UFC

Szwedzki emeryt, Manuwa (prawie) jak Fedor, cierpliwy Rakic – cztery wnioski po UFC Sztokholm

Sobotnia gala UFC on ESPN+ 11 w Sztokholmie, naznaczona zakończeniem kariery przez Alexandra Gustafssona i dwoma spektakularnymi nokautami, przeszła do historii.

UFC Sztokholm: Gustafsson vs. Smith – wyniki i relacja

Alexander Gustafsson – od nieudanego obalenia do emerytury

Przed galą mignął mi na Twitterze wpis, w którym ktoś – nie pomnę nazwiska – stwierdził, że jeśli Alexander Gustafsson przegra z Anthonym Smithem, zakończy sportową karierę. Zadumawszy się na dobre dziesięć sekund, doszedłem do wniosku, że rzeczywiście tak być może.

Zobacz także: Maciej Kawulski wyjaśnia, dlaczego nokaut na Michale Materli nie był „zwyczajny”

Dlatego też niespecjalnie zdziwiła mnie decyzja Szweda. Już na początku wywiadu z Danem Hardym w oktagonie, gdy energicznie zdejmował rękawice, można było domyślić się, co się święci.

Wszak Mauler o emeryturze przebąkiwał już nie raz, nie dwa. Każdą porażkę zawsze okrutnie przeżywał.

Nie zapominajmy jednak, że przegrywał wcześniej z prawdziwymi tytanami w osobach Jona Jonesa, Daniela Cormiera czy Anthony’ego Johnsona. Porażka na własnym terenie z Anthonym Smithem – a z której strony by nie spojrzeć, trudno odmówić jednak części racji Luke’owi Rockholdowi regularnie poddającemu w wątpliwość poziom sportowy Lwiego Serca – okazała się dla Maulera ciosem nie do zniesienia. Od potencjalnej trylogii z Bonesem oczywiście i tak dzieliła go długa i wyboista droga – szczególnie po sposobie, w jaki przegrał rewanż – ale teraz, aby w ogóle myśleć o powrocie do mistrzowskiej rozgrywki, musiałby wygrać dobre 4-5 walk. Wszak ochotników w kolejce po usługi Jona Jonesa nie brakuje.

Jeśli przyjrzeć się samej walce, to dwie pierwsze rundy były wyrównane, podczas gdy w trzeciej Szwed w końcu złapał wiatr w żagle. O jego porażce – a także w konsekwencji zawieszeniu rękawic na kołku – zadecydowała nieudana próba sprowadzenia, najpierw haczeniem, potem rzutem przez biodro. Skontrowawszy te zapaśniczo-judockie podejścia Maulera, Amerykanin znalazł się na górze, z czasem zmuszając rywala do poddania.

Gustafsson otwarcie przyznał po gali, że gdyby pojedynek wygrał, nie zakończyłby sportowej kariery. Oddać trzeba oczywiście Smithowi, że w czwartej rundzie nieco podkręcił tempo, w pewien sposób zmuszając przeciwnika do poszukania obalenia, ale… Jakkolwiek by na to nie patrzeć – od nieudanego obalenia do emerytury. W sportach walki jeden błąd może zaważyć nie tylko na wyniku rywalizacji, ale też na całej karierze.

Anthony Smith wraca do gry – i nie próżnuje medialnie

Występ Anthony’ego Smitha był całkiem niezły – na pewno lepszy niż te z Volkanem Oezdemirem czy Jonem Jonesem. Trudno nie odnotować jednak, że turecki Szwajcar był znacznie agresywniej nastawiony od Maulera, podczas gdy Bones nieustannie szachował Lwie Serce masą różnorodnych uderzeń, będąc piekielnie trudnym do rozczytania. Natomiast Alexander Gustafsson swoim zwyczajem ochoczo oddawał pole, co niewątpliwie pomogło Anthony’emu Smithowi zaoszczędzić paliwo w baku. W czwartej rundzie starcia z Maulerem wyglądał lepiej niż w drugiej z Oezdemirem – o trzeciej nie wspominając.

Trudno oczywiście uzasadnić sportowo jego rewanżowe starcie ze sposobiącym się do boju z Thiago Santosem mistrzem. Oddać jednak Anthony’emu Smithowi trzeba, że jest niebywale konsekwentny – i rzekłbym wręcz: mocno przekonujący – w przemycaniu narracji, wedle której w pojedynku z Bonesem po prostu nie był sobą. Wie, jak ułatwić zadanie pionowi marketingowemu UFC, jeśli w bliższej czy dalszej przyszłości dojdzie do rewanżu.

Manuwa jak Fedor, Rakic po pas?

Lata temu Bas Rutten, widząc spod ringu legendarnego suplesa, jakim Kevin Randleman cisnął o deski Fedora Emelianenkę, wpadł w przerażenie, oceniając, że może być świadkiem pierwszej śmierci między linami.

Nie będę ukrywał – obserwując, jak Jimi Manuwa pada bez życia po srogim wysokim kopnięciu, a jego głowa z impetem odbija się od desek oktagonu, przez głowę przemknęły mi podobne myśli. Może nie o śmierci Brytyjczyka, ale jakimś okrutnym wstrząśnieniu mózgu, paraliżu i temu podobnych dramatach – owszem. Wszak Poster Boy ma już swoje lata i kilka srogich wojen na koncie.

Skończyło się na szczęście na strachu, ale… No, człowiek jednak się zadumał nad losem Jimiego Manuwy. Czwarta z rzędu porażka – w tym trzecia przez brutalny nokaut – a o końcu kariery ni widu, ni słychu, podczas gdy Alexander Gustafsson mówi „dość” po nieudanym obaleniu, że tak pozwolę sobie sprawę uprościć. Absolutnie jednak nie wysyłam Jimiego na emeryturę, bo to jego życie, jego decyzja.

Czy jednak nadal sportowo zasługuje na bytność w UFC? Trudno rzec. Nie wykluczam bowiem, że nadal poskładałby wybranych zawodników z Top 15 wagi półciężkiej. Z drugiej zaś strony, cztery z rzędu porażki, w tym trzy przez nokauty, to mocne argumenty na rzecz zaprzestania współpracy z Brytyjczykiem przez UFC.

Co zaś tyczy się Aleksandara Rakica… Wspaniały nokaut, jeden z najbrutalniejszych w historii UFC. Świetny występ – ale krótki. Powtarzałem, powtarzam i powtarzać będę, że z walk, które kończą się szybko – Austriakowi wystarczyło 47 sekund – trudno wyciągnąć jakiekolwiek głębsze wnioski. Nie inaczej jest i w tym przypadku.

27-latek jest zresztą najwyraźniej świadom – podobnie jak chociażby Johnny Walker – że na potyczkę z Jonem Jonesem jest dla niego za wcześnie. Owszem, nie ma wątpliwości, że pas ostatecznie trafi na jego biodra, ale podkreśla też, że nigdzie się nie spieszy i potrzebuje jeszcze kilka walk, aby złapać doświadczenie, poprawić umiejętności.

Triumfalny powrót Leonardo Santosa

Leonardo Santos nie walczył prawie trzy lata, ale w jego poczynaniach nie było widać żadnej oktagonowej rdzy. Od pierwszych sekund starcia ze Steviem Rayem narzucił swój rytm, smagając rywala srogimi kopnięciami i dobrze kontrolując dystans.

Wszystko skończył nieprawdopodobnym nokautem w kontrze – sprowokowawszy Szkota lewym prostym do ataku, ustawił sobie jego głowę lewicą, przepuszczając ciosy, by następnie odpowiedzieć odrobinę nieporadnym ale diablo skutecznym prawym, którym skończył zawody.

https://twitter.com/streetfitebanch/status/1134855182230196224

Tym samym 39-letni już Brazylijczyk jest nadal niepokonany pod sztandarem amerykańskiego giganta. Co ciekawe, jedynym rywalem, którego pokonać w oktagonie nie zdołał, był… Norman Parke. Walkę z Irlandczykiem z Północy zremisował – i to tylko dzięki odjęciu Storminowi punktu.

Pomimo serii pięciu wiktorii mam jednak wrażenie, że grapplingowego pogromcę Georgesa Saint-Pierre’a czeka jednak podobny los w kontekście matchmakingu, jaki swego czasu spotkał jego krajana Francisco Trinaldo. Walki z czołówką – choćby tą szeroką – może nie doczekać.

Jednym zdaniem

  • Makwan Amirkhani szlifował cały rok boks, ale w stójce zdecydowanie nie zachwycił – do pokonania Chrisa Fishholda jednak wystarczyło
  • Frank Camacho to gwarancja dobrej bitki – a z nowym, odrobinę bardziej wyrachowanym podejściem pokona jeszcze wielu Nicków Heinów
  • Darko Stosic poziomem swojej aktywności zawstydził Sama Alveya – ale co ma defensywne zapasy, to jego!

*****

Lowking.pl trafia na Patronite.pl – oto dlaczego

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button