Potwór Saki, buldożer Andrade i rasista Bisping – sześć wniosków z UFC FN 117
Na papierze gala UFC Fight Night 117 nie prezentowała się najlepiej – ale kilka jej momentów zapamiętamy na długo.
Po tym, jak Mauricio Shogun Rua znowu przegrał ze swoimi kolanami, będąc zmuszonym do wycofania się z walki wieczoru przeciwko Ovince’owi St. Preuxowi, saitamska gala UFC Fight Night 117 straciła co najmniej połowę kolorytu, bo na tyle wyceniam wartość Brazylijczyka na tle pozostałych zawodników z rozpiski.
Karta wstępna, w której wszystkie walki zakończyły się decyzjami, zdecydowanie nie porwała, delikatnie rzecz ujmując. Ale główna? Tutaj działo się co nie miara!
Oto sześć najważniejszych wniosków z UFC Fight Night 117!
Gokhan Saki – czyli cztery minuty poezji i dramatów
Nie będę ukrywał, że po wypadnięciu z gali Shoguna – daj mu, Panie Boże, zdrowie! – to debiutu Gokhana Sakiego wyczekiwałem z największą ciekawością i niecierpliwością.
Jak wspominałem w typowaniu przed galą, Luis Henrique da Silva był na papierze idealnym rywalem dla Turka na miękkie i płynne przejście do MMA. Dziurawa jak szwajcarski ser garda, słabe zapasy.
Gokhan Saki rozbija Luisa Henrique da Silvę w debiucie – video
I rzeczywiście, przez pierwsze trzy, prawie cztery minuty był to prawdziwy popis stójkowej maestrii Turka, który zrobił sobie z Brazylijczyka worek bokserski, niemiłosiernie go obijając. Kapitalnie unikał większości ataków górującego nad nim pod względem warunków fizycznych da Silvy, odpowiadając rewelacyjnymi kontrami, mieszał pozycje, kopał, dobrze pracował na nogach. Było po prostu widać, słychać i czuć, że Saki wprowadził do UFC nową stójkową jakość – luz, dynamika, koordynacja, soczyste kombinacje, rewelacyjne zejścia. Ręce same składały się do oklasków.
Jak wspominałem, da Silva nie jest żadnym gigantem zapaśniczym, ale to, co w obszarze obrony przed obaleniami zademonstrował Saki, było obiecujące – szczególnie jego świadomość podchwytów, którymi stopował parterowe zapędy Brazylijczyka. Na Daniela Cormiera pewnie to nie wystarczy, ale na kilku innych zawodników, mocniejszych zapaśniczo od da Silyv? Kto wie!
Dodatkowo, mogła podobać się praca na nogach Sakiego. Kilka razy został co prawda zamknięty na siatce, ale przy każdej próbie skrócenia dystansu jego rywal narażał się na potężne kontry. Dodatkowo – póki miał siły – zaprezentował dobra świadomość klinczerską, że tak pozwolę sobie to określić. Chodzi mianowicie o szybkie zrywanie uchwytu, niepozostawanie w niedogodnej pozycji z plecami na siatce. Raz nawet wyciął rywala!
Brawa należą się też oczywiście Brazylijczykowi, który przetrwał początkową kanonadę rywala, inkasując masę czystych ciosów. Nie zapominajmy jednak, że da Silva szczękę ma mimo wszystko nie od parady – jedynym zawodnikiem, który go znokautował, był Ion Cutelaba, ale doszło do tego za sprawą uderzeń z góry w parterze.
Nie sposób oczywiście pominąć kwestii kondycji Gokhana Sakiego, w której wyłomy o mało nie zaprowadziły go do porażki. A porażka z Luisem Henrique da Silvą – jednym ze słabszych zawodników w kategorii półciężkiej – byłaby dla Turka jak gwóźdź do trumny, po którym mógłby już się nie podnieść. Przegrywasz z da Silvą, więc co w ogóle robisz w UFC?
Rzecz jednak w tym – wracając do aspektów kondycyjnych – że Turecki Tyson przez 15 lat kariery kickbokserskiej po trzech minutach schodził do narożnika na przerwę! Przestawienie się na pięć to dla organizmu przyzwyczajonego do krótszego dystansu nie lada wyzwanie – to po pierwsze. Po drugie – każdym niemal ciosem Saki starał się urwać głowę da Silvie, podskórnie czując, że nokaut jest o jedno dobre uderzenie. Kosztowało go to sporo energii. Po trzecie – był to jednak jego debiut w zupełnie nowej dyscyplinie sportowej. Nie wierzę, że nie miał motyli w brzuchu, że się nie podpalił w pewnych fragmentach. Po czwarte wreszcie – mocno wymęczyły go fragmenty klinczu, w którym zainkasował zresztą sporo kolan na głowę. Sam przyznał, że jest to dla niego nowość, wobec czego trudno dziwić się, że zapewne chwile spędzone na mocowaniu się z Brazylijczykiem w obcej sobie płaszczyźnie kosztowały go sporo energii.
Podsumowując, oglądało się to z wielką przyjemnością i nie lada emocjami. Saki dominował, będąc o krok od zwycięstwa, opadając następnie z sił i będąc o krok od porażki – tylko po to, by ostatecznie powrócić z zaświatów, potężnym lewym ubijając rywala.
Oczywiście, nie da się ukryć, że da Silva jest sam sobie winien, bo zamiast kontynuować terror w klinczu, cofnął się, szukając ciosów i kopnięć, tym samym dając potwornie zmęczonemu już Turkowi szansę, którą ten wykorzystał w stu procentach. Przerwanie sędziego również wydawało się odrobinę przedwczesne, ale… Zostawmy to.
To był dobry debiut. Dowiedzieliśmy się o Sakim wiele, on sam dowiedział się o sobie jeszcze więcej. Wyjdzie mu to tylko na dobre. Jeśli w kolejnym pojedynku nie stanie naprzeciwko jakiegoś zapaśnika – fajerwerki gwarantowane!
Buldożer Jessica Andrade deklasuje Claudię Gadelhę i… I co z tego?
Kompletnie odmienne style, ale powiedzmy sobie szczerze – Jessica Andrade zafundowała Claudii Gadelhi największe sportowe lanie w karierze, wielokrotnie brutalniejsze niż była w stanie zafundować Klaudynie w dwóch potyczkach nasza Joanna Jędrzejczyk. Oczywiście, Polka sama zrobiła sobie z Andrade worek bokserski, więc… Style, panie, style!
Początek pojedynku był jednak w wykonaniu Gadelhy obiecujący. Naprawdę mogły podobać się jej kontry i ciosy proste, którymi kontrowała zbójeckie zapędy Andrade. Claudia jednak nie posiada footworku Joanny, nie posiada tak szerokiego spektrum uderzeń, którymi mogłaby zmusić Jessicę do mniej intensywnego natarcia, nie posiada wreszcie zasobów kondycyjnych, które pozwoliłyby jej opakować to wszystko w całość.
Punktem zwrotnym walki okazała się oczywiście próba gilotyny Gadelhy w pierwszej rundzie, po której skończyła na plecach, przez dwie minuty inkasując uderzenia z góry. Do drugiej rundy wyszła już zmęczona i porozbijana.
Warto też wspomnieć o delikatnym przytyku, jaki zwyciężczyni przemyciła pod adresem Gadelhy i innych brazylijskich zawodników, którzy opuścili ojczyznę, rozwoju sportowego poszukując w Stanach Zjednoczonych. Stwierdziła mianowicie, że da się trenować w Brazylii i osiągać doskonałe wyniki.
Andrade tym występem oczywiści toruje sobie drogę na pierwsze miejsce w rankingu, zaraz za mistrzynią Joanną Jędrzejczyk, ale… Nie pokazała w tej walce nic, co mogłoby sugerować, że będzie stanowić zagrożenie dla polskiej mistrzyni. Presja? Jędrzejczyk kapitalnie pracuje na nogach, posiadając masę narzędzi utrudniających Andrade wpadania z sierpami do półdystansu. Obalenia? Balans Polki – klasa światowa. Kondycja? Toż to drugie imię Jędrzejczyk!
Innymi słowy, Andrade znalazła się w dziwnym miejscu, bo prawdopodobnie po jeszcze jednym zwycięstwie zasłuży sobie już na rewanż z olsztynianką – o ile nie zasłużyła sobie deklasacją Gadelhy! – ale trudno dawać jej większe szanse na zwycięstwo.
Nie zapominajmy też, że Jędrzejczyk po walce z Rose Namajunas zamierza stoczyć jeszcze tylko jeden pojedynek w 115 funtach, by następnie czmychnąć do kategorii muszej, więc jej rewanż z Andrade nie wydaje się na ten moment szczególnie prawdopodobny. Jeśli Cynthia Calvillo wygra jeszcze jedną potyczkę, prawdopodobnie to ją czeka srogi los wcielenia się w kolejną ofiarę polskiej mistrzyni.
Ovince St. Preux ratuje walkę wieczoru i zdrowie Yushina Okamiego
Po starciu Brazylijek wydawało się, że walka wieczoru niczym już zaskoczyć nie może. Nie brakowało zresztą opinii, że po wypadnięciu Shoguna – raz jeszcze, świeć, Panie, nad jego zdrowiem! – to właśnie konfrontacja Andrade z Gadelhą powinna otrzymać honory walki wieczoru.
OSP usypia Yushina Okamiego swoim firmowym duszeniem Von Flue – video
Tym niemniej, Ovince St. Preux wszystko naprawił. Po takiej karcie głównej trzeba było jakiegoś spektakularnego zwieńczenia gali i właśnie takie zafundował fanom i Yushinowi Okamiemu Haitańczyk.
Po raz trzeci w swojej karierze w oktagonie skończył rywala duszeniem Von Flue, co oznacza, że ma ich na koncie trzy razy więcej od rzeczonego Jasona Von Flue! Dość oczywistym zatem wydaje się, że nazwę tejże techniki należy zmienić. Szanując jej prekursora w MMA i jednocześnie oddając, co należne St. Preuxowi, możemy przystać na Von Preux Choke, prawda?
https://twitter.com/Jonnyboy_6969/status/911450954054164480
Śmiem twierdzić, że OSP celowo wkładał głowę pod pachę Okamiego, będąc w półgardzie, aby zachęcić go do jej złapania – co też Japończyk uczynił, wbijając ostatni gwóźdź do swojej trumny.
Warto też odnotować, że była to dopiero druga walka w historii UFC, w której nie wyprowadzono żadnego znaczącego uderzenia – generalnie nie wyprowadzono ani jednego! Wcześniej podobnie było w konfrontacji Ilira Latifiego z Cyrillem Diabate.
Po gali OSP wyraził chęć do powrotu do walki z Shogunem, ale jakoś tak nie mogę opędzić się od myśli o pojedynku Brazylijczyka z jednym takim Turkiem, więc…
Rasista Michael Bisping, Daniel Cormier i Alan Jouban dali czadu w studio FOX
Można nie lubić Michaela Bispinga, ale trzeba być naprawdę chorym z nienawiści do niego, aby nie uśmiechnąć się, gdy rozwiązuje mu się język i najzwyczajniej w świecie „mówi, jak jest” – przynajmniej wtedy, gdy temat nie dotyczy kategorii średniej.
Swoim zwyczajem podczas studia po gali Hrabia brylował, śmiesząc, bawiąc i ucząc. Ba, w pewnej chwili doprowadził Daniela Cormiera do prawdziwego ataku śmiechu! Wszystkiemu bacznie przyglądał się debiutujący w roli analityka – i prezentujący się bardzo dobrze, jak na modela przystało! – Alan Jouban.
https://www.youtube.com/watch?v=KLVoqD8O5JQ
Oczywiście, nie zabrakło kontrowersji, gdy Bisping pozwolił sobie na Niebu obrzydły, rasistowski żart na temat Yushina Okamiego. Stwierdził mianowicie, że Japończyk sprawnie całą tę walkę rozegrał, bo nie zainkasował żadnych obrażeń i po gali może śmiało udać się na… tak, tak – na, kurwa, sushi!
Czekamy na decyzję stacji FOX w sprawie Brytyjczyka! Przypomnijmy, że to nie pierwszy raz, gdy wychodzi z niego drugie wcielenie szatana – swego czasu określił bowiem Luke’a Rockholda mianem „pedała” (faggot). Miejmy nadzieję, że stacja podejmie zdecydowane kroki.
Teruto Ishihara – dziwki oglądały z trwogą
Niby zaczął się bić w MMA, coby dziwki były dostępniejsze, ale jeszcze kilka takich walk jak ta z Rolando Dy i Teruto Ishihara z dziwkami będzie mógł co najwyżej pogaworzyć.
https://twitter.com/Jolassanda/status/911423427482877952
Japończyk zainkasował aż trzy kopnięcia w krocze i muszę przyznać, że szczególnie po trzecim zyskał u mnie nie lada szacunek. Wyraźnie bowiem przegrywał walkę w trzeciej rundzie i miał sposobność, aby sprytnie się z niej wycofać, zwyciężając przez dyskwalifikację – i prawdopodobnie nikt nie miałby do niego o to pretensji. A jednak! Pokazał nie lada serce do walki – tj. nie lada jaja! – co się bardzo chwali.
Szczególnie utkwił mi w pamięci moment, gdy w odpowiedzi na pojawiające się tu i ówdzie gwizdy fanów po trzecim kopnięciu, przykucnął i zaczął grzecznie prosić ich o ciszę, dając jasno do zrozumienia, że sekunda, dwie i wraca się bić.
I tak zrobił.
股間も再三いじめられ、
肋骨も折れた。
とってもタフな試合やった。日本で闘えたから勝てた!
内容は冴えへんかったけど
みんなの力で勝たしてもらえた
大きい大きい一勝。みんなで掴んだ
大きい大きい一勝。
日本のみんなありがとう!心も股間もタフになった気がする。 pic.twitter.com/8TQR5N1Bcv
— Teruto Yashabou Ishihara (@teruto_ko) September 23, 2017
Wygląda też na to, że skończył z połamanymi żebrami. Tym większe uznanie. Na szczyty prawdopodobnie nigdy nie dotrze, ale za ducha walki – brawa!
Takanori Gomi sięga dna
Kiedyś uznawany za jednego z najlepszych lekkich na świecie – a w ocenie niektórych najlepszego! – Takanori Gomi sięgnął dna. Przegrał piątą (!) walkę z rzędu w pierwszej rundzie, w tym czwartą przez nokaut. Jego katem okazał się tym razem znany tylko hardkorowym koreańskim fanom 김동현.
https://twitter.com/Jonnyboy_6969/status/911435619913650176
Swego czasu – jeśli mnie pamieć nie myli, to po swoim ostatnim zwycięstwie w kwietniu 2014 roku przeciwko Isaacowi Vallie-Flaggowi – Gomi zapowiadał, że gdyby otrzymał walkę o pas mistrzowski w UFC, prawdopodobnie przestałby pić sake i zaczął przykładać się do treningów. Zamiast mistrza dano mu jednak wówczas w kolejnej potyczce Mylesa Jury’ego. I jest, jak jest.
Już czas.
*****
Cormier, Manuwa, JDS i inni reagują na efektowne poddanie Ovince’a St. Preuxa