Trzech wspaniałych po UFC on FOX 16
UFC on FOX 16 nie będzie pamiętane przez lata, ale sobotnia gala miała swoje fantastyczne momenty.
Oto trójka największych bohaterów gali!
#3 – Tom Lawlor (10-5)
Pokonał: Giana Villante (13-6) przez TKO (prawy sierp i uderzenia), R2, 0:27
Tom Lawlor nigdy nie był wyróżniającym się zawodnikiem – to raczej typ oktagonowego wyrobnika, który pewnego, niezbyt wysokiego poziomu nie przekroczy nigdy. Amerykanin nadrabiał zawsze swoje deficyty w umiejętnościach fajerwerkami na ważeniu, przebierając się za różne postacie. Wraz z nadejściem ery Reeboka pozbawiono go tej możliwości, więc zmuszony był tym razem pokazać coś godnego zapamiętania w oktagonie.
I zrobił to! W swoim powrocie po ponad dwóch latach i bardzo skomplikowanej kontuzji kolana, która wymagała kilku operacji, przeniósł się do kategorii półciężkiej i wybornym prawym sierpowym znokautował faworyzowanego Giana Villante. Sztuka to tym większa, że Lawlor przegrał pierwszą rundę, raz po raz przyjmując potężne lowkingi, które nie pozostały bez wpływu na jego mobilność.
Dodatkowo, ten piekielnie elokwentny (odsyłam do wywiadów) zawodnik, który w przyszłości podąży zapewne ścieżką dziennikarską, zgarnął bonus 50 tys. dolarów za występ wieczoru.
Zapowiedział również, że nigdzie z kategorii półciężkiej się nie wybiera, choć planuje nabrać trochę masy, bo na ważenie przed UFC on FOX 16 wniósł tylko 203 funty.
Kto następny dla Toma Lawlora?
Będący przed walką na fali dwóch wygranych i zwycięski w trzech z ostatnich czterech walk Gian Villante to niezły skalp, zwłaszcza że klasyfikowany był na 15. miejscu w Rankingu UFC kategorii półciężkiej.
Ciekawym rywalem dla Lawlora mógłby być notowany na 13. miejscu w rankingu Fabio Maldonado, jeśli przymknęlibyśmy oko na to, że ostatnio przegrał. Chętnie obejrzałbym Lawlora w starciu z nie mniej elokwentnym Seanem O’Connellem, ale ten ma już zaplanowane starcie, więc… Ilir Latifi!
Tom Lawlor vs Ilir Latifi
#2 – Edson Barboza (16-3)
Pokonał: Paula Feldera (10-1) przez jednogłośną decyzję (3 x 29-28)
W jednym z najlepszych stójkowych widowisk ostatnich lat Edson Barboza powrócił na szlak zwycięstw, podnosząc się po porażce z Michaelem Johnsonem i wypunktowując charakternego Paula Feldera.
Zgodnie z zapowiedziami przed walką, Brazylijczyk był agresywniejszy niż w swoich poprzednich pojedynkach, a upodobanie obu zawodników do rzucania masy obrotówek sortu wszelakiego (kopnięcia na różnej wysokości, backfisty, łokcie) powodowało, że raz za razem po całej hali przechodził pomruk zachwytu, a komentator Joe Rogan nie mógł wyjść z podziwu nad kunsztem obu zawodników.
Ostatecznie aktywniejszy Brazylijczyk zaprezentował się lepiej, atomowymi lowkingami, zwalniając w trzeciej rundzie Amerykanina, a szybkimi jak błyskawica middlekickami z przeskokiem, przyklejając łokieć rywala do boku i tym samym ograniczając jego ofensywę.
Obaj zawodnicy zgarnęli też bonusy po 50 tys. dolarów za najlepszą walkę wieczoru.
Kto następny dla Edsona Barbozy?
Mój Boże, na samą myśl o starciu z Anthonym Pettisem przechodzą mnie dreszcze!
Wiem, że Showtime wydaje się być bliżej pojedynku z Natem Diazem, wiem, że starcia Juniora z Bensonem Hendersonem (jeśli wróci do lekkiej i przedłuży kontrakt z UFC) czy szczególnie Eddiem Alvarezem mają sens, ale… Dajmy spokój! Kto nie chciałby obejrzeć Barbozy z Pettisem, niech pierwszy rzuci kamieniem! Zwłaszcza, że też od strony sportowej, rankingowej takie zestawienie miałoby sens.
Najprawdopodobniej Barbozę w kolejnym starciu zobaczymy z Eddiem Alvarezem, Alem Iaquintą lub Tonym Fergusonem, ale…
Edson Barboza vs Anthony Pettis
#1 – TJ Dillashaw (12-2)
Pokonał: Renana Barao (33-3) przez TKO (ciosy), R4, 0:35
TJ Dillashaw ostatecznie zamknął raz na zawsze rozdział swojej kariery zatytułowany Renan Barao – i to jak!
Amerykanin nie był może tak mobilny, jak w poprzedniej walce z Brazylijczykiem, ale o ileż bardziej agresywny! Od początku dążył do skończenia, wdając się czasami w szalone – choć mimo wszystko w pewien sposób kontrolowane – wymiany z byłym dominatorem kategorii koguciej. Gdy natomiast TJ wplatał do swojej gry zjawiskową pracę nóg, masę zmyłek i kiwek, Brazylijczyk był kompletnie bezradny, w żaden sposób nie potrafiąc rozczytać raz po raz łamanego przez Dillashawa rytmu walki.
Ostatecznie podopieczny Duan’e Ludwiga skończył Barona na początku czwartej rundy, potwierdzając swoją dominację w kategorii koguciej i przy okazji zdobywając 50 tys. dolarów bonusu za występ wieczoru.
Kto następny dla TJ-a Dillashawa?
Sam zawodnik najchętniej zmierzyłby się z Dominickiem Cruzem, który zapowiada powrót do oktagonu w grudniu.
Najprawdopodobniej ostatni pogromca Dillashawa, Raphael Assuncao, który znajduje się na fali siedmiu zwycięstw, będzie gotowy do powrotu po kontuzji wcześniej, ale… nie marnujmy tej szansy! Jeśli tylko Cruz wyzdrowieje, trzeba kuć żelazo, póki gorące i zestawić jego walkę z Dillashawem! Z uwagi bowiem na kontuzjogenność zawodnika Alliance MMA taka okazja może się już nie powtórzyć.
TJ Dillashaw vs Dominick Cruz
Wyróżnienia
Joe Lauzon – za kapitalną dyspozycję i wcielenie się w rolę sędziego
James Krause – za prześliczną sekwencję końcową – wycinka, zajęcie pleców, duszenie
Ben Saunders – za maestrię z gardy
***
A Wy kogo wyróżnilibyście szczególnie?