Trzech wspaniałych po UFC Fight Night 55
Rewelacyjna gala UFC Fight Night 55 jest już za nami – kto wypadł najlepiej?
Zadanie wytypowania trzech bohaterów po australijskiej gali jest piekielnie trudne, bo każdy z 11 zwycięzców zasługuje na to miano. W końcu każdy skończył przed czasem swojego rywala. Tym niemniej spróbujmy jednak wyłonić Trzech Wspaniałych.
Czyje występy najbardziej zapadną w pamięć?
#3 – Jake Matthews
Pokonał: Vagnera Rochę przez poddanie (duszenie zza pleców), 1:52, runda 2
Co prawda, Jake Matthews był faworytem starcia z powracającym do organizacji Brazylijczykiem Vagnerem Rochą, ale nikt nie spodziewał się, że Australijczyk skończy rywala w tak spektakularny sposób! Młodzian swoją stójkową przewagę potwierdził już w pierwszej, zwycięskiej rundzie, ale dopiero druga pokazała jego niebywały potencjał – Matthews naruszył Rochę pięknym ciosem Supermana, jak kukłę popchnął go na siatkę, gdzie błyskawicznie przełożył rękę pod szyją nadal lekko zamroczonego rywala. Następnie zapiął duszenie bez choćby wpięcia się za plecy próbującego dramatycznie wydostać się z uścisku Brazylijczyka, pozbawiając przytomności tego właściciela czarnego pasa BJJ. Była to pierwsza w karierze porażka Rochy przez poddanie, a przypomnijmy, że trzy lata temu twardego Brazylijczyka nie zdołał skończyć sam Donald Cerrone.
Matthews ma dopiero 20 lat, a już teraz prezentuje doskonałe umiejętności – nawet pomimo tego, że trenuje w przeciętnym klubie i łączy treningi ze studiami. Co stanie się, gdy poświęci się tylko MMA i dołączy do jakiegoś solidnego gymu?
#2 – Luke Rockhold
Pokonał: Michaela Bispinga przez poddanie (gilotyna), 0:57, runda 2
Luke Rockhold był może bardzo wyraźnym faworytem w konfrontacji z Michaelem Bispingiem, ale sposób, w jaki rozprawił się z Anglikiem, nie pozostawia mi wyboru – Amerykanin ląduje na drugim miejscu wśród Trzech Wspaniałych.
W starciu z Hrabią Rockhold ani przez sekundę nie był zagrożony, od początku spychając ruchliwego, ale nieskutecznego Bispinga do obrony. Amerykanin bardzo dobrze kontrolował dystans, unikając wielu szarż rywala, często też kontrując swoim ulubionym lewym sierpowym. Nie narzucił może morderczego tempa, ale cierpliwość i konsekwencja w połączeniu z niesłychaną pewnością siebie przyniosły rezultat w drugiej rundzie, gdy powalił przeciwnika kopnięciem na głowę, następnie kończąc go gilotyną, do której – jak boss – wykorzystał tylko jedną rękę. Dodajmy, że Rockhold to pierwszy zawodnik, który zmusił doświadczonego Bispinga do odklepania.
Amerykanin po walce powtórzył to, co mówił już wcześniej – że Ronaldo Jacare Souza, którego przecież pokonał pod sztandarem Strikeforce, niesłusznie postrzegany jest jako główny pretendent do walki pas mistrzowski kategorii średniej po tym, jak Chris Weidman i Vitor Belfort wyjaśnią sobie wszystkie nieporozumienia w oktagonie. A więc… Ronaldo Souza vs Luke Rockhold w eliminatorze do pojedynku o pas? Dlaczego nie!
#1 – Al Iaquinta
Pokonał: Rossa Pearsona przez TKO (kombinacja w stójce), 1:39, runda 2
Al Iaquinta po raz pierwszy w karierze znalazł się tak wysoko na karcie walk i po raz pierwszy zmierzył się z rywalem z szerokiej czołówki dywizji w osobie Rossa Pearsona.
Amerykanin, który nie był faworytem tego pojedynku, nie pozostawił jednak złudzeń wątpiącym, rozbijając w stójce solidnego przecież w tej płaszczyźnie Brytyjczyka. Podopieczny Ray’a Longo i Matta Serry czynił to, co czyni w każdym niemal starciu – nisko opuszczone ręce, doskonała praca na nogach, zdumiewająca szybkość i precyzja, ogromna pewność siebie i twarda szczęka. The Real Deal nie był w stanie wyczuć świetnie zmieniającego kąty natarcia Amerykanina, jedno z nieudanych kopnięć przypłacając przyjęciem potężnego prawego, po którym wylądował na deskach, co okazało się początkiem jego końca. Iaquinta poczuł bowiem krew i wkrótce po zasypaniu rywala gradem ciosów mógł świętować najcenniejsze zwycięstwo w karierze.
Uważający 5-tygodniowy okres przygotowań do walki za optymalny Raging Al stoczył jak na razie 8 pojedynków w UFC, w stójce będąc lepszym od każdego przeciwnika, z którym przyszło mu się mierzyć. Wcześniej wygrywał przez decyzje, ale ostatnie dwa starcia (z Pearsonem i Rodrigo Dammem) rozstrzygnął już przed czasem, co powinno jeszcze bardziej poprawić jego notowania w oczach włodarzy UFC i fanów. Doskonały boks, świetna praca na nogach, mocne zapasy i rozwaga, której zabrakło mu w przegranych starciach z Michaelem Chiesą i Mitchem Clarkiem, mogą wkrótce zaprowadzić tego 27-latka na szczyty dywizji lekkiej.
Honorowe wyróżnienie
Robert Whittaker – za kapitalną walkę i świetny debiut w kategorii średniej.
Louis Smolka – za emocjonujący pojedynek i efektowne skończenie pomimo wzięcia walki z 2-tygodniowym wyprzedzeniem.
A Wy kogo wyróżnilibyście najbardziej po gali?
fot. Mark Kolbe/MMAFighting.com
Komentarze: 2