„Prawdopodobnie jestem największym fanem Jana!” – były pretendent pod wielkim wrażeniem Jana Błachowicza
Wojujący swego czasu o złoto kategorii półciężkiej Anthony Smith opowiedział o wiktorii Jana Błachowicza z Dominickiem Reyesem i nadchodzącej walce z Israelem Adesanyą.
Jan Błachowicz nie był bukmacherskim faworytem w starciu z Dominickiem Reyesem na UFC 253 w Abu Zabi. Jego dominujące zwycięstwo stanowiło więc spore zaskoczenie w świecie MMA, ale… nie dla
Od dawna zachwalający umiejętności Polaka Amerykanin nie pozostawił w tym temacie żadnych wątpliwości w najnowszym wywiadzie dla MMA Crazy.
– W ogóle nie byłem zaskoczony – stwierdził. – Prawdopodobnie jestem największym fanem Jana. Od bardzo dawna mówiłem ludziom, że Jan jest czarnym koniem tej dywizji.
– To gość, którego zawsze miałem na oku. Musiałem go obserwować, bo stawał się coraz lepszy. Jest ogromny, ma szaloną moc w uderzeniach, jego grappling jest niedoceniany, ma fenomenalną defensywę przed obaleniami.
– Widzieliśmy to chociażby w walce z Luke’iem Rockholdem. Wśród zawodników grappling i zapasy Luke’a Rockholda mają wręcz legendarny status. Bez względu na to, jak złą osobą jest, to historie ludzi opowiadających horrory o tym, jak to jest utknąć w grapplingu pod Luke’iem Rockholdem, nie są niczym dziwnym.
– Jan w imponujący sposób był w stanie wybronić się przed obaleniami i trzymać go na dystans.
Lwie Serce ocenił, że Dominick Reyes nigdy nie wyciągnął wniosków z przegranej walki z Jonem Jonesem. Spoczął na laurach, wierząc, że wszystko w jego grze działa, co zapewni mu zwycięstwo z Polakiem.
– Cieszyłem się więc ze zwycięstwa Jana – kontynuował Smith. – Szczególnie biorąc pod uwagę jego wiek. Podobają mi się też wartości, jakie wyznaje. Lubię go jako człowieka. Nie zajmuje się bzdurami, nie wymyśla jakichś głupot. Ma w sobie mnóstwo szacunku wobec innych.
– Samo oglądanie jego walki… Po prostu lubię oglądać, jak walczy. Nokauty są oczywiście zawsze świetne, ale on robi wiele subtelnych rzeczy, które nie wszyscy z zewnątrz są w stanie wychwycić. Dla mnie oglądanie ich jest przyjemnością.
– Po prostu cieszę się jego sukcesem. Uważam, że to gość, który zasługuje na to, aby któregoś dnia odejść w blasku chwały w stronę zachodzącego słońca i móc powiedzieć, że był mistrzem świata.
Jednocześnie jednak Anthony Smith nie ma wątpliwości, że teraz – wraz z koronacją Cieszyńskiego Księcia – zaczęła się prawdziwa rozgrywka o złoto 205.
– Pomimo tego, że bardzo go lubię, to uważam, że jest do pokonania – stwierdził. – Mogę pokonać tego gościa. Z całą pewnością. To o wiele łatwiejsze zadanie niż Jon Jones. I jeśli ktokolwiek z mojej dywizji mówi wam, że nie patrzy na to w ten właśnie sposób, jest po prostu cholernym kłamczuchem.
Co zaś tyczy się potencjalnej walki Jana Błachowicza z Israelem Adesanyą, to Amerykanin nie ukrywa, że będzie trzymał kciuki za Polakiem. Nie tylko dlatego, że go lubi, ale też z powodu swego rodzaju 205-funtowej solidarności. Nie chciałby, aby Nigeryjczyk przyszedł ot tak do nowej dywizji i zgarnął jej pas.
Rzecz jednak w tym, że oceniając pojedynek chłodnym okiem, wyzutym z sympatii, Anthony Smith nie widzi Polaka w roli faworyta.
– Stylowo zdecydowanie jest to korzystne zestawienie dla Izzy’ego – stwierdził. – Jan nie jest jakoś szczególnie mobilny. Ma ten swój nawyk stania naprzeciwko rywali. Nie ma dynamicznej pracy na nogach czy balansu. Raczej po prostu sunie przed siebie…
– Posiada jednak tę niesamowitą umiejętność obniżania tempa walki do preferowanego przez siebie poziomu. Zrobił to na początku walki z Thiago Santosem, chociaż potem Thiago znów to podkręcił i wtedy złapał Jana. Zrobił to samo z Dominickiem Reyesem. Dominick Reyes walczy w bardzo szybkim tempie, mocno się porusza. Jan był jednak w stanie wciągnąć go w powolny, metodyczny pojedynek.
– Jeśli więc będzie w stanie zrobić to z Izzym, może notować wielkie sukcesy. Nie widzę jednak Israela, który poszedłby tą drogą. Jest zbyt dynamicznym uderzaczem.
– Jan jest jednak ogromny. Stałem obok obu i… Bardzo wyraźnie widać, że obu zawodników dzielą dwie kategorie wagowe – tak przynajmniej się wydawało. Jan to naprawdę duży koleś. Ogromny. Nie wiem jednak, jakie to może mieć znaczenie, bo nie jest łatwo złapać Izzy’ego. Być może nie będzie to więc dla niego problemem.
– Nie wiem, czy moc w uderzeniach Izzy’ego będzie też taka sama w kategorii wyżej. Nie jest znany z kowadeł w pięściach. To raczej typ Conora (McGregora) – jest piekielnie precyzyjny i ma kapitalny timing. Pod względem mocy w uderzeniach moim zdaniem Israel nie jest nawet w Top 10 dywizji, ale zawsze trafia w punkt.
– Faworyzowałbym więc Israela, który dotychczas wszystkich dominował. Jedyną rzeczą, która może tu coś zmienić, jest wielkość Jana, ale piekielnie ciężko trafić Izzy’ego. Od nie wiem jak dawna powtarzamy, że „jeśli zostanie obalony, wtedy zobaczymy, jak sobie poradzi”, ale jak dotychczas do tego nie doszło. Wykonał fantastyczną robotę, broniąc się przed tym elementem.
Anthony Smith powróci do oktagonu 28 listopada, w starciu z Devinem Clarkiem walcząc o przerwanie czarnej serii dwóch porażek – z Gloverem Teixeirą i Aleksandarem Rakiciem.
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN
Cały wywiad poniżej:
*****