„To było brutalne. Na granicy” – Dustin Poirier o walce na gołe pięści Artema Lobova z Justinem Knightem
Dustin Poirier wskazuje największy atut Maxa Hollowaya przed galą UFC 236 oraz komentuje starcie na gołe pięści Artema Lobova z Justinem Knightem
Zaprawiony w bojach Dustin Poirier stanie w sobotę do najważniejszej walki w swojej sportowej karierze. W daniu głównym gali UFC 236 w Atlancie skrzyżuje rękawice z mistrzem wagi piórkowej Maxem Hollowayem, a na szali znajdzie się tymczasowe złoto 155 funtów.
Zapytany podczas dnia medialnego o to, na co w starciu z Hawajczykiem będzie musiał uważać najbardziej, Diament nie zawahał się ani przez chwilę.
Moment, gdy łapie dobry rytm. Zaczyna się rozkręcać.
– powiedział.
Widać, jak w innych walkach wpada w świetny rytm i robi się z tego efekt swego rodzaju kuli śnieżnej. Rozkręcał się cały czas wraz z upływem rundy. Muszę to przerwać. Zaburzyć jego rytm. Muszę sprawić, aby poczuł się tam niekomfortowo.
Poirier i Holloway spotkali się po raz pierwszy w lutym 2011 roku. Dlatego drugiego był to debiut pod sztandarem UFC. Diament natomiast był rok po swoich pierwszych oktagonowych tanach.
W stójce przewaga od początku walki należała do Hawajczyka, ale gdy Poirier przeniósł walkę do parteru, szybko zmusił go do poddania.
Fajnie powiedzieć, że pokonałem już tego gościa, ale w świecie MMA to wieczność.
– powiedział o tamtym starciu Dustin.
Kariery innych gości nie trwają w UFC nawet siedmiu lat. A co dopiero walczyć o pas po siedmiu latach. Obaj jesteśmy innymi zawodnikami.
Poirier nie ukrywa, że znajduje się w świetnym nastroju przed walką – pomimo czekającego go ścinania wagi, co, jak przyznał, staje się na tyle trudne, że po głowie chodzi mu przejście do kategorii półśredniej w niedalekiej przyszłości.
Na jego bojowego ducha przed starciem z Błogosławionym pozytywnie wpłynęły też ostatnie wydarzenia w UFC – a mianowicie nokauty Justina Gaethje na Edsonie Barbozie i Anthony’ego Pettisa na Stephenie Thompsonie. Z oboma zwycięzcami miał bowiem okazję krzyżować w przeszłości rękawice, obu pokonując przez techniczne nokauty.
Z kimkolwiek walczysz – bez względu na to, czy wygrałeś, zremisowałeś czy przegrałeś – chcesz, żeby potem dobrze poradzili sobie w kolejnej walce.
– powiedział Poirier o wiktoriach Gaethje i Pettisa.
Fajnie jest więc widzieć w dwóch z rzędu walkach wieczoru gości, których skończyłem, a którzy teraz w drodze do mojej walki odnieśli wielkie zwycięstwa przed czasem. To przyjemne. Pokazuje to, dlaczego tu jestem.
Nie tylko jednak walki Justina Gaethje i Edsona Barbozy nie umknęły uwadze Dustina Poiriera. Luizjańczyk obejrzał też bowiem w telewizji wojnę na gołe pięści pomiędzy Artemem Lobovem i Justinem Knightem, którzy starli się w walce wieczoru gali Bare Knuckle FC 5 w Biloxi.
Widziałem tę walkę. To było brutalne.
– przyznał Poirier, który sam ma na koncie nie jedną oktagonową wojnę.
Brutalne. Na granicy. A sam lubię przecież ostre jatki. Lubię, gdy dwóch gości idzie ostro. Klasyka. To było jednak brutalne.
Rozmawiałem o tym z Michaelem. Gdy ludzie, którzy wcześniej nie byli nigdy na gali MMA na żywo, zasiadają potem po raz pierwszy gdzieś w pierwszym rzędzie, są blisko i mogą niemal poczuć te uderzenia, to jest to czymś zupełnie innym niż oglądanie tego w telewizji. Czujesz impet uderzeń, doświadczasz tego niemal.
Jeśli więc oglądanie tego w telewizji było dla mnie trudne i musiałem patrzeć przez palce… „Mój Boże, ci goście są szaleni!”. Nie wyobrażam sobie, jak wyglądało to pod ringiem, kość w kość. Część mnie to uwielbia, ale druga część mówi: „dziewięciu na dziesięciu lekarzy odradza”.
*****