podejście. Nie zamierza tym razem z furią ruszyć na Alvareza, jeśli go naruszy – spróbuje metodycznie dokończyć dzieła zniszczenia.

Głównych szans Alvareza upatruję w lowkingach i kolanach lub kopnięciach na głowę – w pierwszej walce Poirier bardzo często nurkował bowiem pod ciosami i scenariusz, w którym były mistrz markuje uderzenia, by wystrzelić kopnięciem, nie jest oderwany od rzeczywistości.

Tym niemniej, w pierwszej walce to Poirier prezentował się znacznie lepiej w każdym elemencie. Pojedynek odbył się ledwie 14 miesięcy temu, podczas gdy obaj to zaprawieni w bojach zawodnicy, którzy nie zmienią nagle swojego stylu walki w tak krótkim czasie. Szczególnie tyczy się to 34-letniego już Filadelfijczyka, którzy przejawia mocne symptomy regresu, podczas gdy 29-letni Luizjańczyk znajduje się w szczycie formy.

Innymi słowy, trudno nie widzieć faworyta w osobie młodszego, odwrotnie ustawionego, dysponującego lepszym zasięgiem i znacznie lepszą techniką stójkową oraz groźną grą antyzapaśniczą/antyklinczerską (defensywa przed obaleniami, łokcie, gilotyny) reprezentanta American Top Team.

Zwycięzca: Dustin Poirier przez (T)KO

PODSUMOWANIE

WalkaBartek S.
Alvarez - Poirier
2.45 - 1.61

Poirier
Aldo - Stephens
2.00 - 1.83

Aldo
Jędrzejczyk - Torres
1.31 - 3.65

Jędrzejczyk
Hernandez - OAM
1.95 - 1.87

OAM
Morono - Mein
1.95 - 1.87

Morono
Arnett - Dawodu
4.10 - 1.27

Dawodu
Makhachev - Johnson
1.14 - 6.00

Makhachev
Antigulov - Cutelaba
1.80 - 2.05

Cutelaba
Ansaroff - Markos
1.74 - 2.15

Ansaroff
Davis - Chookagian
2.40 - 1.63

Chookagian
Ortiz - Nicolau
2.65 - 1.53

Ortiz
Makdessi - Pearson
1.61 - 2.45

Pearson
Herrera - Powell
2.05 - 1.80

Herrera
Ostatnia gala7-6
Łącznie1219-681
Poprawne64,15 %

*****

Tecia Torres o staredownie z Joanną Jędrzejczyk: „Powiedziała do mnie…”

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button