Tai Tuivasa wspomina porażkę z Peterem Grahamem: „Próbowałem unieść ręce, pokazać, że, sędzio, przerwy trzeba”
Perspektywiczny ciężki Tai Tuivasa opowiada o swojej najbardziej medialnej porażce w karierze, jaką pięć lat temu zadał mu Peter Graham.
Robiący obecnie furorę w UFC Tai Tuivasa może pochwalić się nieskazitelnym rekordem w MMA – odniósł dziesięć zwycięstw bez żadnej porażki. Nie jest jednak tak, że mający aborygeńsko-samoańskie korzenie 25-latek nie doznał w przeszłości żadnych porażek. Nic z tych rzeczy!
Przez wiele lat grał bowiem w rugby, tam po raz pierwszy – nie raz, nie dwa! – doświadczając goryczy porażki w sportowej rywalizacji. Gdy natomiast rozpoczął karierę w MMA, łącząc ją z bokserską, również przytrafiły mu się nieudane występy. W latach 2013-1016 wchodził między liny siedem razy, obronną ręką wychodząc z ringu pięć razy i dwa razy kończąc na tarczy. W 2014 roku stoczył natomiast jedyny w swojej karierze pojedynek kickbokserski – i przegrał z Ismaelem Lazaarem.
https://www.youtube.com/watch?v=DdCzSHIOlEQ
Jednak najbardziej znanej porażki doznał w 2013 roku w Sydney w konfrontacji z zaprawionym w bojach kickbokserem Peterem Grahamem. Walka rozgrywała się na mieszanych zasadach MMA – wśród niedozwolonych technik znalazły się nie tylko łokcie i kolana, ale także kopnięcia, a w parterze walka mogła toczyć się przez maksymalnie trzydzieści sekund.
Tuivasa nie wspomina tego pojedynku miło, bo pomimo iż w pierwszej rundzie posłał Grahama na deski, będąc o włos od zwycięstwa przez nokaut, to ostatecznie padł ze zmęczenia, będąc ubitym w ostatnich sekundach rundy drugiej.
Peter Graham mnie wtedy porobił.
– powiedział w najnowszej edycji podcastu GrangeTV Tai, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nawet walcząc wtedy i trenując, dalej wiodłem swoje życie – imprezy, pijaństwo, zabawy. I wygrywałem jedną walkę za drugą. Myślałem więc, że, kurwa, co za łatwizna. Chodziłem niby na te treningi, ale tak naprawdę nie trenowałem.
I wtedy dostałem tę walkę z Peterem Grahamem i nauczyłem się, że to jednak bardzo indywidualny sport. Wygrywasz, to wszyscy cię kochają i wspierają: „Jesteś, kurwa, gość!”. Ale gdy przegrałem, zdałem sobie sprawę, że, o żesz kurwa, jaki tam jestem samotny. Pokonałem w tamtej walce sam siebie – bo nie trenowałem do niej, nie przygotowywałem się. Wyszedłem tam, żeby się lać. On to wszystko odczytał i dał mi nauczkę.
Nie mogłem unieść ręki. Nigdy się tak nie czułem. Jak się zmęczysz w rugby, to mówisz kolesiowi obok siebie: „Hej, kurwa, pomocy trzeba”. Albo ustawiasz się obok odpowiedniego gościa. A tam gość wybijał mi zęby, a nie potrafiłem nawet unieść ręki. Próbowałem je unieść, pokazać, że, kurwa, sędzio, przerwy trzeba.
Czułem się taki upokorzony. To upokorzenie było gorsze od samej przegranej. Tym, co wyciągnąłem z tej walki, jest to, że potrafię sobie bez problemu poradzić z porażką – wszyscy czasem wygrywają, czasem przegrywają – ale gdy sam siebie pokonujesz, to jest najgorsze. Gdybym trenował do tamtej walki, mógłbym skończyć Petera w pierwszej rundzie – z łatwością. Ale sprawa jasna – nie trenowałem, a walczyłem z potworem. Mówili mi, że gość walczy od stu lat, ale wiadomo: „Jebać to, mam w dupie”. No, ale miało się te 17-18 lat, więc…
https://www.youtube.com/watch?v=SHdKMc7sbRQ
Tuivasa od dawna powtarza, że to właśnie porażka z Grahamem – obok narodzin jego syna w 2016 roku – była kluczowa dla jego kariery i podejścia do sportu.
Póki co nie wiadomo, kiedy rozpędzony trzema zwycięstwami w oktagonie młodzian powróci do akcji. Mierzy w starcie z rywalami z czołowej dziesiątki kategorii ciężkiej – szczególnie zawodnikami, którzy w przeszłości pokonywali jego serdecznego kolegę Marka Hunta – ale nie odmówi nikomu.
*****