Trzech wspaniałych po FEN 8
Gala Fight Exclusive Night 8 okazała się spektakularnym widowiskiem, na którym nie zabrakło niczego – poddań, ciężkich nokautów i morderczych, krwawych bojów.
Wielu zawodników zasłużyło na wielkie wyróżnienie i ogromne brawa, ale jako, że wybrać w naszym cyklu możemy tylko trójkę… Oto oni!
#3 – Paweł Żelazowski (8-1)
Pokonał: Artura Piotrowskiego (5-2) przez KO (prawy sierpowy), R2, 0:42
Powracający po pierwszej w karierze porażce Paweł Żelazowski nie miał łatwej przeprawy z dysponującym dobrymi warunkami fizycznymi Arturem Piotrowskim. Pochodzący z Koszalina zawodnik w dotychczasowej karierze przegrał tylko raz – z Pawłem Pawlakiem.
I rzeczywiście, w pierwszej odsłonie pojedynku odwrotna pozycja Piotrowskiego i świetna praca krótkim prawym sierpowym na wstecznym sprawiały szarżującemu Żelazowskiemu mnóstwo problemów. Jednym z pierwszych uderzeń Piotrowski rozciął nawet rywalowi łuk brwiowy, powodując obfite krwawienie. Były zawodnik PLMMA pozostawał jednak konsekwentny w swojej ofensywie, cały czas wywierając ostrą presję i kilka razy mocno trafiając próbującego unikać ciosów na odchyleniu rywala. W rezultacie pod koniec pierwszej rundy z Piotrowskiego zaczęło uchodzić powietrze, a szala walki zdecydowanie przechyliła się na stronę niezmordowanego Żelazowskiego.
Koniec pojedynku nastąpił na początku drugiej rundy – zawodnik z Białej Podlaskiej znów rzucił rywala na siatkę, atakując kopnięciem – nie doszło ono celu, ale Żelazowski trafił do odwrotnej pozycji, z której wyprowadził krótki, soczysty prawy sierpowy – ten sam, którymi częstowany był regularnie w pierwszej rundzie, ale znacznie mocniejszy – powalając Piotrowskiego na deski i tym samym notując niezwykle cenne zwycięstwo w wielkim stylu.
Żelazowski wraca zatem do gry! Swoim charakterem, presją, jaką wywiera na rywalach, twardą szczękę oraz przede wszystkim kamiennymi pięściami może napsuć krwi każdemu półśredniemu w Polsce.
#2 – Akop Szostak (2-0)
Pokonał: Łukasza Borowskiego (3-4) przez jednogłośną decyzję (30-27, 30-28, 30-26)
Były kulturysta, który, wydawać by się mogło, porwał się z motyką na słońce, przenosząc się do MMA, Akop Szostak, zaprezentował się doskonale w potyczce z Łukaszem Borowskim – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak krótko trenuje MMA pod okiem Antoniego Chmielewskiego.
Borowski nie jest oczywiście zawodnikiem z najwyższej półki, a pomimo tego był w stanie trafiać Szostaka w stójce regularnie, zwłaszcza, gdy byłemu kulturyście zaczynało brakować już powietrza, ale… Mój Boże, kto by się spodziewał, że kulturysta może tak luźno poruszać się w stójce! Toż Mariusz Pudzianowski po sześciu latach treningu, pracując na nogach czy wyprowadzając ciosy, dostaje skurczu każdego mięśnia na swoim ciele! W przypadku Szostaka, szczególnie na początku pojedynku, wyglądało to naprawdę solidnie. Oczywiście, garda jeszcze momentami dziurawa jak szwajcarski ser, wyczucie dystansu szwankuje, ataki bez przygotowania – w porządku, jest nad czym pracować. Ale zawodnik ten ma naprawdę spory luz w stójce, co stanowi idealny fundament pod szlify techniczne.
Uwagę zwrócić musiała też świetna kontrola z góry w wykonaniu Szostaka, który długimi fragmentami nie pozwalał rywalowi na ani milimetr swobody, przez chwilę łapiąc go nawet w krucyfiks. Regularnie zagrażał też Borowskiemu kluczem na rękę i choć za każdym razem jego przeciwnik był w stanie się wydostawać, to za kilka miesięcy kolejnemu tak łatwo już z pewnością nie będzie.
Na pewno Szostak musi jeszcze sporo popracować nad kondycją, ale serca do walki nie można mu absolutnie odmówić – a tego nie da się nauczyć. W trzeciej rundzie znalazł się w olbrzymich tarapatach po przyjęciu kilku mocnych uderzeń, ale zrobił to, co powinien – skrócił dystans, sklinczował, przeniósł walkę do parteru. Wielu znacznie bardziej doświadczonych zawodników gubi się w takich sytuacjach, podczas gdy Akop zademonstrował prawidłowe nawyki.
Mam nadzieję, że Paweł Jóźwiak nie posłucha rad Mateusza Borka i Szostaka zobaczymy jeszcze na galach FEN – być może nie zostanie najlepszym ciężkim w Polsce, ale jak na swoją kulturystyczną przeszłość – rokuje doskonale, już teraz wyglądając jak zawodnika MMA.
#1 – Roman Szymański (6-2)
Pokonał: Pawła Kiełka (6-1-1) przez jednogłośną decyzję (2 x 29-26, 29-27)
Przed walką cudowne dziecko polskiego MMA, ledwie 19-letni Paweł Kiełek uchodził za największy talent mieszanych sztuk walki nad Wisłą. Drugie wcielenie Marcina Helda. Jego rywal, 22-letni Roman Szymański, pozostawał w cieniu, spokojnie czekając na swoją szansę. Mało kto zdawał się pamiętać, że zawodnik ten po nieudanym początku kariery zanotował pięć zwycięstw, w pokonanym polu zostawiając między innymi Sebastiana Rajewskiego, Jacka Krefta czy Aleksandra Georgasa.
Szymański wyszedł do Kiełka bez najmniejszego respektu, od początku swoich okazji szukając w diablo dynamicznych kontrach. Już na samym początku krótką kombinacją powalił na deski zawodnika z Olsztyna, do końca rundy świetnie kontrolując go z góry, obijając jego głowę i korpus oraz zagrażając poddaniami. Również i druga runda toczyła się pod dyktando poznaniaka, który w stójce sprawiał Kiełkowi swoimi dynamicznymi szarżami masę problemów, a gdy olsztynianin spróbował obrotówki, idealnie w tempo wszedł w jego nogi, przenosząc walkę do parteru – a tam jego dominacja nie podlegała dyskusji, co zasługuje na szczególne uznanie, bo Kiełek w walce na chwyty to przecież bardzo sprawny i kreatywny zawodnik. Szymański nie miał jednak problemów z kontrolowaniem rywala, dusząc w zarodku jakiekolwiek próby wydostania się z niedogodnych pozycji podejmowane przez 19-latka. Do tego niemiłosiernie obijał jego głowę i korpus. W ostatniej odsłonie Kiełek zdobył w końcu pozycję dominującą, próbując zasypać Szymańskiego gradem ciosów, ale ten kręcił się doskonale, większości z nich unikając i od czasu do czasu samemu częstując oponenta uderzeniami z pleców.
Sędziowie nie mieli najmniejszych wątpliwości, wskazują na zwycięstwo poznaniaka. Tym samym notuje on największy sukces w karierze, przebojem wdzierając się do czołówki kategorii lekkiej w Polsce. Cały świat stoi przed nim otworem – oby wziął go szturmem!
Wyróżnienia
Albert Odzimkowski – za ubicie strikera w stójce i duże serce do walki
Sebastian Kotwica – za cierpliwość, metodyczną pracę z góry i świetne skończenie
Mateusz Rębecki – za doskonałą kontrolę z góry i idealny timing przy balasze
A Wy kogo wyróżnilibyście szczególnie?
Komentarze: 2