Jak oni uderzają #2 – go get some Donald Cerrone
Wygrana Donalda Cerrone nad Jimem Millerem ma duży wpływ na obraz wagi lekkiej w UFC.
Dzięki temu czwartemu już z rzędu zwycięstwu od czasu porażki z Rafaelem Dos Anjosem (nawiasem mówiąc, w mojej ocenie bardziej wynikającej ze słabszej dyspozycji Kowboja niż faktycznie zdecydowanie większych umiejętności Brazylijczyka), co więcej, ponownie odniesionemu przed czasem, niezwykle efektownie walczący Donald Cerrone najprawdopodobniej zmierzy się z Khabibem Nurmagomedovem w walce o prawo do starcia z mistrzem dywizji. Sam po cichu liczę, że to starcie będzie main eventem 13 gali z cyklu On Fox.
Wróćmy jednak do ostatniego pojedynku stoczonego przez bohatera tekstu. Warto mu się bliżej przyjrzeć, ponieważ wykazał charakterystyczne cechy stylu walki zawsze dążącego do skończenia podopiecznego Grega Jacksona – także te negatywne.
Na wstępie pozwolę sobie przedstawić to, co mi się nie podobało czy też może raczej to, za co należy pochwalić Jima Millera, bo mimo podwójnego nokautu nie zaprezentował się wcale źle. Posiadający na koncie skalp w postaci poddania Charlesa Oliveiry wojownik doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co kuleje u jego przeciwnika – a mianowicie bokserskiej defensywy i szczególnej antypatii do uderzeń na korpus. Warto jednak zaznaczyć, że Miller nie zrobił najważniejszej rzeczy, mimo faktu że zapowiadał oparcie na niej taktyki – nie wytworzył presji. Owszem, można dyskutować czy miał ku temu narzędzia – wszak nie jest uderzaczem pokroju pogromców Donalda lub będącego do czasu knockdownu dominującego Edsona Barbozy. Mimo to jednak gdyby zawalczył agresywniej, może walka byłaby bardziej wyrównana – wszak poza pojedynkiem z Evanem Dunhamem Kowboj w ostatnich starciach mimo wszystko był slow starterem. Pozostawmy jednak sferę teoretycznych rozważań i przejdźmy do tego, za co po raz pierwszy w karierze znokautowanego zawodnika należy pochwalić.
Obie te akcje łączy zaatakowanie najsłabszego punktu Kowboja. Spustoszenie takimi uderzeniami wyrządzili Anthony Pettis i wspomniany już Rafael Dos Anjos. Dziwi w tym wypadku nieco zbyt rzadka zdecydowana ofensywa Jima – chociaż jeszcze kilka razy próbował trafiać w ciało Cerrone, te dwie akcje są jego najbardziej udanymi. Reszta albo była słaba pod względem siły albo nietrafiona (nawiasem mówiąc, odniosłem dziwne wrażenie, że po wypuszczonym w powietrze front kicku Miller sam zaczął być nimi karcony z wiadomym dla przebiegu pojedynku skutkiem).
W przypadku boksu nie wiem, prawdę mówiąc, czy mam pochwalić Jima, czy mocno skrytykować Cerrone. Chciałbym napisać, że prawda jest gdzieś pośrodku, ale… to nie byłaby prawda. Donald bowiem popełnił swoje tradycyjne błędy, jeśli chodzi o boks – uważam, że Jackson naprawdę powinien go wysłać kiedyś ze Swansonem do Indio Boys and Girls Club na bardzo solidne lekcje boksu.
Chociaż na drugim z przedstawionych powyżej gifów Cerrone nie został trafiony, to widać największą bodaj skazę w jego stójce – prawie całkowity brak odchyleń, prób przepuszczenia ciosu czy chociażby niekoniecznie optymalnej do MMA, ale dającej większe szanse na wybronienie uderzeń podwójnej gardy. Nie wiem, czy Kowboj uważa, że co go nie zabije, to wzmocni, ale ja zawsze jestem w stanach przedzawałowych, gdy widzę, jak mój ulubiony lekki blokuje ciosy głową. Rewelacyjnie wykorzystał to młodszy z braci Diaz.
Jak widać, mimo większego zasięgu Donald nie jest trudnym celem dla ataków pięściami. Jest to o tyle drażniące, że ma jedne z lepszych warunków fizycznych w wadze lekkiej. Z odpowiednimi szlifami mógłby zdecydowanie lepiej korzystać z silnych, ale obecnie słabych technicznie ciosów bokserskich. Poza używanym jabem z doskoku, którym powalił Barbozę, a także niektórych przeciwników z WEC, ciężko pochwalić mi jego boks – może i powala nim przeciwników, może i zostawia ślady na twarzy – ale często wygląda to mocno chaotycznie. Trzeci z gifów powyżej to chyba jedyne naprawdę dobre użycie zasięgu w tej walce.
Irytujący również bywa fakt, że Cerrone w dziwaczny sposób odrzuca ręce na boki, gdy rozpoczyna jakąś akcję, ale z niej rezygnuje. Wygląda to jak zaproszenie do trafienia – i czasem niestety tak się kończy. Zwyczaj ten mocno mnie drażni i łączy się z innym paskudnym nawykiem:
Opuszczanie rąk przy niskich kopnięciach. Nie zdarza się to co prawda przy każdej okazji, ale nie da się ukryć, że może skończyć się fatalnie. Większość zawodników UFC jest bowiem „utwardzona” na tyle, by ból spowodowany kopnięciem nie wyłączył myślenia. Ba, Anthony Pettis w starciu z Kowbojem jednocześnie blokował niskie kopnięcia i kontrował!
Ponarzekałem, ale przecież Donald pokazał w tej walce sporo naprawdę fajnych rzeczy, za które należy się zdecydowana pochwała. Warto przy tym uwzględnić styl walki Cerrone, nie skupiając się jednak na np. jego agresji czy doskonałym przeskakiwaniu między ranieniem w stójce a poddawaniem na ziemi, a samym doborze technik. Stylem bazowym Kowboja jest muay thai. Bardzo mocno odbija się to w preferowanych przez niego technikach. Jest to nieco „ascetyczna” wersja boksu tajskiego, brak bowiem szaleńczych obrotówek, latających kolan czy wplatania kopnięć z capoiery. Owszem, nieraz widać doskonałe wykorzystanie technik nożnych świadczących o rewelacyjnej momentami technice ich wykonywania. Dowodzi tego chociażby absolutnie zapierająca dech w piersiach kombinacja z walki z Dennisem Siverem – uderzone zaraz po sobie ze świetnym skutkiem low kick i high kick z tej samej wykrocznej nogi. W przypadku używania nóg do krzywdzenia bliźniego przez Donalda diabeł tkwi w szczegółach czyniących go jednym z najgroźniejszych uderzaczy w wadze lekkiej.
Te dwie akcje mówią wszystko o planie wobec czarnego pasa w brazylijskim jujitsu – skoro Jim nie radzi sobie zbytnio kondycyjnie w trzeciej rundzie, to najlepiej zacząć pozbawiać go jej już w pierwszej. Tym samym Donald, który miał padać ofiarą ataków na korpus, sam zadał ich odczuwalnie (przynajmniej dla Jima) więcej. Ciosy te spowalniają oraz zabierają cenny zapas energii, przez co zawodnik staje się coraz łatwiejszym celem. Nie wierzycie? Zapytajcie Andre Filiego, dlaczego zaczął widocznie słabiej wyglądać po obrotówce na wątrobę uwielbiającego tę technikę Maxa Holloway’a.
Cerrone w świetny sposób wykorzystuje uderzenia kolanami bez łapania w klincz. Stanowią u niego dobrą kontrę i sposób na oddalanie od siebie zbyt natrętnych rywali. Jedyny zawodnik w UFC, który na równie wysokim poziomie jest w stanie odwoływać się do tej techniki, to w mojej opinii nie kto inny a sam Lyoto Machida. Wielu być może obruszy porównanie Lyoto „Siły spokoju” Machidy do bardzo agresywnie walczącego czasem Kowboja, ale jeśli chodzi o tę technikę, to łączy ich fakt, że wykorzystują ją fenomenalnie, w sposób, z którym nie może równać się chyba nikt inny w świecie MMA.
Nie są wielką tajemnicą ciągoty do używania kopnięć z nogi wykrocznej. Jeśli chodzi o switche – czyli „przeskoki” używane do zadania kopnięcia z nogi z przodu, to Cerrone opanował je doskonale. Zaprezentowane powyżej gify może nie przedstawiają szczególnie destruktywnych (choć na pewno Miller je odczuł) kopnięć, jednak należy pamiętać, że chociażby takim lewym high kickiem po switchu Kowboj oszołomił Melvina Guillarda.
W tym pojedynku groźniejsze jednak były kopnięcia okrężne z nogi zakrocznej. Jim nie miał pewności, z której strony zostanie trafiony dzięki częstemu używaniu lewej nogi, więc dzięki temu droga do wspaniałego middle kicka z drugiej animacji była otwarta. „Obunożność” ta daje Donaldowi dużą przewagę nad przeciwnikiem – ten musi spodziewać się mogącego znokautować lub wprowadzić w wyższy wymiar bólu kopnięcia po obu stronach, bowiem każde kopnięcie Kowboja rzucane jest z naprawdę złymi intencjami.
Jeśli ktoś mimo to nie wierzył w moc Kowboja, to nokaut na Adriano Martinsie powinien go z tego błędu wyprowadzić. Nie dziwi w tym wypadku szukanie takiego skończenia również w tej walce, zresztą udanego. Nie wszystkie próby prawego high kicka oczywiście były owocne, ale już od pierwszych minut kopnięcie to było jednym z elementów gry Cerrone. Nie było ono bite cały czas – wtedy stałoby się raczej klątwą niż błogosławieństwem ze względu na zapasy oponenta, ale przed kończącym pojedynek ciosem Miller mógł już poczuć nadciągającą grozę. Odnoszę zresztą wrażenie, że ostatnimi czasy Donald znacznie chętniej odwołuje się do tego akurat kopnięcia – jak widać po wynikach bardzo słusznie.
Miller nie miał okazji wykazać się swoim grapplingiem. Zaliczył zaledwie jedno udane obalenie, z którego wiele nie wynikło. W drugiej rundzie jego próby wyglądały jak na wyżej załączonym gifie – nie były faktycznym zagrożeniem. Również próba pójścia po skrętówkę ze stójki spełza na niczym. Nie mieliśmy przez to okazji pooglądać wyśmienitego parteru Kowboja, ale cóż, dobre mordobicie także jest w cenie (ekhm, nie jestem żadnym socjopatą…).
Kopnięcia frontalne odegrały olbrzymią rolę w systematycznym niszczeniu Jima. Nie tylko skutecznie trzymały go na dystans (choć na dobrą sprawę nie było ich aż tyle, żeby ten nie mógł ryzykować prób ataku), ale także okrutnie raniły jego korpus. Rzadko w UFC ktoś jest w stanie zadawać na tyle mocne front kicki na ciało, aby naruszyć rywala. Kowbojowi się udało. Uderzenia te być może były dla Millera jeszcze boleśniejsze i bardziej „kondycjożerne” niż kolana. Jedno z nich, po którym Miller się przewrócił – to jest załączone na drugim gifie – zostało zadane śródstopiem. Świadczy to po raz kolejny o niesamowitej momentami technice kopnięć czołowego zawodnika swojej kategorii wagowej. Jest to bowiem wariant tego typu kopnięć nastawiony w stu procentach na zadawanie obrażeń, a nie trzymanie dystansu. Ilu innych walczących w UFC korzysta z takich niuansów, by skuteczniej atakować swych rywali? Gdyby nie fakt, że sędzia uznał ten atak za (jak wykazały powtórki błędnie) niezgodny z przepisami, to prawdopodobnie doczekalibyśmy się wcześniejszego skończenia. Nic straconego jednak! Rozpoczęła się nawałnica front kicków, a walka została przypieczętowana w taki oto sposób:
Jak więc widać, Kowboj odnotował cenną wygraną, tradycyjnie dostarczając wiele emocji zarówno swoimi przywarami, jak i przede wszystkim potężną ofensywą, mającą na celu skończenie rywala, a nie dotarcie jedynie do decyzji. Gdyby każdy walczył jak mój ulubieniec, byłoby pewnie znacznie efektowniej oraz… byłoby więcej nokautów, bo nie każdy ma taką odporność na ciosy jak Cerrone. Niemniej jednak uważam jego ostatni występ za dobry – nie świetny jak z Dunhamem, ale po prostu dobry. Emocjonujący i przyjemny dla oka. Czego by bowiem nie mówić o Donaldzie, to jego walk nie da się oglądać ze znudzeniem. Czy wygra z Khabibem? Nie wiem. Uczciwie rzecz ujmując, stawiam go w roli lekkiego underdoga. Liczę jednak, że zaskoczy i dostanie szansę pomszczenia porażki z ręki Pettisa (co, nawiasem mówiąc, uważam niestety za bardzo trudne do wykonania) lub zdetronizowania Gilberta Melendeza w jego pierwszej obronie. Ja zapewne będę w czasie tych potencjalnych pojedynków krzyczał :
https://www.youtube.com/watch?v=YhvUgIv-K0U
Czego by w końcu nie mówić o tym zawodniku, to jest on w stanie odwrócić losy każdego pojedynku, o czym przekonał się bardzo boleśnie pewien brazylijski specjalista od kopnięć obrotowych.
fot. UFC.com
Szkoda, że nie dojdzie do walki z Khabibem.
Kogo typujecie na najbliższego przeciwnika Kowboja?
Najlepszą opcją byłby Thomson, o ile oczywiście wygra swój sobotni pojedynek pojedynek z Bobbym Greenem.
Też bym chciał zobaczyć walkę z Thomsonem o miano 1 pretendenta.
Nurma i tak jest kontuzjowany i jak dotąd pokonał z top 10 tylko RDA.
Tekst ukazał się później z powodu moich wakacyjnych wojaży, stąd odniesienia do Nurmagomedova są już nieaktualne.
Co do Cerrone, w tej walce też na początku nie szło mu najlepiej – podobnie było w starciu z Barbozą i Martinsem. A mimo to wszystkie je wygrał. Wydaje mi się, że z każdym takim zwycięstwem Kowboja coraz trudniej będzie zdeprymować, co wróży mu tylko dobrze.
Analiza natomiast zacna! Dzięki! Jeszcze jednak Barboza dostanie swoją szansę… :P
Bardzo fajna analiza. Tym lepiej się ją czytało, że dla mnie, tak jak dla autor Donald to od dawna ulubiony lekki. Wierzę, że od TS dzieli go najwyżej jedna walka. Może lepiej, że nie z Khabbibem, bo to dla niego wyjątkowo stylistycznie trudny przeciwnik moim zdaniem.
Ja stawiam na wygranego z walki Henderson/Dos Anjos.
Dopiero teraz przeczytałem, analiza przednia. Cerrone jest w cholernym gazie, przez co liczę, że cały ten streak nie pójdzie na marne, i dokopie się do titleshota. Jego walka z Nurmagomedovem była bardzo sensowna, ale może to i lepiej, że do niej nie doszło – powiem szczerze, że nie chciałbym, by jeden dostał titleshota kosztem drugiego.