„Powiedział: idziesz po mnie?” – Jan Błachowicz o spotkaniu z Jonem Jonesem w sklepie
Jan Błachowicz opowiedział o kulisach spotkania z Jonem Joneem – w sklepie i zaraz po nokaucie na Coreyu Andersonie.
Gdy w walce wieczoru gali UFC on ESPN+ 25 spacyfikował prawym sierpowym Coreya Andersona, następnie młotem dopełniając dzieła zniszczenia, Jan Błachowicz rozejrzał się dokoła. Dostrzegłszy siedzącego przy oktagonie Jona Jonesa, ruszył w jego kierunku, wskazując szczerzącego wesoło zęby mistrza palcem.
– Wiedziałem, że on tam jest – powiedział o tej sytuacji polski zawodnik w najnowszym wywiadzie z Jarosławem Świątkiem z MyMMA.pl. – Wiedziałem, że będzie na tej gali, wiedziałem, że tam jest, ale to był spontan. To były emocje. Jakby zaprogramowane: ok, idę, szukam go. Musiałem go tylko gdzieś tam znaleźć, namierzyć. Nie wiedziałem dokładnie, w którym miejscu siedzi, ale udało się szybko. Tam nie było żadnej reżyserki, nie miałem nic zaplanowanego. Znaczy, jakieś tam wyzwanie miałem mu rzucić. Układałem sobie, co powiedzieć, jak wygram, bo głęboko wierzyłem, że wygram, że inaczej nie będzie. Jak go wyzwać, co mu powiedzieć. Ale cały ten moment podejścia do klatki, to wszystko, to było… Nokaut – dobra, idę po niego!
Obaj zawodnicy nastroszyli następnie pióra, szeroko się przy tym uśmiechając. Mistrz wydawał się niezwykle zadowolony ze zwycięstwa Błachowicza, akceptując jego wyzwanie do walki.
Na tym jednak nie koniec, bo w rozmowie z Danielem Cormierem w oktagonie cieszynianin przypomniał Jonowi Jonesowi, że spotkali się wcześniej w sklepie, gdzie Amerykanin miał mu obiecać walkę.
Okazuje się, że do spotkania doszło przypadkowo w „sklepie myśliwsko-wędkarsko-survivalowym” – jak określił Polak – w Rio Rancho na tydzień przed walką Bonesa z Dominickiem Reyesem.
– Spotkaliśmy się przy kasie – zrelacjonował Janek. – Siema, siema. On się pyta, co tu robię. Mówię: „No, słuchaj, za dwa tygodnie walczę”. „No tak, faktycznie”. Pogadaliśmy, wymieniliśmy parę zdań. I tyle. Ja mu życzyłem powodzenia, on życzył powodzenia. I hej, nara – nara, on w swoją stronę, ja w swoją.
Czy zatem Bones złożył wówczas Błachowiczowi jakąś obietnicę?
– Była taka luźna gadka. On powiedział: „co, idziesz po mnie?”. „No idę po ciebie”. „Dobra, to czekam, zrobimy to”. Mniej więcej coś w tym stylu. Później zapytał, co kupiłem. Mówię mu, że krótkie spodenki. „Spoko”. I tyle.
Mogącego pochwalić się serią trzech zwycięstw polskiego półciężkiego, który wygrał też siedem z ostatnich ośmiu walk, interesuje obecnie wyłącznie mistrzowska konfrontacja.
Problem jednak w tym, że do rewanżowej walki z Jonem Jonesem garnie się też wspomniany Dominick Reyes, któremu sprzyjają zresztą takie tuzy światowego MMA jak dziennikarz Ariel Helwani czy komentator Joe Rogan.
Co zrobiłby Cieszyński Książę, gdyby rzeczywiście tym właśnie tropem poszli matchmakerzy UFC, zestawiając natychmiastowy rewanż pomiędzy Bonesem i Dewastatorem?
– Czekam na wygranego – powiedział. – Dla mnie sprawa jest jasna. W ogóle nie dopuszczam myśli, że będzie inna walka niż ja z Jonesem – ale jeżeli tak, to czekam na wygranego. Chyba, że to będzie rok, dwa, to nie będę też czekał. Wtedy będę musiał podjąć jakieś decyzje, ale mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. Ciężko mi teraz mówić. Na razie żyję jeszcze tą wygraną i liczę na to, że przyjdzie ten wymarzony kontrakt. A jeżeli nie, to wtedy siądziemy z menadżerką i sztabem trenerskim i będziemy rozkminiać, co robić.
Jeśli jednak to Błachowicz będzie kolejnym pretendentem, nie ukrywa, że spodziewa się pojedynku przy okazji lipcowej gali, która zwieńczy Międzynarodowy Tydzień Walk.
– Wydaje mi się, że to najbardziej prawdopodobny termin, jeśli ma to nastąpić – powiedział. – Ale zobaczę. Ja jestem gotowy. Czekam na czas, miejsce i będę gotowy, gdziekolwiek by to miało nie być.
Cały wywiad poniżej:
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN
*****
Błachowicz czy Reyes? „Nie wiem, jak można gościowi odmówić” – Jones zabiera głos!