Trzech wspaniałych po UFC Fight Night 52
Japońska gala UFC Fight Night 52 okazała się całkiem udana, serwując kibicom zgromadzonym w Saitamie kilka nokautów i poddań.
Kto wypadł najlepiej? Kogo zapamiętamy na dłużej? Zapraszamy do Trzech Wspaniałych!
#3 – Kyung Ho Kang
Pokonał: Michinori Tanakę przez niejednogłośną decyzję (2x 29-28, 28-29)
Jeden z najlepszych koreańskich zawodników, jeśli nie najlepszy, Kyung Ho Kang zanotował najcenniejsze zwycięstwo w karierze, pokonując po emocjonującym i wyrównanym boju mocnego Japończyka Michinori Tanakę, serwując mu tym samym pierwszą porażkę w karierze.
Walka była niezwykle zacięta, zwłaszcza w aspektach zapaśniczych i parterowych, w których obaj zawodnicy zaprezentowali wiele znakomitych akcji. Pierwszą rundę zwyciężył Koreańczyk, drugą Tanaka i o wyniku decydowało trzecie, szalenie wyrównane starcie. Sędziowie ostatecznie orzekli wygraną nie będącego faworytem tego boju Kanga, co oznacza, że po dwóch pierwszych, średnio udanych walkach w UFC, w których uznać musiał wyższość Alexa Caceresa po tym, jak padł kondycyjnie w trzeciej rundzie, oraz Chico Camusa, z którym przegrał trochę na własne życzenie (mała aktywność z góry), a trochę na skutek problemów wzrokowych sędziów punktowych, otóż po tych dwóch pojedynkach Koreańczyk nabrał w końcu rozpędu, zaliczając drugie kolejne zwycięstwo, po tym jak ostatnio zdemolował Shunichiego Shimizu.
Kang ma dopiero 27 lat i wydaje się, że wkrótce może stać się zawodnikiem co najmniej szerokiej czołówki dywizji koguciej. Siła, agresja, mocna kontrola z góry, ciężkie gnp i dobre BJJ mogą go zaprowadzić daleko.
#2 – Myles Jury
Pokonał: Takanori Gomiego przez TKO (prawy prosty i ciosy z góry), 1:32, runda 1
Wielu obserwatorów MMA, w tym niżej podpisany, było nieco zawiedzionych tym, że Myles Jury został zestawiony w starciu z Takanorim Gomim. Niby Japończyk mógł przed walką pochwalić się zwycięstwem w trzech z ostatnich czterech pojedynków – a gdyby nie kontrowersyjna porażka z Diego Sanchezem, to wygrałby wszystkie cztery – ale po pierwsze, rywale, z którymi się mierzył, nie należeli do najwyższej półki (oprócz wspomnianego Sancheza byli to Isaac Vallie-Flagg, Mac Danzig i Eiji Mitsuoka), po drugie – nawet w tych walkach nie zaprezentował nic, co mogłoby sugerować, że będzie równorzędnym rywalem dla rozpędzonego pięcioma zwycięstwami z rzędu w UFC i niepokonanemu Mylesowi Jury’emu.
Destrukcji, której byliśmy świadkami, jednak nikt się nie spodziewał. Gomi od początku nie miał nic do powiedzenia – Amerykanin świetnie kontrolował jego ofensywne zapędy kopnięciami oraz ciosami prostymi. Chwilę potem Jury dokonał jednak czegoś, czy nie był w stanie dokonać nikt przed nim – walczący na zawodowych ringach od 1998 roku Gomi nigdy nie zaznał goryczy porażki przez nokaut, a stoczył do wczoraj łącznie 45 walk! Jury jednak pięknym prawym prostym powalił Japończyka i skończył go ciosami w parterze, śrubując swój doskonały rekord do pięknego 15-0 i jednocześnie notując już szóstą z kolei wiktorię w UFC, czym z całą pewnością powinien wywalczyć sobie możliwość walki ze ścisłą czołówką dywizji lekkiej. Ba, niewykluczone, że teraz Jury znajdzie się o jedno zwycięstwo od walki o pas…
Warto przy tej okazji podkreślić, że piekielnie inteligentnie walczący i rozwijający się z walki na walkę Fury ma dopiero 25 lat – wszystko, co najlepsze przed nim!
#1 – Mark Hunt
Pokonał: Roy’a Nelsona przez KO (prawy podbródkowy), 3:00, runda 2
Mark Hunt był minimalnym faworytem w konfrontacji z Roy’em Nelsonem – przynajmniej dopóki dopóty świat nie obiegła wieść o tym, jakoby Samoańczyk musiał w ostatnim dniu ścinać aż 19 funtów. Wówczas bowiem pod wpływem tej nieprawdziwej – jak na konferencji prasowej po walce stwierdził Hunt, oświadczając, że zbija jedynie 8-9 funtów – informacji, kursy się wyrównały.
Samoańczyk w oktagonie nie pozostawił jednak złudzeń Amerykaninowi, kto jest lepszym zawodnikiem. Potrzebował co prawda kilku chwil na wyczucie rytmu, ale od początku doskonale unikał ciężkiej prawicy Nelsona, dobrze odchylając się do boku i nurkując pod ciosami Amerykanina. Rozczytawszy schematy zachowań swojego rywala, Hunt zaprzągł do działania morderczy prawy podbródkowy. Kilka razy chybił, ale w końcu w drugiej rundzie – w której uzyskał już wyraźną przewagę, będąc znacznie precyzyjniejszym i lepiej technicznie poukładanym zawodnikiem od jednowymiarowego jednak Nelsona próbującego ratować się obaleniami – dopiął swego, trafiając potężnym prawym bitym z dołu, po którym Nelson padł na deski, twarzą do dołu. Hunt stał się tym samym dopiero drugim zawodnikiem w historii, który był w stanie pokonać Roy’a przez nokaut – pierwszym był prawie sześć lat temu… Andrei Arlovski. Później skończyć Amerykanina nie byli w stanie między innymi Junior dos Santos, Daniel Cormier czy Stipe Miocic.
Po tym spektakularnym występie Hunt chciałby powrócić do oktagonu już w listopadzie na gali UFC Fight Night w Sydney – może walczyć z kimkolwiek, choć nie ukrywa, że jego celem jest pas mistrzowski.
Nieprawdopodobna historia tego ociekającego charyzmą zawodnika, który dołączał do UFC z rekordem 5-6, przegrywając na domiar złego w swoim debiucie ze słabiutkim Seanem McCorklem, trwa w najlepsze mimo upływu lat. Czy Hunt zdoła jeszcze włączyć się do wyścigu o najwyższe cele w dywizji królewskiej?
Honorowe wyróżnienie
Masanori Kanehara – za wyraźne zwycięstwo nad mocno faworyzowanym Alexem Caceresem.
A Wy kogo wyróżnilibyście najbardziej po gali?
fot. Zuffa/UFC