Trzech wspaniałych po UFC FN 63
Gali UFC Fight Night 63 nie zapamiętamy może na długo, ale kilku zawodników zasługuje na wyróżnienie.
#3 – Dustin Poirier (17-4)
Pokonał: Carlosa Diego Ferreirę (11-2) przez TKO (uderzenia w stójce i w parterze), R1, 3:45
Dustin Poirier znalazł się na mentalnym dnie po ostatniej walce, będąc błyskawicznie ubitym przez Conora McGregora w pojedynku, który stanowić musiał dla Amerykanina najboleśniejszą porażkę w całej zawodniczej karierze.
W poszukiwaniu szczęścia Diamond przeniósł się do kategorii lekkiej, mierząc się z solidnym Brazylijczykiem Carlosem Diego Ferreirą i… zaprezentował się tak, jak za swoich najlepszych czasów! Dał bardzo efektowną walkę, w której ciosy świszczały na lewo i prawy, jego szczęka raz po raz przyjmowała cepy rywala, ale jego pięści trafiały jeszcze częściej, co zaprowadziło go do kolejnego zwycięstwa przez nokaut – a w ten sposób Brazylijczyk wcześniej nie przegrał jeszcze nigdy w karierze. Takim właśnie stylem Poirier zjednał sobie w przeszłości uwielbienie fanów – jego pojedynki są zawsze naładowane akcją, nie ma w nich kunktatorstwa i kalkulacji, a trochę narwany Dustin raz po raz daje ponosić się emocjom, wcielając się momentami w rolę bezgłowego jeźdźca.
Nie mam wątpliwości, że dalsze praktykowanie takiego a nie innego podejścia do oktagonowej taktyki nie zaprowadzi walecznego, ale i niezwykle ambitnego Amerykanina do pasa mistrzowskiego kategorii lekkiej, ani nawet w jego rejony, ale… ileż emocji czeka nas, gdy będzie próbował!
#2 – Al Iaquinta (12-3-1)
Pokonał: Jorge Masvidala (28-9) przez niejednogłośną decyzję (2 x 29-28, 27-30)
Spokojnie. Tak, wiem, decyzja sędziowska na korzyść Ala Iaquinty w konfrontacji z Jorge Masvidalem była kontrowersyjna. Może nie aż tak, jak próbują przedstawiać ją niektórzy, przyrównując werdykt do jakiegoś skandalicznego rabunku – ale mimo wszystko śmiało możemy osąd sędziów widzących zwycięzcę w podopiecznym Matta Serry i Ray’a Longo uznać za noszący znamiona kontrowersji.
Iaquinta jest jednak bez winy. Pomimo srogiego lania, jakie otrzymał w pierwszej rundzie, oraz, w konsekwencji, rozcięcia zalewającego jego twarz krwią w dwóch kolejnych, walczył z ogromnym sercem, robiąc, co w jego mocy, by odwrócić losy pojedynku. Nie do końca tego wieczora starczało mu umiejętności, by zagrozić Masvidalowi, ale dzięki nieustępliwości osiągnął to, co zamierzał. Niewątpliwie sam Gamebred wcielający się w rolę leniwca w drugiej i trzeciej rundzie trochę mu pomógł, ale i tak byłem pod wrażeniem postawy Iaquinty – wykaraskanie się z tak ogromnych tarapatów, w jakie wpędził go w pierwszej rundzie będący o jeden dobry cios od skończenia pojedynku przed czasem Masvidal, było nie lada wyczynem i jest dla twardego Ala doskonały prognostykiem na przyszłość.
Po walce natomiast Raging Al przypomniał, dlaczego nosi taki a nie inny przydomek, każąc buczącym w trakcie wywiadu z nim kibicom po prostu się pierdolić, co Jon Anik skwitował kultową miną przypominającą te od czasu do czasu demonstrowane przez wykrzywioną facjatę Macieja Kawulskiego.
Może mylę się w swojej ocenie, może moja pamięć nie domaga, ale od dawien dawna nie słyszałem bardziej szczerego wywiadu po walce. Nie było tam grama sztuczności – przez bluźnierstwa i złorzeczenia Iaquinty przemawiało rozgoryczenie i frustracja, jaka towarzyszą człowiekowi, który przeszedłszy przez prawdziwe piekło w oktagonie i zostawiwszy tam całe swoje serce, w nagrodę otrzymuje gwizdy i fakersy ze strony publiczności.
#1 – Chad Mendes (17-2)
Pokonał: Ricardo Lamasa (15-4) przez TKO (prawy sierpowy i uderzenia), R1, 2:45
Chad Mendes – naładowany pozytywną energią po heroicznej porażce z wieloletnim dominatorem dywizji piórkowej, Jose Aldo – nie pozostawił najmniejszych wątpliwości Ricardo Lamasowi, że wespół z Brazylijczykiem obaj znajdują się na poziomie niedostępnym dla nikogo innego w dywizji, przynajmniej do czasu aż Aldo spróbuje udowodnić to samo Conorowi McGregorowi.
Money potrzebował kilkudziesięciu jeno sekund na rozgryzienie swojego przeciwnika, pierwszym diablo dynamicznym skróceniem dystansu pozbawiając go wszelkich nadziei na końcowy triumf – potężnym prawym posłał na deski próbującego później rozpaczliwej obrony Lamasa, by następnie metodycznie wykończyć go uderzeniami z góry.
Spektakularnym rozbiciem Bully’ego Mendes zapewnił sobie błyskawiczny powrót do rozgrywki o pas mistrzowski i wydaje się, że domknięcie trylogii z Jose Aldo, ewentualni możliwość zamknięcia niewyparzonej gęby Conorowi McGregorowi odebrać może mu teraz tylko Frankie Edgar, jeśli rozprawi się z klubowym kolegą Chada, Urijahem Faberem.
Wyróżnienia
Julianna Pena – za sprostanie oczekiwaniom.
A Wy kogo wyróżnilibyście po UFC Fight Night 63?
fot. MMAFighting
Komentarze: 2