Sierpem #57 – jak Jon Jones ubił Daniela Cormiera?
Szczegółowa techniczna analiza rewanżowego starcia Daniela Cormiera z Jonem Jonesem podczas gali UFC 214. Co zadecydowało o triumfie Bonesa?
Przed kilkoma dniami przyjrzałem się rewanżowej walce Daniela Cormiera z Jonem Jonesem na UFC 214 pod kątem poprawek, jakie do swojej gry wprowadził ten pierwszy.
Sierpem #56 – dlaczego Daniel Cormier sprawił Jonowi Jonesowi masę problemów rewanżu?
Dziś natomiast przeanalizujemy, dlaczego pomimo iż DC w Anaheim zaprezentował lepszą formę i wyższe umiejętności niż w pierwszym starciu, ostatecznie skończył ubity w trzeciej rundzie. Innymi słowy, dziś przyjrzymy się technicznym aspektom gry Jonesa, które zadecydowały o jego powrocie na tron kategorii półciężkiej.
Jakie zatem elementy w grze Jonesa przesądziły o jego triumfie?
Kopnięcia na kolano
Nie ulega żadnej wątpliwości, że to właśnie kopnięcia na kolano w wykonaniu Bonesa – a więc technika, którą opanował do perfekcji, atakując nią z obu nóg i z obu pozycji, czyli łącznie na cztery sposoby – stanowiły nie po raz pierwszy oś jego oktagonowej gry. Nie tylko okrutnie naruszał nimi wykroczną nogę Cormiera, nie tylko ustawiał go w ten sposób pod inne ataki czy finalizował bądź poprzedzał kombinacje, ale przede wszystkim – co okazało się absolutnie kluczowe dla przebiegu i rezultatu walki – tłamsił nimi ofensywne zapędy rywala.
Nie będę ukrywał, że spodziewałem się większej presji ze strony Daniela Cormiera. Spodziewałem się, że naprawdę fragmenty długodystansowych wymian należeć będą do rzadkości, zakładając, że reprezentant American Kickboxing Academy nieustannie siedział będzie na rywalu, zmuszając go do szermierki na pięści i łokcie w półdystansie, ewentualnie atakując w klinczu. Owszem, takowych fragmentów nie brakowało, ale jeśli przyjrzeć się walce dokładniej, ze stoperem w ręku, to zdecydowaną jej większość stanowiły korzystne dla pretendenta wymiany kickbokserskie. Niby bowiem Cormier wywierał presję, niby szedł przed siebie, ale w tempie, które pozwalało Jonesowi na zatrzymanie się na chwilę, wyprowadzenie ataku lub dwóch i spokojne odejście. Bones nie był na permanentnym wstecznym, który tak bardzo utrudniałby mu wyprowadzanie ataków – bo przypominam, że nie jest on typem counterpunchera.
To nie była presja, z jaką chociażby Cain Velasquez swego czasu terroryzował Juniora dos Santosa czy, powiedzmy, Michael Johnson Edsona Barbozę, ewentualnie Justin Gaethje tego pierwszego. Była mnóstwo momentów, gdy Jones zatrzymywał się i miał czas i miejsce na zamarkowanie lub wyprowadzenie ataku.
W głównej mierze za takie podejście Cormiera – a więc nie ultra-agresywne, jakie zapowiadał – po raz kolejny odpowiadały właśnie kopnięcia na kolano. Przenosząc bowiem ciężar na wykroczną nogę – a tylko w ten sposób DC mógł skracać dystans – ówczesny mistrz narażał się na dewastujące kopnięcia, które mogły pogruchotać jego i tak znajdujące się w fatalnym stanie kolana. Przypominam, że wielokrotnie w przeszłości zapowiadał już pójście pod nóż, aby naprawić więzadła, łąkotki, chrząstki, kłykcie i co tam jeszcze siedzi w jego kolanach – a wstrzymywał się tylko i wyłącznie dlatego, że ma już swoje lata, a wielomiesięczna przerwa zahamowałaby jego karierę.
Powyżej dwa przykłady kopnięć na kolano Jonesa zakroczną nogą – na pierwszym przykładzie z pozycji odwrotnej, na drugim z klasycznej. Z obu tych pozycji Jones atakował też wykroczną nogą.
Owszem, jak pisałem w poprzedniej analizie, Cormier wprowadził kilka poprawek w swoje zasieki obronno-kontrujące na wypadek kopnięć na kolano ze strony Jonesa – ale rzecz w tym, że częstotliwość tychże ataków Bonesa była tak duża, że na niewiele się to zdało. Raz na trzy-cztery kopnięcia na kolano Jones zainkasował jakąś kontrę, ale w ogólnym rozrachunku to on wychodził z tych wymian z tarczą.
Powyżej dwie próby ataków Jonesa wykroczną nogą z klasycznego ustawienia – oba skontrowane lowkingiem Cormiera.
I jeszcze dwie akcje, w których Daniel w odpowiedzi na kopnięcia na kolano ruszył z własnymi atakami, zanim Jones zdołał ustabilizować pozycję – i nawet trafił, ale rzeczone kopnięcia na kolano i tak zainkasował.
Innymi słowy, kopnięcia na kolano stanowiły najważniejsze narzędzie Jona Jonesa, które pozwalało mu ograniczać presję ze strony Daniela Cormiera. Ograniczenie tejże presji dawało podopiecznemu Grega Jacksona i Mike’a Winkeljohna dwie kluczowe korzyści – czas i miejsce. Miał czas i miejsce na ostrzeliwanie DC długodystansowymi atakami z pozycji, z których dzięki ogromnej przewadze warunków fizycznych był dla krótkorękiego rywala nieosiągalny.
Sytuację ułatwiało też Jonesowi poruszanie się Cormiera, który wielokrotnie po prostu podążał za nim, zamiast zamykać mu drogę odwrotu i nieustannie na nim „siedzieć”.
Na pierwszym przykładzie widzimy „presję” w wykonaniu Cormiera, który nieustannie podąża za rywalem – ten krąży spokojnie po łuku, trzymając dystans i mając czas i przestrzeń na wyprowadzania krótkich ataków. Drugi przykład jest bliźniaczo podobny – z tą różnicą, że w jej końcowym fragmencie DC w końcu się przebudził i zamiast gonić Jonesa, przeszedł do boku, równolegle do ruchu rywala. Takich akcji było jednak niewiele.
Skoro ustaliliśmy już najważniejsze narzędzie Jonesa do utrzymywania dystansu i zamianę walki w kickbokserski pojedynek na dystans, przeanalizujmy, dlaczego w tymże półdystansie tak dobrze sobie poczynał, kończąc walkę zwycięstwem przez nokaut.
Haki na korpus z klasycznej pozycji
Wszystko rozbijało się o odwrotną pozycję Jonesa, z której – jak przekonywałem w analizie przed rewanżem – jest najbardziej niebezpieczny. Znacznie groźniejszy niż wówczas, gdy walczy w ustawieniu klasycznym.
Rzecz jednak w tym, że i będąc ustawionym klasycznie, Jones poszerzył swój arsenał. Dotychczas walcząc w ten sposób, zaprzęgał do boju przede wszystkim kopnięcia – na kolano, frontale na głowę oraz obrotówki. W rewanżu z kolei poszerzył arsenał także o techniki pięściarskie. Były sierpy, były proste.
Przede wszystkim jednak – były mordercze haki na korpus, które okrutnie drenowały zasoby kondycyjne Cormiera. Z każdą rundą presja i aktywność DC spadały, dając Jonesowi jeszcze więcej okazji na wyprowadzanie ataków. Przyjrzyjcie się zresztą poniższym akcjom.
Ustawiony klasycznie Jones cofa się, by w pewnej chwili postraszyć Cormiera lewym na górę, ostatecznie doskakując jednak z soczystym hakiem na korpus.
Na drugim przykładzie widzimy cały poszerzony arsenał pięściarski Jonesa z klasycznej pozycji. Delikatnie się cofa, by następnie zaatakować szybkim lewym prostym. Po nim odpala lewego sierpa, ale wszystko to jest tylko przygotowaniem ogniowym pod haka na wątrobę, którym następnie wstrząsa rywalem. Na koniec dokłada jeszcze kopnięcie na kolano. Cztery kompletnie różne ataki w tak krótkim odstępie czasu…
Na dwóch powyższych przykładach bliźniaczo podobne ataki na korpus, poprzedzone zamarkowanym prostym na głowę, zmuszającym Cormiera do podniesienia gardy. Zwracam uwagę, jak mocno do swojej prawej pochyla się już DC, starając się uchronić przed tego rodzaju atakami.
Na pierwszej animacji JJ po raz kolejny okrutnie obciąża procesor DC. Najpierw trafia hakiem na korpus z mocnym zejściem do lewej, potem dokłada kopnięcie na kolano, wszystko kończąc wewnętrznym lowkingiem.
Na drugiej natomiast Bones kontroluje ręce rywala, uchyla się przed prostym, by następnie doskoczyć z hakiem na schaby. Wszystko – standardowo – kończy kopnięciem na kolano.
Jak więc widać powyżej, ofensywa Jonesa z klasycznej pozycji – a więc jeden z jego słabszych punktów w przeszłości – uległa znacznej poprawie, okrutnie utrudniając życie Cormierowi. O ile w pierwszej walce ustawiony klasycznie Jon nie stanowił większego zagrożenia, tak w rewanżu DC musiał cały czas mieć się na baczności.
Przebogaty arsenał z odwrotnej pozycji
W ostatecznym rozrachunku o wyniku walki zadecydowały jednak narzędzia, jakie Bones zaprzęga do boju ustawiony na mańkuta. Mógł to robić, bo miał czas i miejsce – a to z powodu ograniczonej kopnięciami na kolano presji Cormiera, że tak pozwolę sobie podsumować pierwszy fragment analizy.
Jakimiż zatem technikami Bones tak okrutnie obciążył procesor DC, doprowadzając do krytycznego błędu, jaki ten ostatni popełnił w decydującej o losach walki akcji – czyli inkasując kopnięcie na głowę? Przyjrzyjmy się…
Kros Jonesa
W pierwszej walce Jon uwielbiał z odwrotnej pozycji sięgać prawą rękę do przedniej nogi Daniela, markując obalenie, by następnie wystrzelić soczystym lewym na głowę lub korpus. Rozpisywałem się o tym szeroko w poprzedniej analizie, więc poniżej jeden tylko przykład, bez wdawania się w szczegóły.
Na okoliczność rewanżu Jones nie tylko atakował w ten sposób, ale jeszcze urozmaicił „ustawianie” rywala pod rzeczoną lewicę.
Na pierwszej animacji Jones cofa się, szybko zmieniając pozycję na odwrotną – próbuje oszukać Cormiera kopnięciem na nogi, błyskawicznie potem atakując krosem w karateckim stylu. Na drugim przykładzie widzimy natomiast już klasyczny no-look-punch w wykonaniu mistrza, który tuż przed atakiem spogląda w lewo, następnie wyprowadzając lewą. Potem standardowo dokłada kopnięcie na kolano.
Sierpy i krosy – na głowę i korpus
Jones umiejętnie przeplatał tego rodzaju ataki, rozpoczynając bądź kończąc je omawianymi wcześniej kopnięciami na kolano.
Powyżej Jones najpierw atakuje kopnięciem, a potem – wykorzystując swoje warunki fizyczne – zachodzi daleko wykroczną nogę Cormiera, smagając go obszernym lewym sierpem.
Na drugim przykładzie markuje atak jabem, by następnie zdzielić prostującego lewicę i przystawiającego do głowy prawicę Cormiera soczystym lewym na korpus. Wszystko kończy oblique kickiem.
Bliźniaczo podobnie wygląda to na pierwszym z powyższych przykładów – Jones jest już blisko siatki, ale Cormier i tak nie wywiera ostrej presji – w rezultacie inkasuje lewego na korpus w drugie tempo.
Kolejna akcja jest jeszcze lepsza – Jon swoją lewicą zajmuje prawicę Daniela, a następnie wyprowadza ciasnego krosa, który trafia czysto. Chwilę potem poprawia raz jeszcze, ale teraz nie krosem, ale sierpem – za gardę spodziewającego się ponownie krosa Cormiera. Cios również dochodzi.
Zwracam uwagę na minimalną presję ze strony byłego już mistrza na wszystkich powyższych przykładach. Jak widać, Jones – pomimo, iż nie jest najszybszym zawodnikiem, a po oktagonie porusza się, nieco człapiąc – ma przestrzeń i czas, aby nie tylko wyprowadzać własne ataki, ale nawet je markować czy ustawiać sobie rywala.
Jon chętnie atakował też kolanami z odwrotnej pozycji, które stanowiły kolejne urozmaicenie w jego technikach nastawionych na „schabowy terror”. Dwa przykłady poniżej.
Nie techniki bokserskie Jonesa ani rzeczone kolana, z których korzystał z odwrotnej pozycji, zadecydowały jednak w praktyce o jego triumfie. Oczywiście, odgrywały kapitalną rolę, „ustawiając” Cormiera pod kopnięcia, zajmując jego uwagę, drenując kondycję, ograniczając presję – i tak dalej, ale w przygotowaniu byłego już mistrza pod rozstrzygające kopnięcie na głowę główną rolę odegrały jednak…
Smagające kopnięcia na korpus
Tak, to właśnie tego rodzaju ataki – rzecz jasna z odwrotnej pozycji – w największym stopniu decydowały o mocnym pochylaniu się Cormiera, co ostatecznie przypłacił przyjęciem piszczeli na głowę.
Powyżej dwa – z bardzo licznych – przykłady tego rodzaju ataków. Zwracam szczególną uwagę na drugi, na którym widzimy, w jaki sposób Cormier nań reaguje – opuszczając obie ręce i próbując zginać się w pół. Przyjrzyjmy się poniżej raz jeszcze temuż kopnięciu, obok umieszczając to decydujące – na głowę.
Widzicie reakcję obronną Cormiera na oba tego rodzaju ataki? Jest niemal identyczna. Tyle że na pierwszej akcji inkasuje snap-kicka z odwrotnej pozycji, a na drugiej – rozstrzygające kopnięcie na głowę. Innymi słowy – spodziewał się kolejnego kopnięcia na wątrobę, kompletnie odsłaniając głowę.
Oczywiście, warto też zwrócić uwagę na cios korpus, którym ułożył sobie rywala pod high-kicka Jones. Co ważne, nie było to też klasyczne okrężne kopniecie na głowę – była to raczej wersja, odrobinę ułomna, bardziej „siekająca”, ale skuteczna – brazylijskiego kopnięcia, które w początkowym stadium wygląda właśnie jak kopnięcie frontalne, powodując, że rywal opuszcza ręce, kompletnie odsłaniając się potem na „znak zapytania”, który trafia go w głowę.
Coby lepiej zobrazować, czym jest rzeczone kopnięcie, zaprezentujmy je na przykładzie… o ironio, Luke’a Rockholda – od 2:13.
Powyższe kopnięcie Jonesa nie było oczywiście pierwszym. W drugiej rundzie również był o włos od ustrzelenia Cormiera tego rodzaju atakiem (gif poniżej), choć wówczas nie poprzedził do ciosem na korpus, jak uczynił to w rozstrzygającej akcji.
Warto też podkreślić niebywałe wyrachowanie Jonesa, który mając już rywala okrutnie naruszonego (animacja poniżej), nie rzucił się za nim bez pomyślunku, zamiast tego próbując oszukać go prawicą, by następnie odpalić lewicę, a potem spróbować wycinki. Przed latającym kolanem Cormier zdołał się uchronić, ale był już tak zawiany, że nie był w stanie utrzymać się na nogach – a gdy padł na deski, było po sprawie. Cała akcja poniżej.
Konsekwencja Jonesa
Na koniec warto też wspomnieć o czynnikach defensywnych, które pozwalały Jonesowi uniknąć większości ataków Cormiera, ewentualnie zminimalizować ich skutki. I nie chodzi tylko o żelazną szczękę, która kilka razy przyszła mu w sukurs, gdy DC przedarł się przez jego zasieki obronne.
Nowy-stary mistrz bardzo rzadko bowiem zapominał o klejeniu prawicy do swojej głowy na wypadek tak lubianych przez rywala sierpów z przedniej ręki. Ponadto na wyróżnienie zasługiwała też jego praca na nogach – może i człapał, ale wziąwszy pod uwagę jego zasięg, nie miało to większego znaczenia – za to prawie zawsze odchodził w tym kierunku, w którym należało, nie dając się zamykać na siatce.
Podsumowanie
Poza czynnikami zależnymi od Jonesa, na obraz pojedynku wpłynęła też poprawiona gra klinczerska Cormiera, z powodu której tym razem Bones nie garnął się do walki w zwarciu, zdecydowanie preferując dystans.
Okrutne kopnięcia na korpus ograniczały presję ze strony Cormiera, dając Jonesowi wiele czasu i przestrzeni na obciążenie procesora byłego mistrza przebogatym arsenałem ataków – na każdej wysokości, bo jeśli przyjrzymy się statystykom, to okaże się, że celne uderzenia zawodnika z Albuquerque niemal równo rozłożyły się na nogi, korpus i głowę DC – po 33%.
Najbardziej destrukcyjne okazały się rzecz jasna uderzenia na korpus rywala, który Jon ostrzeliwał na wiele różnych sposobów, zmuszając Cormiera do opuszczania gardy.
Biorąc pod uwagę, że Bones nie dysponuje petardą w pięściach, oczywistym było, że ubić Cormiera może niemal wyłącznie właśnie wysokim kopnięciem, ewentualnie jakimś latającym kolanem. Ostatecznie trafił tym pierwszym, uprzednio „obciążając” jego procesor całą masą uruchomionych w tle „procesów”, które ostatecznie doprowadziły do wspomnianego błędu krytycznego – z którego popełniania DC zdawał sobie zresztą sprawę od dawna.
This is crazy. Check this @MMAWeeklycom #video from #UFC178 lead-up… Wow. Just. Wow. https://t.co/aeqYUnpNS3 (found on @rMMAmod) pic.twitter.com/1MjbsiEHQT
— FloCombat (@FloCombat) July 31, 2017
Na koniec ciekawostka. W drugiej rundzie Jones prawdopodobnie nabawił się delikatnej kontuzji stawu skokowego.
Na pierwszym nagraniu po prawej stronie widzimy powtórkę zderzenia głowami między oboma zawodnikami – uwagę zwraca jednak lewa noga Jonesa, która zaplątała się między nogami Cormiera, na koniec animacji okrutnie się wykręcając na wysokości kostki. Na kolejnym nagraniu – w samej jego końcówce przyjrzyjcie się lewej stopie Jona – widać natomiast, że nie jest ona w pełni stabilna, odrobinę „uciekając”.
Czy w takiej dyspozycji Jon Jones byłby w stanie rozsiąść się też na tronie kategorii ciężkiej, strącając z niego Stipego Miocica? To już materiał na osobną analizę…
*****
Jak być może zauważyliście, w prawej górnej kolumnie na Lowking.pl pojawiła się opcja wsparcia portalu darowizną. Do szczegółów odsyłam tutaj – i dziękuję!
*****
Sierpem #56 – dlaczego Daniel Cormier sprawił Jonowi Jonesowi masę problemów rewanżu?
Komentarze: 1