Sierpem #51 – Błachowicz na tarczy, ale z głową uniesioną wysoko
W jaki sposób Jan Błachowicz przegrał z Alexandrem Gustafssonem i dlaczego elementy, które zaprezentował w oktagonie, dobrze rokują na przyszłość?
Wszyscy podskórnie czuliśmy, że pokonanie Alexandra Gustafssona będzie piekielnie trudnym wyczynem – i takim w istocie się okazało, bo ostatecznie Szwed pokonał Jana Błachowicza pewną decyzją sędziowską w co-main evencie gali UFC Fight Night 93 w Hamburgu.
Cieszynianin nie oddał jednak zwycięstwa bez walki, w płaszczyźnie kickbokserskiej zawieszając Szwedowi poprzeczkę wysoko. Nie było oczywiście żadnej dominacji, bo i Błachowicz swoje przyjął, ale w ogólnym rozrachunku nasz zawodnik zaprezentował się na tle Gustafssona bardzo korzystnie, wyrządzając mu więcej szkód – przynajmniej wizualnie – niż sam otrzymał.
Jakie były główne elementy taktyki podopiecznego Piotra Jeleniewskiego, którego w stójce przygotowywał Robert Złotkowski?
Otóż, Błachowicz nie miał żadnych obaw przed ostrym wchodzeniem w półdystans z Gustafssonem, prezentując chwilami podobną agresję do tej, z jakiej pamiętamy go w walce z Igorem Pokrajacem. Nie miał żadnych oporów przed podejmowaniem ryzyka i był gotowy przyjąć cios, byle dobrać się do szczęki lub korpusu Szweda. To zupełnie inny Błachowicz niż ten, który walczył z Jimim Manuwą czy Corey’em Andersonem.
Cieszynianin z rzadka atakował pojedynczymi ciosami – od czasu do czasu trzepnął Szweda jabem czy lewym kontrującym sierpem – skupiając się na kombinacjach i często kończąc je swoim firmowym kopnięciem na korpus. Szczególnie upodobał sobie ataki lewym bitym z dołu, który poprzedzał markowanym, a kończył mocnym prawym. Poniżej bodaj najlepsza akcja tego typu.
Błachowicz rusza do ataku – markuje prawy, inkasuje od Gustafssona szybkiego jaba, ale kontynuuje ofensywę, trafiając mocnym lewym z dołu.
Szwed jest w odwrocie, próbuje kontrować lewym, ale nieskutecznie. Również kros Błachowicza nie dochodzi, ale nasz zawodnik kończy całą akcję kopnięciem na korpus z odwrotnej pozycji, które smaga brzuch rywala.
Poniżej kolejna udana akcja z lewym podbródkowym i krosem (a w zasadzie łokciem) w roli głównej.
Cieszynianin obniża pozycję i rusza do ataku, jednocześnie prawą ręką unieruchamiając lewicę Szweda. Lewa bita z doły jest już gotowa do odpalenia.
Polak przestrzeliwuje lewą, bo Gustafsson dobrze schodzi do boku (czynił to wiele razy), ale zaraz potem Błachowicz kontynuuje natarcie z prawym prostym – nie trafia pięścią, ale łokieć dochodzi celu, odrzucając głowę Maulera.
Poniżej jeszcze jedna podobna akcja.
Polak atakuje lewym z dołu, by następnie dołożyć kros, ale dobrze pracujący na nogach przez całą walkę Gustafsson unika obu uderzeń, odchylając się też do swojej lewej.
Ataki tymże lewym z dołu Błachowicz przeplatał też z atakami pojedynczymi hakami na wątrobę – również z lewej ręki. Domyślam się, że w ten sposób chciał zaskoczyć Szweda, bo obie te akcje – a więc długi lewy podbródkowy i lewy hak – w początkowej fazie wyglądają podobnie. Widząc to, Szwed musiał decydować, czy chronić głowę czy też korpus – i nie zawsze wybierał prawidłowo.
Na pierwszym przykładzie Błachowicz zaatakuje zaraz lewym bitym z dołu – na drugim hakiem na korpus. Obie akcje zaczynają się podobnie.
Z czasem jednak Szwed rozczytał już grę Polaka i był w stanie tę konkretną kombinację wykorzystać przeciwko naszemu zawodnikowi.
Gustafsson w trzeciej rundzie wiedział już czego się spodziewać – nurkuje pod lewym bitym z dołu Błachowicza i przewraca naszego reprezentanta.
Innym ważnym elementem taktyki cieszynianina było ponawianie ataków tą samą ręką – w jego przypadku lewą. Był to świetny pomysł, bo kilka razy w ten sposób jego ciosy dotarły celu. Podwajanie ataków tą samą ręką w MMA nie jest bowiem szczególnie częste – zwykło się żartobliwie mówić, że podwójny lewy prosty, o potrójnym nie wspominając, to biały kruk w MMA.
Błachowicz rusza do przodu, ale zanim skróci dystans, by trafić Gustafssona (lewa noga nadal nie opadła) straszy go lewym prostym. Szwed odrobinę się odchyla, ale niewystarczająco – gdy wykroczna noga Polaka opada, błyskawicznie ponawia atak jabem, który tym razem dochodzi szczęki rywala.
Cieszynianin ponawiał nie tylko lewe proste, ale też mieszał w to wszystko wspomniane lewe bite z dołu oraz ciasne lewe sierpowe.
Błachowicz szykuje lewy z dołu, delikatnie odchylając się do lewej (pierwszy obrazek), ale jest to tylko markowany straszak, który ma za cel ustawić sobie rywala pod kolejne uderzenie.
Polak doskakuje i ponawia atak, ale tym razem lewym sierpowym, który dochodzi głowy rywala, powiększając „śliwę” pod jego prawym okiem – kontrujący lewy Szweda pruje natomiast powietrze.
Kolejnym istotnym elementem strategii Polaka było rozrywanie klinczu z ciosem. Za to należą mu się ogromne brawa, bo w całej walce nie znajdziecie żadnego rozerwanego klinczu, z którego nasz reprezentant nie wychodziłby z lewym sierpowym. To świetny nawyk, który może jak najbardziej dać owoce w przyszłości. Wszyscy pamiętamy przecież, jak Dan Henderson swego czasu ubił Mauricio Ruę.
Wielkie brawa należą się też Błachowiczowi za zblokowanie niemal wszystkich niskich kopnięć Gustafssona. Nawet w sytuacjach gdy Szwed kończył ataki lowkingami, Polak pozostawał czujny.
Cieszynianin od samego początku nie oddawał też pola Maulerowi, szukając kontr z lewej ręki – czy to prostym czy sierpowym. Przyniosło to powodzenie już w jednej z pierwszy akcji pojedynku.
Pierwsze dziesięć sekund walki. Gustafsson szykuje się do bezpośredniego lewego sierpowego, ale prawica Błachowicza jest już w górze i tylko czeka na atak Szweda. Polak blokuje uderzenie, a jego lewica jest już gotowa od odpłacenia Maulerowi.
Trafia Szweda prosto pod oko, powodując powiększającą się z każdą minutą opuchliznę. Gustafsson próbuje jeszcze kończyć atak lowkingiem, ale Błachowicz instynktownie unosi nogę, pozostawiając Maulera z pustymi rę… nogami.
Jedną z broni Polaka miały być ataki z odwrotnej pozycji. Wszyscy – z Gustafssonem na czele – wiedzieliśmy, że uwielbia wyprowadzać z tej pozycji kopnięcia na korpus, ale tym razem nie miał okazji do takiej ofensywy. Owszem, atakował okrężnym kopnięciem lewą nogą na korpus, ale na końcu kombinacji – gdy bowiem na środku oktagonu zmieniał pozycję na odwrotną, Szwed szybko skracał dystans, uniemożliwiając Błachowiczowi rozpuszczenie nóg.
Trzeba pochwalić jednak Polaka za tę akcję.
Na tego typu kopnięcia – na głowę zamiast na korpus – nasz zawodnik nie miał jednak na przestrzeni całej walki ani wystarczająco dużo czasu (spędził ją głównie na plecach), ani miejsca (agresja Szweda, gdy Polak wcielał się w mańkuta).
Nie będę jednak ukrywał, że zdziwiło mnie, iż Błachowicz praktycznie nie korzystał z niskich kopnięć, w całej walce wyprowadzając tylko dwa. Czy obawiał się o sprowadzenia, czy też może stał za tym jakiś inny powód – nie wiem.
Nie da się też ukryć, że o ile długie kombinacje połączone z agresywną szarżą powodowały, że nasz zawodnik kilka razy ostatnim ciosem dosięgnął zaskoczonego Gustafssona, to jednak dobra praca na nogach Szweda – choć i tak był o wiele mniej mobilny niż w starciu z Danielem Cormierem – powodowała, że Błachowicz kilka razy został wymanewrowany.
Cieszynianin markuje prawy, rusza z lewym bitym z dołu, ale cios nie dochodzi, a tymczasem Gustafsson jest już gotowy do zejścia z linii ataku.
Polak kontynuuje szarżę mocnym prawym, ale Gustafsson świetnie odchodzi do boku, przepuszczając cios i znajdując się w dobrej pozycji do wyprowadzenia własnego ataku.
Nadal też nie jestem do końca przekonany, dlaczego Błachowicz tylko od wielkiego dzwona korzysta z jakiejkolwiek gardy w obronie – na ogół bowiem wyciąga przed siebie lewą rękę, mocno odchyla tułów i rusza w tył. Sęk w tym, że nie jest najszybszym zawodnikiem na nogach i Szwed kilka razy zdołał dosięgnąć go swoimi długimi ciosami. Podobnie było zresztą w walce z Igorem Pokrajacem, który także prostymi, ale szybkimi szarżami był w stanie kilka razy trafić naszego reprezentanta.
Powodem, dla którego Błachowicz przegrał walkę, były oczywiście jego nieistniejące defensywne zapasy. Gustafsson kładł go na plecach z łatwością i wydaje się, że każdy kolejny rywal Polaka będzie miał na uwadze, że położenie go na plecach nie stanowi szczególnego wyzwania. W Polsce trudno będzie Błachowiczowi poprawić ten element, zwłaszcza że przecież do Ankosu MMA pewnie nie wróci – choć urozmaicenie treningów wyjazdami do Poznania wcale nie byłoby złym pomysłem.
Drugi element to gotowość do walki z pleców w wykonaniu Polaka. Jestem w stanie zrozumieć, że w pierwszej rundzie nie walczył o powrót na nogi, szukając poddania. Kto wie, widział tam może okazje na zapięcie balachy, którą przecież swego czasu o mało nie skończył Corey’a Andersona. Jednak taka sama taktyka w drugiej i trzeciej rundzie nie mogła przynieść powodzenia i była niezrozumiała. Błachowicz po prostu padał na plecy, zapinał gardę i próbował z tej pozycji coś wykombinować – bezskutecznie. Plus jedynie za odzyskiwanie gardy.
Jeśli nie jesteś, powiedzmy, Brianem Ortegą, nie oddajesz obaleń bez walki! Porównajcie to z Joanną Jędrzejczyk czy Karoliną Kowalkiewicz – one jeszcze w locie na plecy walczą o to, by wrócić na nogi, by uniemożliwić rywalkom ustabilizowanie pozycji! W żadnej sekundzie nie są pogodzone z tym, że znalazły się na plecach. I tego oczekuję w przyszłości od Błachowicza.
Zwracam też uwagę, że Gustafsson kładł na plecach w przeszłości bardzo wielu rywali – zapasy to był i jest istotny element jego oktagonowej gry. A fakt, że zdołał tak długo utrzymać Polaka w parterze, wynikał właśnie z akceptacji tej pozycji przez naszego zawodnika. Inni – choćby Jimi Manuwa – wstawali. Gdyby nie byli w stanie, nie próbowali, bądźcie pewni, że Gustafsson ich także utrzymałby w parterze tak długo, jak się da.
Zresztą w wywiadach po gali Szwed przyznał – i nie ma powodu, aby mu nie wierzyć – że pomysł z obaleniami zrodził się w trakcie walki i był rezultatem agresji Polaka. Ostro idącego do przodu zawodnika obalić o wiele łatwiej.
Nie zmienia to faktu, że nasz reprezentant dobrze radził sobie na nogach, podczas gdy u Szweda widać było pewną oktagonową rdzę – nie czuł dystansu, był mniej mobilny, zdarzało się, że atakował kompletnie bez przygotowania. Pamiętajmy jednak, że dla niego to była walka, w której na szali postawił wszystko – porażka strąciłaby go daleko w dół rankingu kategorii półciężkiej.
Podsumowując, Jan Błachowicz dał dobry występ. Nie okazał w stójce żadnego respektu Alexandrowi Gustafssonowi, zaprezentował dobre, nowe akcje, urozmaicił ofensywy arsenał i generalnie wydaje się, że mentalnie jest w odpowiednim miejscu. Jeśli poprawi defensywne zapasy lub nie będzie godził się na walkę z pleców, możemy mieć z niego jeszcze sporo pociechy w UFC.