Typowanie KSW 55: Askham vs. Khalidov II
Analizy i typowanie wszystkich walk gali KSW 55, którą zwieńczy rewanżowe starcie Scotta Askhama z Mamedem Khalidovem.
52,2 kg: Sylwia Juśkiewicz (9-5) vs. Karolina Wójcik (6-2)
Obejrzawszy po jednej walce obu zawodniczek, stwierdzam, że presja, agresja, aktywność i lepsze szlify zapaśniczo-parterowe Karoliny Wójcik zaprowadzą ją do zwycięstwa na kartach punktowych. Warto wspomnieć też, że dla Sylwii Juśkiewicz będzie to pierwsza walka od… maja 2018 roku.
Zwycięzca: Karolina Wójcik przez decyzję
77,1 kg: Krystian Kaszubowski (8-1) vs. Jakub Kamieniarz (9-6)
Trudno wskazać tu wyraźnego faworyta, ale… Jakub Kamieniarz to zawodnik dysponujący bogatszym arsenałem kickbokserskim i groźniejszy pod kątem technik kończących w parterze. Na nogach porusza się lekko, jest szybki i zwinny, chętnie miesza ustawienie, posiada duży wachlarz kopnięć. Krystian Kaszubowski nie jest tak mobilny, ale powinien mieć po swojej stronie przewagę zapaśniczą.
Rzecz jednak w tym, że Kamieniarz potrafi skontrować próby zapaśnicze kolanem czy gilotyną, a i z pleców gruszek w popiele nie zasypia. Tym niemniej, nie wykluczam scenariusza, w którym Kaszubowski kończy walkę z tarczą, przewagę punktową zyskując dzięki obaleniom i kontroli z góry – szczególnie, że Kamieniarz daje się czasami łatwo zamykać na siatce.
Jednak za najbardziej prawdopodobny scenariusz uważam ten, w którym szybkość, luz i bogaty arsenał uderzeń w stójce Kamieniarza będą z każdą minutą sprawiać coraz więcej problemów powracającemu po prawie rocznej przerwie Kaszubowskiemu. Kamieniarz złapie szukającego coraz mniej przygotowanych obaleń rywala w gilotynę.
Zwycięzca: Jakub Kamieniarz przez poddanie
95 kg: Przemysław Mysiala (23-10) vs. Stjepan Bekavac (19-10)
Prawie 38-letni Stjepan Bekavac nie był widziany w glorii zwycięzcy od marca 2017 roku, na tarczy kończąc cztery ostatnie walki, w których zdecydowanie nie zachwycił – także pod kątem serca do walki i determinacji. W ostatnich 2,5 latach w klatce spędził… 66 sekund.
Przemysław Mysiala jest jeszcze starszy, ale mam jednak wrażenie, że ma w sobie więcej ognia niż Chorwat. Ba, w ostatnich latach nieco poprawił nawet stójkę, szczególnie w obszarze bokserskim. Nie wkłada teraz w uderzania pełnej mocy, potrafi zaatakować korpus, złożyć niezłą kombinację czy poszukać jakiejś kontry. Także jego praca na nogach wygląda lepiej.
Rzecz jednak w tym, że to Stjepan Bekavac będzie miał tutaj przewagę warunków fizycznych – a widzieliśmy w starciu z Tomaszem Narkunem, że Przemysław Mysiala nie miał pomysłu, jak przedrzeć się przez długie ręce i nogi Żyrafy. Jego krótkie szarże były w większości nieskuteczne.
Z drugiej natomiast strony… Bekavac w parterze nie może się pod żadnym względem równać z Narkunem. Tutaj Mysiala będzie mógł w stójce pozwolić sobie na nieco więcej, podczas gdy to Chorwat będzie musiał uważać, aby nie wylądować na plecach. Z góry to Polak będzie bowiem rozdawał karty.
Jestem bardzo daleki od skreślania walczącego z odwrotnej pozycji Bekavaca, bo jeśli zdoła utrzymać walkę w stójce, to scenariusz, w którym utrzymuje Mysialę na końcach pięści i szczególnie kopnięć, zwyciężając przez nokaut lub przez decyzję, jest realny, ale… Polak zaprzęgnie do działania zapasy, z góry ubijając Chorwata.
Zwycięzca: Przemysław Mysiala przez (T)KO
61,2 kg: Damian Stasiak (11-7) vs. Patryk Surdyn (5-0)
Patryk Surdyn został w debiucie rzucony na głęboką wodę, bo tak trzeba patrzeć na jego zestawienie z Damianem Stasiakiem – na papierze zapowiada się na zdecydowanie największe wyzwanie w sportowej karierze 25-letniego mistrza wagi koguciej Armia Fight Night.
Patryk nie był widziany w akcji od aż półtora roku. W tym czasie mógł oczywiście mocno się rozwinąć, bo jest młodym zawodnikiem, ale jednocześnie nie sposób wykluczyć, że wejdzie do klatki okryty pewną rdzą. Dodatkowo będzie to przecież dla niego debiut pod sztandarem KSW. Warto wspomnieć też, że w ostatnich dwóch latach w warunkach bojowych Surdyn spędził… niecałe 5 minut! Innymi słowy, jest tutaj nadal sporo niewiadomych.
Patrząc na zestawieni od strony technicznej, Surdyn potrafi walczyć z obu pozycji, chętnie terroryzuje wykroczną nogę rywali lowkingami na wysokości łydki, nie stroni od ostrych wymian. Daje się co prawda zamykać na siatce, ale tam chętnie nurkuje pod uderzeniami rywali, idąc po sprowadzenie. Damian Stasiak na pewno będzie musiał też uważać na boczne łokcie, jeśli poszuka przeniesienia walki do parteru – Patryk Surdyn nie tylko znokautował tą technikę Sylwestra Millera, ale też sprawił sporo problemów Igorowi Wojtasowi jeszcze w 2018 roku.
Nie odbieram tutaj szans młodzianowi, bo – jak mówię – dzisiaj Patryk Surdyn może być znacznie mocniejszym zawodnikiem niż na początku 2019 roku, gdy ostatnio widzieliśmy go w akcji. Nie będzie miał też w tym starciu wiele do stracenia, bo nie podchodzi do niego w roli faworyta.
Uważam jednak, że gigantyczna przewaga doświadczenia po stronie Damiana Stasiaka, jego bardziej bardziej wyrachowana stójka – opieranie jej raczej na prostych niż sierpowych, które preferuje Surdyn – oraz szlify parterowo-zapaśnicze zapewnią mu zwycięstwo.
Zwycięzca: Damian Stasiak przez decyzję
77,1 kg: Tomasz Romanowski (12-7) vs. Ion Surdu (10-1)
Od strony stylów walki obu starcie to zapowiada się ciekawie. Obaj zawodnicy walczą przede wszystkim w stójce, ale obaj w zupełnie inny sposób. Ion Surdu to dysponujący bardzo dobrymi warunkami fizycznymi zawodnik, który stara się utrzymywać rywali na końcach swoich pięści i szczególnie kopnięć. Walcząc głównie z klasycznej pozycji – tylko czasami ustawia się na mańkuta – zdecydowanie preferuje dystans kickbokserski. Kopie z obu nóg, także po przekroku, na wszystkich wysokościach. Do tego dokłada proste.
Tomasz Romanowski również wojuje głównie w stójce, ale to ustawiony odwrotnie bokser – bardzo sprawny także w obszarze kontr. Grzechem byłoby nie wspomnieć też o lowkingach na wysokości łydki, którymi chętnie smaga wykroczną nogę swoich rywali.
Polak prawdopodobnie będzie tutaj agresorem – z uwagi na styl walki i gabaryty Mołdawianina trudno będzie mu bowiem rywalizować z dystansu kickbokserskiego. Presja ze strony Polaka będzie też ze wszech miar wskazana, aby utrudnić rywalowi korzystanie z kopnięć – na wstecznym jest o nie znacznie trudniej.
Surdu ma 25 lat, nadal się rozwija, nieźle się porusza, posiada bogaty arsenał kopnięć, długie proste. Nie pokonał jednak jeszcze żadnego solidnego chociażby nazwiska, choć oddać mu trzeba jednocześnie, że te niesolidne kończył szybko.
Tym niemniej, spodziewam się, że doświadczenie, presja, agresja, dobry boks i wszechstronność Romanowskiego – Polak jak najbardziej może tutaj poszukać obaleń, bo z góry będzie miał przewagę – przesądzą. Nie wykluczam też, że Berserker złapie Mołdawianina na jakąś bokserską kontrę – ostatnio w ten sposób uśpił go Kevin Ruart na Brave CF 36 – ale za bardziej prawdopodobny scenariusz uważam metodyczne rozbijanie, zakończone TKO w trzeciej rundzie na wymęczonym już pracą ze wstecznego rywalu.
Zwycięzca: Tomasz Romanowski przez (T)KO
83,9 kg: Damian Janikowski (4-3) vs. Andreas Gustafsson (6-0)
Wielu ekspertów większych i mniejszych wróży tutaj ciężką przeprawę Damianowi Janikowskiemu, ale przyznam szczerze, że po obejrzeniu dotychczasowych walk Andreasa Gustafssona mam co do tego wątpliwości – i to niemałe!
Otóż, we wszystkich – poza ostatnim – starciach szwedzki zapaśnik stylu wolnego błyskawicznie skracał dystans, szukając parteru. Przewróciwszy rywali, kontrolował i obijał ich z góry, mając jednak też czasami problemy z utrzymaniem ich na dole.
Natomiast w ostatniej potyczce – z Miro Jurkoviciem – Bane wojował głównie w stójce i… Nie wyglądało to dobrze, delikatnie rzecz ujmując… Kompletnie nieruchoma głowa, ciosy wyprowadzane z okolic brzucha, nieskażone techniką – głównie mniejsze lub większe cepy. Ponadto zmęczenie, okrutne zmęczenie szermierką na pięści i kopnięcia. Już w końcówce pierwszej rundy pojedynek zrobił się nieporadny i chaotyczny. Obaj zawodnicy trafiali się raz za razem, a okolicznościowe próby zapaśnicze Gustafssona nie przynosiły mu powodzenia.
Oddać trzeba Szwedowi, że pokazał charakter, bo na gigantycznym zmęczeniu zdołał w trzeciej rundzie wygrać przez techniczny nokaut, ale… Przyznam szczerze, że mocno zadumałem się, gdy później – tj. po obejrzeniu ostatniej walki Bane – zdałem sobie sprawę, że Szwed od początku 2017 roku walczył amatorsko, tocząc w tej uproszczonej formule aż jedenaście walk. Jak na taki bagaż doświadczeń oraz pięć zawodowych startów, które poprzedził jego ostatni występ, o żadnym szale nie może być mowy.
Mając ten krótki wstęp za sobą, przejdźmy do jego starcia z Damianem Janikowskim… Otóż, obaj zawodnicy wywodzą się z zapasów w stylu klasycznym – ale Janikowski był trzeci na olimpiadzie, podczas gdy największym sukcesem Gustafssona było mistrzostwo Szwecji. Bane szuka zatem obaleń przede wszystkim w klinczu, wobec czego mam poważne wątpliwości, czy będzie w stanie wywracać Janikowskiego. A jeśli nawet to zrobi, o utrzymanie Polaka na dole łatwo nie będzie.
Jeśli zaś chodzi o aspekty stójkowe, to… Janikowski jest lepiej technicznie poukładanym zawodnikiem! Tak. Nawet na mocnym zmęczeniu, porozbijany, w drugiej rundzie walki z Szymonem Kołeckim wyglądał stójkowo lepiej od Andreasa Gustafssona z ostatniej walki. Spodziewam się też, że wrocławianin będzie miał po swojej stronie sporą przewagę szybkościową, co wespół z jego dynamiką stanowić może spory problem dla debiutanta. Również mocne lowkingi Damiana na wysokości łydki mogą mu się bardzo przydać, choć oczywiście będzie musiał uważać na zapaśnicze kontry debiutanta.
Mając na uwadze, że defensywa stójkowa Polaka również do elitarnych nie należy, a w szermierce na pięści Szwed idzie na żywioł, niczego tutaj wykluczyć nie można. Jednak przewaga zapaśnicza Damiana Janikowskiego – tj. przewidywana przeze mnie niezdolność Andreasa Gustafssona do wywracania go lub utrzymania na dole – wespół z lepszymi technicznymi szlifami w stójce czynią go faworytem tego pojedynku.
Janikowski zamęczy zapaśniczo lub – co bardziej prawdopodobne – ustrzeli Gustafssona.
Zwycięzca: Damian Janikowski przez (T)KO
83,9 kg: Michał Materla (28-7) vs. Aleksandar Ilić (12-3)
Walka na odbudowanie dla Michała Materli – przynajmniej na papierze. Droga do zwycięstwa Polaka nie jest tutaj szczególnie skomplikowana – należy tylko przewrócić niezachwycającego pod względem defensywy zapaśniczej Aleksandara Ilicia. Z góry będzie to bowiem gra do jednej bramki – szczecinianin może zarówno skończyć rywala uderzeniami, na przykład z lubianego przez siebie krucyfiksu, albo też poskręcać na wiele sposobów.
Czynniki ryzyka? Oczywiście stójka, gdzie Michał lubi czasami dać się ponieść krwawym żądzom. Zaznaczę jednak od razu, że boks szczecinianina uległ w ostatnich latach mocnej poprawie, szczególnie pod kątem gry kontrującej, i nawet mi brew nie drgnie, jeśli znokautuje Serba jakąś kombinacją. Tym niemniej, szermierka na pięści i kopnięcia jest tutaj na pewno niewskazana i niepotrzebna.
Drugi element, o którym warto wspomnieć – otóż, w wywiadach przed galą Berserker podkreślił, że wziął walkę, pomimo iż doskwierały mu pewne problemy zdrowotne. Jakie? Nie wdawał się w szczegóły. Nie sądzę jednak, aby były one na tyle poważne, aby wpłynąć na przebieg czy wynik walki – a jeśli już to być może przyspieszą próby zapaśnicze ze strony Polaka. A w parterze, jak wspomniałem, będziemy mieć grę do jednej bramki.
Zwycięzca: Michał Materla przez (T)KO
83,9 kg: Scott Askham (19-4) vs. Mamed Khalidov (34-7-2)
Nieprzypadkowo Mamed Khalidov wyszedł do pierwszej walki ze Scottem Askhamem w odwrotnym ustawieniu, z którego nie korzystał – poza krótkimi fragmentami wybranych walk – nigdy w swojej dotychczasowej karierze. Reprezentant olsztyńskiego Arrachionu zdaje sobie bowiem sprawę z niebezpieczeństwa, jakie grozi mu ze strony okrężnych kopnięć Scotta Askhama.
Rzecz jednak w tym, że mam poważne wątpliwości, czy w szermierce na pięści i kopnięcia takie podejście ze strony Khalidova przyniosłoby – przyniesie? – mu powodzenie. To nie jest jego naturalne ustawienie. Było to widać we fragmentach pierwszej walki, gdy musiał resetować nogi, gdy znalazł się pod presją. Walcząc z odwrotnej pozycji, będzie oczywiście mógł wykorzystać swoją prawą rękę w charakterze jaba – a szczególnie w pierwszej rundzie spodziewam się, że przewaga szybkości będzie po jego stronie – ale utraci ona na mocy. Nie zapominajmy bowiem, że swoją karierę Czeczen zbudował przede wszystkim na soczystym, szybkim i precyzyjnym krosie, poprzedzając go często kiwką lewym, lewym sierpem czy też zamarkowanym jabem. Odwrotne ustawienie mocno to utrudnia.
Trudno jednak skreślać tutaj Khalidova z kilku powodów. W pierwszym starciu w zasadzie w żadnym momencie nie był zagrożony w walce na chwyty. W pierwszej odsłonie świetnie obalił Askhama, potem – na swoją zgubę – oddając dogodną pozycję i idąc po nieudanego Taktarova. W trzeciej rundzie był natomiast o włos od wylądowania na górze po próbie haczenia. Mógł też poszukać wówczas natychmiastowego powrotu na nogi, ale zdecydował się na pracę z gardy. Tym razem może podejść do tematu inaczej – tj. z góry skupiać się na kontroli, a z pleców nie tracić sił na szukanie trójkątów czy balach na rękę, zamiast tego czając się na okazję do powrotu na nogi lub… poszukania skrętówki czy balachy na kolano. Po jednej z takich prób w trzeciej rundzie Askham sam wrócił na nogi. To może być więc sposób na to, aby podnieść walkę, jeśli były mistrz znajdzie się na plecach.
Nie mam też żadnych wątpliwości, że Khalidov będzie niezwykle groźny w stójce, szczególnie w pierwszych minutach pojedynku. Powinien mieć wówczas po swojej stronie sporą przewagę szybkości i dynamiki. Zwracam też uwagę na niskie kopnięcia na wysokości łydki, którymi Khalidov porozbijał nogę Narkuna. Otóż, Scott Askham miewał już w przeszłości problemy – i to niemałe! – właśnie z blokowaniem czy unikaniem niskich kopnięć. Było to co prawda, zanim dołączył do KSW, ale nie lekceważyłbym niskich kopnięć Czeczena.
Wreszcie uważam, że sam Khalidov może tutaj poszukać sprowadzeń – choćby po to, aby zmusić Brytyjczyka do wzięcia także tego elementu walki pod uwagę, co oczywiście może ostudzić jego ofensywne zapędy w stójce.
Pytanie jednak, czy zawodnik z Groznego będzie w stanie skończyć Scotta Askhama w pierwszej lub najpóźniej w drugiej rundzie? Jego eksplozywny styl walki nie sprawdza się bowiem najlepiej na pełnym dystansie. Kosztuje wiele energii. Askham tytanem kondycji może nie jest, ale walczy w równym, metodycznym tempie. Jeśli przetrwa rundę pierwszą, szala zwycięstwa powinna zacząć przechylać się na jego stronę.
Grzechem byłoby nie wspomnieć, że Mamed ma już na karku 40 lat, podczas gdy jego styl walki zawsze oparty był na dużej ruchliwości oraz dynamice, przyspieszeniu, timingu. Wraz z wiekiem te właśnie elementy podlegają największemu regresowi. 32-letni Brytyjczyk wydaje się natomiast u szczytu formy, choć trzeba odnotować, że tym razem nie mógł odbyć przygotowań w ATT, formę szlifując w UFD – tam w treningach pomagali mu Roberto Soldic czy David Zawada.
Mając na uwadze styl walki Czeczena, który najchętniej sam inicjuje ataki, znacznie rzadziej kontrując, spodziewam się, że presja i agresja ze strony Brytyjczyka będą sprawiać mu problemy. Do tego dochodzi oczywiście zagrożenie zapaśnicze. Mamed wie, że nie może sobie pozwolić na walkę z pleców.
Nie spadnie mi szczęka na podłogę, jeśli Khalidov ustrzeli Askhama w pierwszej rundzie, ale… Nie udało się to jeszcze nikomu – Brytyjczyk jeszcze nigdy w karierze nie przegrał przed czasem. Z uwagi na zaawansowany wiek Mameda nie jestem pewien, czy dziś może być mocniejszym zawodnikiem niż 10 miesięcy temu, gdy stanął w szranki ze Scottem po raz pierwszy.
Podsumowując, Brytyjczyk przetrwa pierwsze minuty, od drugiej rundy stopniowo przejmując stery wali w swoje ręce. Będzie mieszał stójkę – krosy i kopnięcia! – z obaleniami, w mistrzowskich odsłonach kończąc wycieńczonego już rywala.
Zwycięzca: Scott Askham przez (T)KO
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN
*****
Dzięki za to typowanie, planowałem obstawić Gustaffsona, ale po tej analizie spasowałem obstawianie tej walki.
Tak samo potwierdziły się moje obawy że Kaszubowski to wcale nie taki pewniak.
Na początku byłem totalnie zbity z tropu z pojedynkiem Janikowskiego, ale teraz zaczynam uważać, że Szwed to jeden z majstersztyków Wojka. Wynalazł gościa z czystym rekordem, bitnika, który przekonał rzeszę Polaków, że to dobry gość, ba nawet faworyt. Tymczasem zwycięstwo Janikowskiego powinno trochę wzniecić dawno zgaszony ogień potencjału w oczach polskiego kibica.