Bukmacher MMAUFC

Powrót irlandzkiego syna marnotrawnego

Podczas styczniowej gali UFC 246 Conor McGregor – największa na świecie gwiazda MMA – z przytupem powrócił do akcji, demolując Donalda Cerrone.

Triumfalny powrót Irlandczyka po szesnastu prawie miesiącach rozbratu ze sportem stał się faktem. Cały świat MMA utonął w zachwytach nad formą zaprezentowaną przez byłego mistrza, zasłonę taktownego milczenia spuszczając na formę jego rywala i schyłkowy etap jego kariery. Błyskawicznie rozgorzały też dyskusje na temat kolejnego rywala dla Notoriousa. Ba, na Opinie.com znajdziemy nawet kursy na to, z kim McGregor pójdzie w tany w kolejnym występie.

Ale po kolei…

Gdy w 2016 roku sięgnął po drugi pas mistrzowski UFC, w fantastycznym stylu demolując Eddiego Alvareza i tym samym zapisując się na kartach historii jako pierwszy podwójny champion pod banderą amerykańskiego giganta, Conor McGregor znalazł się na sportowych i medialnych szczytach.

Na te finansowe wdrapał się niespełna rok później, w sierpniu 2017 roku tocząc kasowy bokserski bój z legendarnym i niepokonanym w zawodowej karierze Floydem Mayweatehrem Jr. Walkę co prawda przegrał, nie mając wiele do powiedzenia w nowej dla siebie dyscyplinie, ale zarobił na niej według różnych szacunków około 100 milionów dolarów, ustawiając siebie i swoją rodzinę na kilka pokoleń.

Jednak lata 2018-2019 nie były dla niego najlepsze – delikatnie rzecz ujmując.

Po dwuletnim rozbracie z oktagonem powrócił do akcji w październiku 2018 roku, stając w szranki z niepokonanym Khabibem Nurmagomedovem, który pod jego nieobecność rozsiadł się na mistrzowskim tronie 155 funtów. Zarzewiem konfliktu stał się słynny już atak Irlandczyka na autobus, w którym znajdował się Dagestańczyk, do czego doszło – wedle narracji Notoriousa z uwagi na zniewagi, jakich Dagestański Orzeł dopuścił się względem Artema Lobova, serdecznego przyjaciela Conora McGregora.

W drodze do walki Irlandczyk nie szczędził rywalowi niespecjalnie wyszukanych uprzejmości, nie zostawiając suchej nitki nie tylko na nim, ale też na jego rodzinie i jego krajanach. Atmosfera między oboma zawodnikami była tak napięta, tak ociekająca złą krwią, że pierwsza konferencja prasowa w drodze do walki odbyła się bez udziału publiczności – z obawy na możliwe bijatyki.

Wyszczekany do granic możliwości Irlandczyk był przekonany, że w oktagonie rozniesie Dagestańczyka w pył, ale nic takiego się nie wydarzyło. W walce wieczoru gali UFC 229 Nurmagomedov sponiewierał go zapaśniczo, w czwartej rundzie zwyciężając przez poddanie. Ba, w drugiej odsłonie walki posłał nawet McGregora na deski w jego koronnej płaszczyźnie, czyli w stójce!

Pojedynek zakończył się gigantyczna awanturą i bijatyką między oboma stronami – wszystko z uwagi na tłumiącego do tej pory emocje Dagestańczyka, który po zmuszenia Irlandczyka do klepania rzucił się na złorzeczący mu przez całą walkę narożnik rywala.

Gala UFC 229 pobiła wszelkie finansowe rekordy, ale stanowiło to marne pocieszenie dla przegranego. Od razu zapałał żądzą rewanżu, obwieszczając, że zastosował złą taktykę, że za bardzo skupił się na zapasach Dagestańskiego Orła. Z czasem zaczął opowiadać też o nieodpowiednim jakoby treningu, lekceważeniu rywala czy kontuzjach, z jakimi wyszedł do walki.

Na natychmiastowy rewanż nie było jednak szans. Conor McGregor spędził cały 2019 roku poza oktagonem, ale wcale nie znaczy to, że zniknął z nagłówków medialnych. Nic z tych rzeczy! Co i rusz gościł tam w roli bohatera wszelkiego rodzaju skandali – a to objęto go śledztwem w sprawie gwałtu w Dublinie, a to zniszczył komuś telefon, a to uderzył w barze starszego mężczyznę, który nie chciał spróbować jego whiskey Proper Twelve.

Pojawiły się wątpliwości, czy borykający się z problemami prawnymi Irlandczyk kiedykolwiek powróci w ogóle do sportu, choć sam nieustannie podtrzymywał, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w MMA.

I rzeczywiście. Pod koniec listopada ubiegłego roku pojawiły się nieoficjalne doniesienia o zestawieniu walki Conora McGregora z Donaldem Cerrone w kategorii półśredniej w ramach zaplanowanej na 18 stycznia w Las Vegas gali UFC 246. Dwa tygodnie później pojedynek został oficjalnie potwierdzony przez organizatorów.

Notorious był sporym bukmacherskim faworytem w drodze do walki z Amerykaninem. Kowboj powracał bowiem po dwóch nokautach, mając na karku już 36 lat i najlepsze czasy dawno za sobą. Słynął zresztą zawsze z tego, że przytłaczała go presja w największych pojedynkach – a ten z Irlandczykiem na taki właśnie się zapowiadał.

Przed galą walczący o odzyskanie dobrej reputacji i sympatii kibiców Conor McGregor kompletnie zmienił medialną narrację względem tej, którą prezentował przed konfrontacją z Khabibem Nurmagomedovem. O Donaldzie Cerrone wyrażał się z szacunkiem i uznaniem, doceniając jego sportowe dokonania i liczne rekordy w UFC. Twierdził, że powrócił do swoich korzeni, demony przeszłości zostawiając za sobą. Zapewniał, że koncentruje się wyłącznie na sporcie, treningach i rywalizacji.

Kursy bukmacherskie znalazły odzwierciedlenie w oktagonie. W daniu głównym UFC 246 McGregor potrzebował bowiem li tylko 40 sekund, aby okrutnie rozbić Cerrone, zwyciężając przez techniczny nokaut.

Z kim zmierzy się w kolejnym starciu?

Wydawało się, że najpoważniejszym kandydatem do walki z Irlandczykiem jest mający za sobą wyborny rok Jorge Masvidal, ale sternik UFC Dana White wykluczył taki pojedynek, obwieszczając, że Ulicznik z Miami w kolejnym starciu powalczy z mistrzem wagi półśredniej Kamaru Usmanem.

Amerykański promotor jak mantrę powtarzał, że kolejnym rywalem Notoriousa będzie zwycięzca kwietniowego starcia na szczycie wagi lekkiej pomiędzy Khabibem Nurmagomedovem i Tonym Fergusonem. To by jednak oznaczało, że w akcji nie zobaczymy go przez ponad pół roku, co kłóci się z zapowiedziami Irlandczyka o podtrzymaniu wysokiej aktywności sportowej w 2020 roku.

Niewykluczone zatem, że Notorious powróci jednak do oktagonu wcześniej, a jeśli tak się stanie, wydaje się, że liderem w rajdzie po jego oktagonowe usługi – i grube pieniądze, które są z nimi nierozerwalnie związane – jest rozpędzony serią trzech zwycięstw Justin Gaethje. Wedle ostatnich doniesień medialnych, trwają nawet wstępne rozmowy w sprawie potencjalnej walki latem.

W grze niewątpliwie jest też Nate Diaz. Stan rywalizacji pomiędzy oboma zawodnikami wynosi obecnie 1-1 i nie ulega wątpliwości, że trylogia cieszyłaby się gargantuicznym zainteresowaniem. Dla Conora McGregora jest to też o tyle bezpieczniejsza opcja – od wspomnianego chociażby pojedynku z Justinem Gaethje czy Jorge Masvidalem – że młodszego ze stocktońskich braci, mocno już porozbijanego na tym etapie kariery, zna jak własną kieszeń.

*****

Błachowicz czy Reyes? „Nie wiem, jak można gościowi odmówić” – Jones zabiera głos!

Powiązane artykuły

Back to top button