Trzech wspaniałych po UFC 188
Pomimo tego, że o kilku pojedynkach meksykańskiej gali UFC 188 chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, z nawiązką zrekompensowali ją inni zawodnicy.
Oto trzech największych bohaterów UFC 188!
#3 – Patrick Williams (8-4)
Pokonał: Alejandro Pereza (15-6) przez poddanie (gilotyna), R1, 0:23
Szybko, efektownie i brutalnie. W taki sposób Patrick Williams rozprawił się z miejscowym Alejandro Perezem, za swój występ zgarniając też bonus w wysokości 50 tys. dolarów.
Powracający do UFC po ponad rocznej przerwie i nieudanym debiucie Amerykanin nie zasypiał gruszek w popiele w konfrontacji z faworyzowanym rywalem. Już kilka sekund po sygnale do rozpoczęcia pojedynku ku rozpaczy meksykańskich fanów trafił Pereza długim prawym bitym z dołu w stylu Khabiba Nurmagomedova z walki przeciwko Thiago Tavaresowi lub, by daleko nie szukać, Artura Sowińskiego z pierwszej batalii przeciwko Maciejowi Jewtuszce, by następnie ruszyć do ostrej szarży i powalić go na deski kolejnym prawym. Gdy zaskoczony i naruszony Perez próbował podnosić się do stójki, Williams już na niego czekał – przechwycił jego szyję w morderczej gilotynie, z której nie było już wyjścia. Po przerwaniu sędziego nieprzytomny Perez osunął się bezładnie po siatce oktagonu, a Williams mógł świętować najszybsze poddanie w historii kategorii koguciej UFC/WEC i swoje pierwsze zwycięstwo pod banderą giganta z Las Vegas.
Pamiętany dotychczas tylko z nokautu, którego padł ofiarą w debiucie przeciwko Chrisowi Bealowi Williams powrócił z głośnym przytupem!
Kto następny dla Patricka Williamsa?
Dla zawodnika z rekordem 1-1 w UFC z niewyrobionym jeszcze nazwiskiem potencjalnych zestawień w kategorii koguciej nie brakuje. Najchętniej obejrzałbym go z kowadłonogim Brazylijczykiem Douglasem de Andrade Silvą, który w lutym pokonał Cody’ego Gibsona, udanie podnosząc się po porażce w debiucie w UFC z Zubairą Tukhugovem.
Patrick Williams vs Douglas de Andrade Silva
#2 – Yair Rodriguez (5-1)
Pokonał: Charlesa Rosę (10-2) przez niejednogłośną decyzję (2 x 29-28, 28-29)
W swoim debiucie w UFC oraz latynoskim TUFie Yair Rodriguez demonstrował co prawda pewne przebłyski technicznej maestrii, ale wydawało się, że jego młodzieńcza fantazja i efektowny, czasami wręcz nonszalancki styl walki nie wróżą mu dobrze przed konfrontacją z twardym Charlesem Rosą.
I faktycznie, Meksykanin po raz kolejny dał się ponieść ułańskiej fantazji… Cóż to jednak była za fantazja! Sam Anthony Showtime Pettis poczułby się zawstydzony kopnięciami, jakimi młody Rodriguez zasypał na początku walki Rosę – latające kolano, latające kopnięcie na głowę po przejściu z lowkinga, latający frontal! W otwierających pojedynek sekundach Rodriguez szybował niczym ptak, więcej czasu spędzając w powietrzu niż na deskach oktagonu! Poszedł na absolutny żywioł! Mógł sobie jednak pozwolić na szaleństwa w stójce, bo jego garda prezentowała się bardzo dobrze nie tylko od strony defensywnej, ale i ofensywnej – znajdując się na plecach, świetnie bronił się przed utratą pozycji, raz po raz rażąc rywala łokciami z dołu czy strasząc próbami poddań.
Meksykaninowi brakuje jeszcze mnóstwo ogłady, a w swoich szaleństwach stójkowych przypomina Maxa Holloway’a za czasów, gdy Hawajczyk rozpoczynał karierę w UFC – Yair ma jednak nad nim tę przewagę, że jego parter już teraz stoi na wysokim poziomie. Szlify zbierane pod okiem Grega Jacksona (kopnięcia na kolano!) również zdają się już powoli procentować. Przyszłość stoi przed nim otworem!
Kto następny dla Yaira Rodrigueza?
Biorąc pod uwagę niezwykle efektowny styl Meksykanina, już teraz można zestawić go z kilkoma zawodnikami, z którymi jego walki zapowiadałyby się pasjonująco. By wymienić choćby Godofredo Pepey’a, Kevina Souzę, Briana Ortege czy Diego Brandao, jeśli chcielibyśmy go puścić od razu na głębsze wody. Uważam jednak, że jeszcze nie pora ku temu, aby konfrontować go z zawodnikami pokroju Brandao. Z drugiej zaś strony nie damy mu przecież jakiegoś nudziarza… Wobec tego… Maximo Blanco i Mike de la Torre mierzą się 12 lipca na finałowej gali TUF 21. Zwycięzca idealnie nadawałby się dla Rodrigueza.
Yair Rodriguez vs Maximo Blanco / Mike de la Torre
#1 – Fabricio Werdum (20-5-1)
Pokonał: Caina Velasqueza (13-2) przez poddanie (gilotyna), R3, 2:13
U boku Fedora Emelianenki i Antonio Rodrigo Nogueiry Cain Velasquez stał się kolejnym skalpem w kolekcji przechodzącego renesans formy Fabricio Werduma. Skreślany gremialnie przez bukmacherów i graczy Brazylijczyk nie pozostawił najmniejszych wątpliwości, kto jest lepszym zawodnikiem w konfrontacji z uchodzącym za najlepszego ciężkiego na świecie Cainem Velasquezem.
Vai Cavalo przetrwał nawałnicę Amerykanina na początku pierwszej rundy, zmuszając go do ostrej pracy w klinczu i odwdzięczając się masą celnych ciosów i kopnięć, które nie tylko pokiereszowały twarz reprezentanta American Kickboxing Academy, ale też odebrały mu sporo sił witalnych (frontalne kopnięcia i kolana na korpus w klinczu). W rezultacie od drugiej rundy pojedynek zaczął toczyć się pod dyktando mądrze gospodarującego siłami Werduma, który co prawda nadal przyjmował sporo ciosów rywala, ale sam trafiał mocniej, będąc nawet w samej końcówce drugiej rundy bliskim skończenia Velasqueza uderzeniami. Co się jednak odwlekło, to nie uciekło – w trzeciej rundzie porozbijany i momentami bezradny w stójce Amerykanin zaczął odwoływać się do zapasów, co stanowiło początek jego końca. Po jednym z wejść w nogi w wykonaniu Velasqueza Werdum zapiął bowiem na jego szyi ciasną gilotynę, której nie puścił już do końca, zmuszając Amerykanina do klepania i tym samym na (prawie) koniec swojej kariery osiągając największy sportowy sukces.
Rozbijając uznawanego za najlepszego zawodnika kategorii ciężkiej ostatnich lat Caina Velasqueza oraz mając w swoim sportowym CV legendarnego Fedora Emelianenko, Fabricio Werdum śmiało włączył się do rywalizacji o miano najlepszego zawodnika kategorii królewskiej w historii MMA.
Kto następny dla Fabricio Werduma?
Sam Brazylijczyk jasno wskazał zawodnika, z którym chciałby się teraz zmierzyć – jest to Cain Velasquez, któremu Werdum chciałby dać rewanż w Las Vegas. Przypomnijmy, że właśnie taki plan zdradził Vai Cavalo przed sobotnią galą – pokonać Velasqueza w Meksyku, dać mu rewanż i pokonać go w Stanach Zjednoczonych, by potem… zakończyć karierę.
Wobec powyższego mam pewien dylemat w kwestii kolejnego rywala dla mistrza kategorii ciężkiej. Z jednej strony nie jestem (szczególnie) zainteresowany błyskawicznym rewanżem, bo nie byłoby to sprawiedliwe względem Juniora dos Santosa czy nawet Andreia Arlovskiego, z drugiej natomiast… Wiemy doskonale, że prawie 38-letniemu Werdumowi nie zostało wiele pojedynków do końca kariery. Jak sam zapowiada, planuje jeszcze tylko jedną walkę. Być może pójść mu na rękę i pozwolić zakończyć karierę tak, jak sobie zaplanował? Nie skakałbym z radości w takim scenariuszu, ale podszedłbym do niego ze zrozumieniem.
Tym niemniej… Uważam, że biorąc pod uwagę końcowy etap kariery Fabricio Werduma, szkoda tracić czas na zajmowanie się Cainem Velasquezem. Brazylijczyk jednoznacznie pokazał, kto jest lepszy i nic tu nie trzeba potwierdzać. Moim zdaniem Werdum zakończyłby karierę w jeszcze większej glorii chwały, gdyby w ostatnim pojedynku w karierze pokonał swojego krajana Juniora dos Santosa, od wielu lat uważanego za drugiego najlepszego ciężkiego na świecie. Po takiej wiktorii Werdumowi mógłby spokojnie zakończyć karierę jako jeden z największych (największy) ciężkich wszech czasów.
Fabricio Werdum vs Junior dos Santos
Wyróżnienia
Efrain Escudero – za błyskawiczną gilotynę i wybuch spektakularnej radości po walce
Kelvin Gastelum – za zrobienie tego, co zrobić należało.
A Wy kogo wyróżnilibyście szczególnie po gali?
fot. MMAFighting.com
Komentarze: 1