Trójka wspaniałych po UFC 185
Kto zanotował najlepsze występy na historycznej dla Polski gali UFC 185?
Wyłonienie trójki wspaniałych po fragmentami dobrej, fragmentami rewelacyjnej gali UFC 185 nastręczyło mi drobnych trudności, ale ostatecznie na największe uznanie moim zdaniem zasłużyli…
#3 – Joseph Duffy (13-1)
Pokonał: Jake’a Lindsey’a (9-3) przez TKO (uderzenie na korpus), R1, 1:47
Irlandczyk Joseph Duffy przed wczorajszą walką znany był niemal wyłącznie jako ostatni pogromca Conora McGregora. W związku z tym uchodzącym za niezwykle doniosłe dokonaniem oczekiwania wobec niego były ogromne, co, nawiasem mówiąc, sporo mówi nam o sile marketingowej następnego rywala Jose Aldo. Niby wszyscy wiedzieli, że Jake Lindsey został zestawiony z Duffym przede wszystkim po to, aby Irlandczyk mógł w miarę bezboleśnie przywitać się z oktagonem UFC, ale z drugiej strony, mierząc się z będącym po dwóch słabiutkich porażkach rywalem i niosąc na swoich barkach ciężar sporych oczekiwań, reprezentant Tristar miał w tej walce wiele do stracenia. Swoją dyspozycją potwierdził jednak, że wkrótce może stać się znaczącą siłą dywizji lekkiej lub piórkowej.
Od samego początku Duffy wyglądał doskonale, prezentując świetny, techniczny boks i raz po raz rażąc Amerykanina soczystymi, bitymi w tempo uderzeniami. Co prawda, Lindsey notował pewne sukcesy w okopywaniu wykrocznej nogi ustawionego w bocznej pozycji Irlandczyka, ale po jednym z bloków musiał odstąpić od tej strategii. Duffy tymczasem wstrząsnął rywalem fantastycznym niesygnalizowanym kopnięciem na głowę, udowadniając, że ogromne niebezpieczeństwo będzie jego przyszłym rywalom groziło nie tylko ze strony jego pięści, kolan czy BJJ, ale też kopnięć. Irlandczyk następnie błyskawicznie doskoczył do naruszonego Amerykanina, posyłając go na deski zjawiskową kombinację bokserską, do której wplótł potężny hak na wątrobę, ostatecznie odbierający jakąkolwiek ochotę na kontynuowanie walki swojemu rywalowi. Duffy potwierdził tym samym, że nie jest jednym z zawodników, którzy, widząc rannego oponenta, ruszają na niego jak bezgłowy jeździec – Irlandczyk wykorzystał podniesioną gardę rywala starającego się chronić głowę, lokując wspomniany cios na wątrobę i ostatecznie bardzo udanie rozpoczynając karierę w UFC.
Na konferencji prasowej po gali stwierdził, że nie jest jeszcze przekonany, w jakiej kategorii wagowej stoczy swoją kolejną walkę – lekkiej czy piórkowej – ale w obu znaleźć można dla niego wielu doskonałych rywali. Duffy nie jest z pewnością tak medialny jak Conor McGregor – czemu trudno się dziwić – ale jego spokój, pewność siebie, doskonałe techniczne umiejętności oraz treningi u Firasa Zahabiego w Tristar mogą go zaprowadzić bardzo daleko. Nie zapominajmy wszak, że to ostatni zawodnik, który pokonał…
#2 – Joanna Jędrzejczyk (9-0)
Pokonała: Carlę Esparzę (10-3) przez TKO (uderzenia), R2, 4:17
Joanna Jędrzejczyk nie była faworytką w konfrontacji z Carlą Esparzą, a wielu ekspertów większych i zwłaszcza – jak z możemy z perspektywy czasu ocenić – mniejszych uważało wręcz, że kurs bukmacherski na zwycięstwo Amerykanki jest zawyżony. Podobnie jak Jan Błachowicz w konfrontacji z Ilirem Latifim, tak i teraz Joanna Champion, koncertowo rozprawiając się z byłą już mistrzynią, dała wszystkim tym funta kłaków wartym ekspertom prztyczka w nos.
Polka dominowała niemal od samego początku, z każdą minutą powiększając swoją przewagę dzięki doskonałej obronie przed obaleniami oraz klinicznej precyzji w płaszczyźnie kickbokserskiej. Składne i soczyste kombinacje zawodniczki Arrachionu Olsztyn raz po raz rozbijały twarz sparaliżowanej, wystraszonej i złamanej Esparzy, która wraz z upływem czasu coraz bardziej rozpaczliwie – i całkowicie bezskutecznie – poszukiwała obaleń. Nieustannie wywierająca presję Jędrzejczyk skończyła porozbijaną i zdecydowanie mającą już dość tej nierównej walki Carlę w drugiej rundzie, trafiając najpierw kilkoma uderzeniami i następnie zasypując rywalkę gradem ciosów pod siatką.
Joanna Jędrzejczyk tym samym na stałe zapisała się na kartach historii polskiego (i światowego!) MMA, a forma, którą zademonstrowała pozwala nam z nadzieją patrzeć na jej pierwszą obronę pasa mistrzowskiego, w której – najprawdopodobniej – zmierzy się w rewanżowym boju z Claudią Gadelhą, jeśli ta 11 kwietnia w Krakowie upora się z Aisling Dally.
#1 – Rafael dos Anjos (24-7)
Pokonał: Anthony’ego Pettisa (18-3) przez jednogłośną decyzję (3 x 50-45)
Gdy niespełna rok temu Rafael dos Anjos wychodził z oktagonu zapaśniczo zdominowany przez Khabiba Nurmagomedova na gali UFC on FOX 11, na jego twarzy rysowało się jedno tylko uczucie – frustracja. Rosjanin bowiem wygrał bardzo pewnie, nie będąc jednak ani przez chwilę bliskim skończenia pojedynku. Brazylijczyk nie był w tamtej walce ani razu poważnie zagrożony, a jednocześnie nie był w stanie wyprowadzić żadnej ofensywy.
Tamta porażka zrodziła jednak nowego dos Anjosa. Do każdego bowiem kolejnego pojedynku podopieczny Rafela Cordeiro wychodził z niewyobrażalnymi pokładami determinacji i agresji, jakby nadal mając w pamięci morze frustracji zafundowane mu przez rosyjskiego niedźwiedzia. Już na ważeniu przed UFC 185 zdeterminowany dos Anjos udowodnił, że nie inaczej będzie w konfrontacji z Anthonym Pettisem, do którego zdawał się nie czuć najmniejszego respektu.
Przebieg pojedynku potwierdził, że zarówno mentalnie, jak i technicznie oraz fizycznie Rafael dos Anjos wzniósł się na wyżyny, serwując dotychczasowemu mistrzowi 25-minutowe, nieprawdopodobne lanie w każdej płaszczyźnie. Brazylijczyk nieustannie wywierał presję na Pettisie, nie dając mu chwili wytchnienia i zasypując masą doskonałych kopnięć oraz ataków bokserskich. Spektakularnie wręcz zamykał Anthony’ego pod siatką, powodując, że ten cały niemal czas miał za swoimi plecami ograniczającą jego ofensywę siatkę. Na szczególne wyróżnienie zasługiwały też przejścia dos Anjosa od uderzeń do obaleń – były one wykonywane z niezwykłą dynamiką i płynnością, idealnie w tempo. W parterze błyskotliwy Amerykanin nie był w stanie w żaden sposób zaskoczyć czujnego i demonstrującego naprawdę świetną pracę z góry (kontrola, przejścia pozycji, uderzenia) Brazylijczyka.
Bez wątpienia była to zdecydowanie najlepsza walka w karierze Rafaela dos Anjosa, który – będąc bardzo wyraźnym underdogiem – zupełnie porozbijał dotychczasowego mistrza, serwując mu srogi łomot nie tylko w płaszczyźnie zapaśniczej, ale też, co wzbudzać musi nie lada uznanie, w stójce. Spektakularna wygrana Brazylijczyka robi tym większe wrażenie, że do walki wyszedł z kontuzją kolana, która spowodowała, że na trzy tygodnie przed galą zaprzestał jakichkolwiek treningów zapaśniczych, obawiając się o pogorszenie urazu. Na szczęście, jak zapewnił na konferencji prasowej, kontuzja najprawdopodobniej nie będzie wymagała operacji.
Teraz nowy mistrz czeka na wynik starcia Khabiba Nurmagomedova z Donaldem Cerrone, którego zwycięzca w rewanżowym boju skrzyżuje rękawice z Brazylijczykiem właśnie. Biorąc pod uwagę świetną kondycję, którą zademonstrował w rywalizacji z Anthonym Pettisem dos Anjos, wydaje się, że będzie wyraźnym faworytem w ewentualnym pojedynku z Kowbojem. Jeśli jednak dojdzie do rewanżu z Nurmagomedovem, cóż, wtedy będzie naprawdę ciekawie…
Wyróżnienia
Ryan Benoit – za spektakularny powrót z dalekiej podróży, na którego cieniem jednak położyło się kopnięcie Sergio Pettisa w zad po zakończeniu pojedynku
Beneil Dariush – za parterową maestrię w rywalizacji z Daronem Cruickshankiem
Henry Cejudo – za udowodnienie, że świetnie dostosował olimpijskie zapasy pod MMA, rozbijając byłego pretendenta
Alistair Overeem – za szeroki arsenał ofensywny, który zaprzęgnął do działania w walce z Roy’em Nelsonem
****
A Wy kogo wyróżnilibyście szczególnie?
Komentarze: 3