„Szło się przez podwórko, wbiegało pięciu, przekopywało” – Damian Janikowski szczerze o trudnym, ale kształtującym charakter dzieciństwie
Dzieciństwo Damiana Janikowskiego usłane różami nie było, ale pozwoliło mu na zbudowanie twardego charakteru, co zaprocentowało później w sporcie.
Goszcząc w najnowszej odsłonie podcastu Przemysława Górczyka, Damian Janikowski opowiedział o swoim niełatwym dzieciństwie we Wrocławiu, gdzie wychowywał się w zdecydowanie niesłynących z przepychu i elegancji dzielnicach. Nie pozostawił jednocześnie wątpliwości, że twarde, uliczne reguły życia w dużej mierze ukształtowały jego charakter, co później zaowocowała na matach zapaśniczych.
– Byłem bardzo żywym chłopcem, dzieciakiem, który zawsze rywalizował – zaczął opowieść Damian. – I w domu ze starszym bratem rywalizowałem, i rywalizowałem na podwórku. Nie bałem się, naprawdę. Może nie wszystkiego, ale większości rzeczy, które mnie po drodze spotykały.
– Biłem się i to była moja rywalizacja. Ustawki na podwórku były z dużo większymi, starszymi chłopakami. 4-6 lat różnicy. Jak miałem 7-10 lat, nie bałem się bić ze starszymi chłopakami, którzy byli ode mnie starsi o 5-6 lat i już byli nastolatkami.
– Nawet było tak, że wśród naszych znajomych, którzy byli starsi ode mnie, to… Jak przychodziło bić się z „drugim podwórkiem” i tam byli starsi chłopcy, to najpierw wychodziłem ja. Wiele razy wygrywałem, ale też przegrywałem. To było normalne. Później przekładało się to też na salę sportową.
– Przez pierwsze trzy lata szkoły podstawowej mieszkałem u taty, bo tam moja mama sobie rady nie dawała ze mną, z moją siostrą. Później gdy już bardzo chciałem wrócić od taty do mamy, to moja mama podjęła z moją babcią decyzję, że babcia weźmie mnie na wychowanie.
– A trafiłem tam z Brochowa, takiej bardzo ciężkiej dzielnicy Wrocławia. Kiedyś to była ciężka, trudna dzielnica. Coś jak Śródmieście we Wrocławiu czy nawet nasz „trójkąt”. Teraz to ewoluuje, wszystko się rozwija, nowe budownictwo. Na Brochowie tak samo. Budynki, wszędzie domy, dookoła rodziny. Ale ja akurat wychowałem się w, jak to się mówi, getcie. W samym centrum, gdzie dużo jest Cyganów i różnych bandziorów.
– Mając 9 lat, z Brochowa trafiłem na Śródmieście, czyli skrzyżowanie Jedności Narodowej, Oleśnickiej i Poniatowskiego – czyli trafiłem też w trzy najgorsze ulice we Wrocławiu, pod skrzydła babci. Wiadomo więc, że babcia niby mnie wychowywała, ale wychowywałem się sam, wychowywały mnie podwórko i szkoła.
– Całe szczęście, że trafiłem na salę zapaśniczą pod skrzydła trenera Leszka Użałowicza, który był mentorem. Potrafił swoimi słowami, na swoim przykładzie gdy był młody w Jeleniej Górze i też łatwo nie miał. Potrafił opowiadać takie historie, które do mnie przemawiały. Wierzyłem w to i mocno sfokusowałem się na tym, żeby chodzić do szkoły i potem wracać do domu i zamiast iść na podwórko, palić jointy, pić piwo z kolegami i „kraść łańcuszki”, to wolałem iść na salę, pobujać się na linie, pokorzystać z siłowni i popatrzeć na starszych zawodników, którzy uprawiali zapasy przez wiele lat i z powodzeniem – w Polsce i w Europie. Mieli już jakieś wyniki, cieszyli się na sali.
– Widziałem troszeczkę w tym też takiej mojej przyszłości – aby nie skończyć źle, gryźć piach, wąchać kwiaty albo gdzieś w więzieniu. Miałem możliwość rozwoju i korzystania z czegoś dobrego.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Damian od początku treningów zapaśniczych radził sobie bardzo dobrze – także dzięki wyrobionemu na ulicy charakterowi.
– Byłem taki „zadziora” – powiedział. – Wyobraź sobie, mieszkasz na śródmieściu, masz 10 lat i chodzisz już z prętem w ręku i nie boisz się dać komuś w łeb. Taki byłem. Może nie musiałem, ale w bramie u mnie często były ćpuny, strzykawki leżały, więc też bałem się o siebie, a jedyną obroną było mieć coś przy sobie, kija, odepchnąć czy uderzyć w łeb i iść do domu.
– Wracałem od mojego przyjaciela, do którego bardzo często chodziłem. Jego rodzinę całą znałem. Jego rodzice też zawsze dbali o mnie. Państwo Różańscy. Mieszkali pięć bram dalej, bliżej Oleśnickiej. Ja mieszkałem na początku Poniatowskiego.
– W bramach siedzieli narkomani. Jak cię nie znają jeszcze na dzielnicy, na podwórku… Bo wiadomo, że później po 2-3 latach to każdy każdego znał i generalnie było „siema młody”. Ale dopóki nie ma „siema młody”, to zawsze można było za przysłowiowego piątaka dostać w łeb. A żeby nie dostać w łeb, to trzeba było się czymś bronić. Wychodząc więc wieczorem po treningu czy od mojego kumpla Roberta, to bałem się.
– Tak wyglądało życie – kontynuował, dając do zrozumienia, że absolutnie nie narzeka na dawne czasy. – Nieraz się szło przez podwórko, wbiegało pięciu, przekopywało, z plecaka zabierało piórnik, uciekali i zostawałeś sam. Samo życie. Tak to wyglądało.
W 2012 roku Damian Janikowski zdobył brązowy medal olimpijski w zapasach w stylu klasycznym. Od 2017 roku wrocławianin rywalizuje w formule MMA, gdzie pod sztandarem KSW stoczył dotychczas jedenaście walk, siedem zwyciężając. Do akcji powróci już 10 września, w ramach gali KSW 74 stając naprzeciwko Toma Breese’a.
Cała rozmowa poniżej.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.