„To był mój najgorszy dzień, nie chciałem w ogóle wyjść do walki” – Donald Cerrone o rozbiciu Ala Iaquinty i dalszych planach
Donald Cerrone obszernie podsumował wiktorię z Alem Iaquintą, jasno stawiając też sprawę w temacie kolejnej walki.
W wygranej dominującą decyzją sędziowską walce wieczoru gali UFC on ESPN+ 9 w Ottawie Donald Cerrone wyglądał jak milion dolarów. Jak się jednak okazuje, Kowboj czuł się tego dnia fatalnie.
W rozmowie z dziennikarzami po gali przyznał, że nie miał w ogóle ochoty na wyjście do walki z Alem Iaquintą – nie chciał się rozgrzać w szatni, czuł się dramatycznie źle pod względem mentalnym.
Aż do drugiej rundy nie chciałem w ogóle walczyć.
– zdradził Cerrone.
Ludzie zawsze powtarzają, że zaczynam walki wolno. Ale trenujemy ciężko, naprawdę ciężko. Staramy się, aby wychodzić i pokonywać rywali nawet w nasze najgorsze dni – a dzisiaj był mój najgorszy dzień. Dzięki Bogu była to już 41. walka dla ZUFFY, bo dzięki temu byłem w stanie zgrywać pewnego siebie tak długo, aż stało się to prawdą. W drugiej rundzie w końcu odnalazłem ogień. Jazda!
To było ciężkie, bo wydaje mi się, że w swojej młodszej wersji poddałbym się. To szalone, że w ogóle o tym mówię, ale są w sieci memy z lwami i lwiątkami z opisem „Poddałbym się, gdybym nie wiedział, kto ogląda”. Jedziemy więc, skurwielu.
Po prostu trudno było mi w sobie to dzisiaj odnaleźć. I nie mam odpowiedzi. Nie wiem, co muszę zrobić, żeby to zmienić. Wcześniej w ciągu dnia czułem się świetnie. Obudziłem się naładowany energią. Czułem się świetnie, a potem przyjechałem tutaj i wszystko siadło.
Zobacz także: Ojciec Khabiba wskazuje rywali, których musi pokonać Conor przed potencjalnym rewanżem
To jednak nie wszystko, bo Kowboj przyznał, że Ragin Al jak najbardziej mógł skończyć to starcie z tarczą – i to bardzo szybko.
Miał na mnie patent. Powinien był tylko, kurwa, podkręcić tempo w pierwszej rundzie, bo byłem kompletnie zagubiony.
– powiedział Donald.
Nie wiem, gdzie byłem – ale na pewno nie byłem w walce.
Na przestrzeni 25 minut walki Cerrone okrutnie porozbijał rywala ciosami prostymi oraz zróżnicowanymi kopnięciami na wszystkich poziomach. Zdemolował wykroczną nogę Iaquinty, dwukrotnie – lewym prostym i frontalnym kopnięciem – posyłając też nowojorczyka na deski.
Wydaje mi się, że próbował sprowokować mnie do kopnięć, żeby je kontrować. Tego jednak właśnie się spodziewałem, więc starałem się nie grać na jego zasadach.
– powiedział Cerrone.
Wykonał świetną robotę, nie dając się kopnąć kolanem. Chciałem skontrować go kolanem, gdy rzuca mocnego prawego sierpa. Trzymał się jednak z dala. Dał dobrą walkę. Wiedziałem, że będzie ciężko. Za każdym razem, gdy wydawało mi się, że go mam, wiedziałem, że nie mogę rzucić się za nim i wypompować się, próbując go dobić. To twardy dzieciak. Próbowałem więc zdobywać punkty.
Wiedziałem doskonale, jak twardy będzie. Podchodząc do tej walki, miałem wrażenie, że jestem od niego lepszy w każdej płaszczyźnie – ale on jest twardy. Twardy koleś, którego posłanie na deski jest bardzo trudne – a skończenie nawet trudniejsze. Wiedziałem więc, że będzie tam jak Homer Simpson.
Planem na tę walkę były kopnięcie – ale mądre kopnięcia, bo jestem pewien, że trenował kontry pod kopnięcia. Próbował chwytać moje kopnięcia. Mam naprawdę mocny zespół. Jak mówiłem, nie oglądałem żadnych walk – nie widziałem więc walk Ala, nie wiedziałem, co robi, ale moi trenerzy to robią. Oni dokładnie analizują i oglądają walki każdego dnia, więc oni wiedzieli, co będzie robił.
Iaquinta również miał kilka dobrych momentów, dosięgając Kowboja w półdystansie soczystymi ciosami na szczękę. Jednak za każdym niemal razem Cerrone odpowiadał ostrymi kombinacjami, niewiele robiąc sobie z uderzeń rywala.
Jestem jak psychopata. Trafiasz mnie i… O żeż ty, kurwa…
– powiedział o ostrych kombinacjach w odpowiedzi na zainkasowane ciosy Donald.
Ale nie wiem. Nie mam na to odpowiedzi. To nie był element planu na walkę – żeby dać się trafić mocnym ciosem i potem ostro odpowiedzieć. W żadnym razie. Kopał mnie na nogę, trafił mnie kopnięciami na głowę. „To było, kurwa, dobre – naprawdę kopnąłeś mnie w głowę?”. Byłem pod wrażeniem. Po prostu odpowiadałem.
Dla 36-latka zwycięstwo z Alem Iaquintą jest trzecim z rzędu, w tym drugim już po powrocie do kategorii lekkiej. Nie ma teraz wątpliwości, że pokonując sklasyfikowanego na 4. miejscu w rankingu nowojorczyka, powinien być opcją numer jeden na wypadek kontuzji Khabiba Nurmagomedova lub Dustina Poiriera, którzy staną do unifikacyjnego pojedynku we wrześniu.
Jednocześnie Kowboj bierze pod uwagę jeszcze jedną opcję – starcie z Conorem McGregorem.
Na pewno moje nazwisko powinno być w grze, gdyby ktoś z nich wypadł.
– powiedział Cerrone.
Jak powtarzam, odszedłem z kategorii lekkiej, będąc na 2. miejscu w rankingu. I nie przepadłem. Ludzie pytają mnie, na którym miejscu powinienem się znaleźć. Nie dbam o rankingi, ale powinienem pokonać tych gości. Czuję, że jestem najlepszy na świecie. To moje miejsce.
Gdyby UFC nie dało mi titleshota… Zadumałbym się i był szczerze dotknięty. Wow. Gość zrobił tyle dla tego sportu… Nie pieprzę bzdur, wychodzę tam i za każdym razem daję widowisko, a teraz wybierzecie kogoś innego zamiast mnie? Byłbym naprawdę, naprawdę szczerze dotknięty. Wow, dla takiej firmy pracuję?
Oczywiście nie mówię absolutnie, że tak się stanie. Mówię tylko, że ja sam byłbym po prostu zdumiony. Wow. Z drugiej strony, jeśli Conor chce walczyć – jedziemy, kurwa. Szczególnie w lipcu. Jestem gotowy. Jedziemy z tematem, bo oni (Nurmagomedov i Poirier) będą chyba walczyć dopiero we wrześniu.
Kto wie, jak to się potoczy. Prawdopodobnie skończy się jednak tak, że będę siedział na tyłku w domu przez kilka miesięcy, znudzony jak sam skurwysyn – i w końcu powiem, że dobra, wyjdę do kogokolwiek, jazda.
*****
Wszystko fajnie, ale pierwszeństwo powinien mieć Ferguson. Dziwne, że o nim jakoś nie wspomniał ;)