Trzech wspaniałych po UFC 190
Gala UFC 190 przeszła do historii. Kto zasłużył na największe wyróżnienie?
#3 – Patrick Cummins (8-2)
Pokonał: Rafaela Cavalcante (12-6) przez TKO (łokcie z góry), R3, 0:45
Patrick Cummins po raz drugi wybrał się do Brazylii, by mierzyć się z miejscowym zawodnikiem i po raz drugi uciszył kibiców zgromadzonych w hali.
Amerykanin od początku walki rzucił się jak pitbull na Rafaela Cavalcante, męcząc go w klinczu oraz fundując mu darmowe lekcje latania. Długimi fragmentami nie był jednak w stanie utrzymać Brazylijczyka w parterze, a podczas krótkich wymian w dystansie kickbokserskim przyjął kilka bardzo mocnych ciosów, które całkowicie pokiereszowały jego facjatę.
Porozbijany, opuchnięty, ale twardy jak skała zapaśnik nie dał jednak za wygraną i prezentując niebywałą konsekwencję, wielkie serce do walki i chęć jej skończenia, cel ten zrealizował – ubił Feijao w ostatniej rundzie.
Kto następny dla Patricka Cumminsa?
Było to już czwarte zwycięstwo w ostatnich pięciu pojedynkach Durkina, który klasyfikowany jest obecnie na 14. miejscu w rankingu. Z zawodników z czołowej piętnastki na kolejnego rywala dla Amerykanina nadaliby się Ilir Latifi lub Fabio Maldonado. Jako, że temu pierwszemu zaproponowałem już wcześniej Toma Lawlora, to zostanę przy kolejnym Brazylijczyku.
Patrick Cummins vs Fabio Maldonado
#2 – Warlley Alves (9-0)
Pokonał: Nordine Taleba (11-3) przez poddanie (gilotyna), R2, 4:11
Niepokonany Warlley Alves po ostatniej kontrowersyjnej wygranej z Alanem Joubanem miał coś do udowodnienia w starciu z Nordinem Talebem. I udowodnił!
Brazylijczyk potwierdził niebywały talent, dając nadzieje, że może być tym, kim nigdy nie zostanie Erick Silva – zawodnikiem nie tylko piekielnie efektownym, ale i skutecznym.
Alves, który tym razem nie rzucił się od razu do huraganowych ataków, pokazał niesamowitą dynamikę w krótkich szarżach, doskonały balans głową, walkę z odwrotnej pozycji. Gdy przyspieszał, zmieniał się w prawdziwą dziką bestię.
Wisienką na torcie okazała się po raz kolejny diablo skuteczna gilotyna Brazylijczyka, który, mając tę technikę opanowaną do perfekcji, nie musi specjalnie obawiać się o obalenia, nie tracąc tym samym czasu na szlifowanie defensywnych zapasów – i tak zresztą solidnych (ten balans!).
Chwilami jeszcze trochę zbyt pasywny, czasami nie czujący dystansu, cofający się prosto na siatkę i ograniczający sobie w ten sposób możliwości – owszem, jest w czym rzeźbić, ale przez tę warstwę młodzieńczej fantazji, która widoczna jest w niektórych poczynaniach 24-latka, przebijają niezwykle obiecujące kształty artyzmu.
Kto następny dla Warlley’a Alvesa?
Brazylijczyk wygrał trzy kolejne walki w UFC. Teoretycznie mógłby zmierzyć się już z kimś z czołowej piętnastki, ale wybór nie jest duży i w grę mogliby wchodzić raczej zawodnicy będący po porażkach: Jake Ellenberger, Neil Magny czy Thiago Alves, o ile chciałby jeszcze raz walczyć w kategorii półśredniej.
Alvesowi jednak nie spieszy się szczególnie – po walce stwierdził, że chciałby walczyć o pas za 3-4 lata. Poniżej czołowej piętnastki nie brakuje zawodników, z którymi zestawienie Brazylijczyka miałoby sens. Są tam będący na fali trzech wygranych Albert Tumenov i Colby Covington, zwycięscy w trzech z ostatnich czterech walk Sean Strickland i Alex Garcia, czy też Leon Edwards.
Jednak Alvesa najchętniej obejrzałbym w gwarantującej pokaz agresji potyczce z… Omarim Akhmedovem! Dagestańczyk nie ma jeszcze tak wyrobionej marki, jak Brazylijczyk, ale wygrał dwie ostatnie walki (łącznie trzy z czterech w UFC, przegrywając tylko z Gunnarem Nelsonem) i byłby ciekawym rywalem dla reprezentanta X-Gym.
Warlley Alves vs Omari Akhmedov
#1 – Demian Maia (21-6)
Pokonał: Neila Magny’ego (15-4) przez poddanie (duszenie zza pleców), R2, 2:52
Demian Maia był niewielkim faworytem w starciu z Neilem Magnym, ale sposób, w jaki rozprawił się z Amerykaninem, przerywając jego ciąg siedmiu zwycięstw, zasługuje na słowa najwyższego uznania!
Brazylijczyk kapitalnie wybierał momenty do obaleń (potrzebował łącznie dwóch), a gdy walka trafiała do parteru, popisom Mai nie było końca – nie dając rywalowi ani milimetra przestrzeni, z dziecinną łatwością przechodził pozycje, będąc w swoich parterowych poczynaniach zjawiskowo finezyjnym – i skutecznym! Tylko swoim mocno podrasowanym umiejętnościom parterowym Amerykanin może zawdzięczać, że przetrwał z brazylijskim magiem BJJ aż do drugiej rundy.
Na szczególną uwagę zasługuje też nowe podejście Mai do zmagań w parterze – w końcu ten klasyk zaczął odwoływać się do zmiękczających rywali uderzeń z góry, miast – jak wcześniej – praktycznie nie korzystać z tej możliwości.
Kto następny dla Demiana Mai?
Pytanie retoryczne. Można silić się na wymyślanie różnych rywali, a rewanż z takim, powiedzmy, Dong Hyun Kimem mógłby być nawet ciekawy, biorąc pod uwagę, jak potoczyła się pierwsza walka, ale… Dajmy spokój!
Demian Maia vs Gunnar Nelson
Wyróżnienia
Ronda Rousey – za szybką robotę.
Mauricio Shogun Rua – za serce do walki i kopnięcia na korpus.
Claudia Gadelha – za solidną stójkę.
Stefan Struve – za kopnięcia na korpus.
Iuri Alcantara i Antonio Silva – za powroty z (dość) dalekiej podróży.
Komentarze: 3