Piko Jones, Piotruś Pan i australijski Hobbit – sześć wniosków z UFC 232
Podsumowanie sobotniej gali UFC 232 w Los Angeles, którą uświetniło starcie o złoto kategorii półciężkiej pomiędzy Jonem Jonesem i Alexandrem Gustafssonem.
Ostatnia tegoroczna gala amerykańskiego giganta, przeniesione w zuchwałych okolicznościach z Las Vegas do Los Angeles UFC 232, jest już za nami.
Oto pięć najważniejszych z niej wniosków.
Pik(t)o Jones – skuteczny i wyrachowany, ospały i ślamazarny
Gdyby Jon Jones – jeden z najlepszych zawodników w historii, dla którego UFC, Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) oraz aż dwie Stanowa Komisje Sportowe są w stanie splunąć fanom w twarz, przekonując, że to deszcz, i zarzekając się, że potwierdzili to najwięksi na świecie zaklinacze deszczu – przegrał ten pojedynek, świat byłby oczywiście lepszy. Ale wygrał, co wedle troglodyckiego rozumowania – zaprezentowanego nawet przez największych medialnych tuzów światowego dziennikarstwa MMA – magicznym sposobem stanowi argument na jego korzyść w całym tym bałaganie rozpętanym przed galą.
Otóż – na pohybel! Nie ma to żadnego związku – i krytyka Jona Jonesa oraz podejścia organizatorów do jego pozytywnych wyników kontroli antydopingowych jest równie zasadna teraz, jak była i przed galą.
Temu zagadnieniu poświęcę jednak w najbliższym czasie osobny tekst, w którym podejmę się karkołomnej, jak sądzę, próby przekonania nieprzekonanych, że fanami Bonesa mogą być tylko absolutni puryści sportów walki, których nie interesuje absolutnie nic poza tym, co Amerykanin pokazuje w oktagonie, albo ludzie, którzy nie śpiewają pod prysznicem. A jak wiadomo, każdy dobry człowiek choć raz w życiu coś tam pod prysznicem zanucił.
Co zaś tyczy się samej walki… Rozbieżność zdań w tym temacie jest ogromna! Z jednej strony widzę zachwyty nad taktyką Jonesa i jej zaprzęgnięciem w oktagonie, z drugiej natomiast część ocenia, że walka była bardzo przeciętna – i jeden zaprezentował się fatalnie, drugi tylko odrobinę lepiej.
Nikogo w kilku zdaniach do swojej opinii oczywiście nie przekonam – i nawet do tego nie aspiruję – ale jest mi zdecydowanie bliżej do tej drugiej oceny.
Wyniki UFC 232: Jon Jones ubił Alexandra Gustafssona – VIDEO
Wierzę mianowicie Alexandrowi Gustafssonowi, który stwierdził, że już w pierwszych sekundach walki Jon Jones uszkodził mu pachwinę, co wpłynęło na jego mobilność. Co ciekawe, mowa najprawdopodobniej o nielegalnym kopnięciu kolanem w krocze lub też tym kolejnym – już w udo – które jednak Amerykanin wyprowadził, zanim pędzący sędzia zdążył rozdzielić obu – czyli już po komendzie „Stop”.
Jednym wielkim dowodem na to, że Mauler nie był już wtedy – czyli po pierwszym nielegalnym bądź drugim nielegalnym kolanie – sobą, jest sposób, w jaki się poruszał. Absolutna komedia. Podrygiwanie Szweda na nogach – najprawdopodobniej celem uśmierzenia bólu, strząśnięcia go – wysoko uniosło moje brwi, przypominając legendarnego BJ-a Penna z ostatniej walki z Frankiem Edgarem. Jego obawa przed osadzaniem ciężaru ciała na wykrocznej nodze, włożeniem jakiejkolwiek mocy w ciosy czy kopnięcia, wyprowadzeniem dłuższych kombinacji czy po prostu dopadnięciem niesłynącego przecież z pracy na nogach Jonesa – który, nawiasem mówiąc, sam przyznał, że jego footwork wymaga jeszcze pracy – były porażające.
A pomimo tego o żadnej dominacji Amerykanina w dwóch pierwszych rundach nie było mowy. Czy był w którymkolwiek momencie walki zagrożony? Nie był. Czy okrutnie utrudnił pracę rywalowi, atakując go na różnych poziomach? Jasne. Czy jego defensywa była lepsza niż w pierwszej walce była? Zgadza się. Czy głównym tego powodem była dramatyczna praca na nogach Szweda? Nie da się zaprzeczyć. Czy pomimo tego zebrał kilka czystych ciosów, na wstecznym chwilami kompletnie się gubiąc? Absolutnie. Czy kulawy Szwed przeważał w 2-3 pierwszych minutach rundy drugiej, podczas gdy Jones wydawał się oddychać rękawami? Tak. Czy Amerykanin spróbował kilku nieprzygotowanych obaleń, za co został nawet ochrzaniony przez narożnik? Tak.
Czy Daniel Cormier w trakcie walki bombardował Danę White’a wiadomościami, oceniając, że Bones wygląda ślamazarnie? Tak. Znaczy… Jeśli wierzyć sternikowi UFC, o co zawsze trudno – to tak.
Forma zaprezentowana przez Jona Jonesa w pewnym stopniu – o tym w jak dużym, można debatować – przypomina jego dyspozycję z walki z Ovincem St. Preuxem. I w tym kontekście może zresztą stanowić to solidny argument na rzecz tezy, że rzeczywiście był na okoliczność rewanżu z Maulerem czysty.
Dobra wiadomość z całej tej farsy jest taka, że Bones wydaje się naprawdę nie wykluczać obrony pasa mistrzowskiego w starciach z zawodnikami, którzy od strony rankingowej na to zasługują – lub niebawem zasłużą – a nie mają jeszcze rozpoznawalnego nazwiska. Stanowić może to nadzieję dla Anthony’ego Smitha czy Dominicka Reyesa. Dla Jana Błachowicza również, choć w chwili pisania tych słów nadal nie wiadomo, czy cieszynianin widział walkę Bonesa z Maulerem.
Niech się schowa Zabit – czyli Syberyjski Rzeźnik morduje Mini-Vitora TRT
Z której strony nie spojrzę, to Syberyjski Rzeźnik – określany w niektórych zakątkach świata mianem Piotrusia Pana – wygląda na zawodnika absolutnie kompletnego w każdej płaszczyźnie oktagonowego rzemiosła – stójkowej, zapaśniczej i parterowej.
Wyniki UFC 232: rzeźnik Petr Yan rozparcelował Douglasa Andrade – VIDEO
Douglas Andrade to bowiem naprawdę nie przelewki. Silny jak tur, solidny kondycyjnie, agresywny. A tymczasem w starciu z rewelacyjnie usposobionym Rosjaninem nie miał absolutnie nic do powiedzenia.
Płynność, luz i wszechstronność Yana w obszarze stójkowym połączone z jego metodyczną presją i niezłomnym charakterem czynią z niego materiał na czołówkę kategorii koguciej już w tej chwili. Walczy z obu pozycji, zmienia je w locie, jest doskonale poukładany boksersko, kapitalni odnajduje boczne kąty, wszystko wyprowadza z luzu, chętnie ostrzeliwuje korpus, czuje się doskonale we wszelkiego rodzaju kotłach zapaśniczych czy walce w klinczu. Morduje z góry, szuka poddań z pleców, a wszystko to uzupełnia świetną kondycją i nastawienie zimnego oktagonowego zabójcy z Syberii.
Cholera, mógłbym tak pisać i pisać, mówiąc szczerze. W każdym razie – pociąg załadowany szumem medialnym wokół 25-letniego ledwie Rosjanina mknie już bardzo szybko. Wskakujcie. Gdy przejedzie Johna Linekera, miejsc może już zabraknąć.
Amanda Nunes podwójną mistrzynią
Jestem takim typem fana MMA, który śledzi też to, co zawodnicy wyczyniają poza oktagonem. Na tyle, na ile czas pozwala, staram się oglądać czy czytać wszystkie z nimi wywiady, śledzić ich w mediach społecznościowych.
Wyniki UFC 232: Amanda Nunes ekspresowo zdemolowała Cris Cyborg – VIDEO
Amanda Nunes jest osobą z bajki tak mi obcej, że nie znajduję słów, aby to opisać. Jej zwycięstwo w tak ważnej dla żeńskiego MMA walce oznacza oczywiście ogromne wzmocnienie jej pozycji marketingowej, a co za tym idzie – jej światopoglądu i wszystkiego, co z tym związane.
Część z Was powie: „Chuja mnie interesuje, co robi poza oktagonem! Daje zajebiste walki – i tyle!”. Ja patrzę jednak na to inaczej i spraw oktagonowych i pozaoktagonowych nie oddzielam aż tak grubą kreską. Nie w tym konkretnym przypadku.
Zwycięstwo Nunes nie stanowi sensacji, bo jej przewaga szybkościowa była do przewidzenia. W rewanżu nadal jednak delikatnie faworyzowałbym Cris Cyborg – bo myślę, że tym razem, pomna doświadczeń, nie wcieliłaby się w Wanderleia Silvę, podpaliwszy się jednym czy dwoma celnymi ciosami.
Niechęć Dany White’a do przyznania pokonanej Brazylijce natychmiastowego rewanżu ze sportowego punktu widzenia stanowi oczywiście farsę – ale nie z biznesowego. Cyborg w kontrakcie z UFC została jeszcze bowiem tylko jedna walka.
Australijski Hobbit w życiowej formie
Alex Volkanovski zaprezentował rewelacyjną formę, demolując Chada Mendesa w najważniejszej walce w swojej dotychczasowej karierze.
Ważący lata temu grubo ponad 200 funtów australijski futbolista zrobił na mnie największe wrażenie swoim podejściem do walki – pomimo tego, że być może na kartach sędziowskich przegrał pierwszą rundę, od pierwszej do ostatniej sekundy pojedynku jego oktagonowe poczynania przepełnione były niczym niezmąconą – nawet kilkoma czystymi ciosami kowadłorękiego przecież Amerykanina i knockdownem w rundzie drugiej – pewnością siebie, przekonaniem, że to on wyjdzie z oktagonu z uniesioną ręką.
A te powroty na nogi po obaleniu? Maestria! Kondycja, zajadłość, presja? Coś pięknego!
Nie będę ukrywał, że podchodziłem dotychczas z pewnym dystansem do oktagonowych umiejętności Alexa Volkanovskieg oraz rysujących się przed nim perspektyw – ale tym występem absolutnie mnie do siebie przekonał. Nie na tyle być może, abym wróżył mu większe sukcesy w starciu z mistrzem Maxem Hollowayem – ale na pewno na tyle, abym daleki był od skreślania go w konfrontacji z czołowymi piórkowymi UFC.
BJ Penn klepie pierwszy raz karierze
Początek walki z Ryanem Hallem nie wyglądał w wykonaniu BJ-a Penna najgorzej – a może nawet najlepiej od siedmiu lat? Najwyraźniej – był zmotywowany!
Oczywiście nie mówimy tu o żadnej wirtuozerii czy odrodzeniu. Nic z tych rzeczy. Po prostu – w przeciwieństwie do wielu poprzednich starć – tym razem wyglądało to znośnie. Nie miał człowiek wrażenia, że Hawajczyk wszedł do tego oktagonu, cholera wie po co.
Wyniki UFC 232: Ryan Hall spektakularną skrętówką poddał BJ-a Pena – VIDEO
Jednak powracający po ponad 2-letniej przerwie Hall zaskoczył leciwą legendę nieprawdopodobną wkrętką, idealnie chwytając jego stopę i zmuszając Penna – skręcającego się, o ironio, w złą stronę! – do natychmiastowego klepania.
Liczę na to, że na kolejną walkę Ryana Halla nie będziemy musieli czekać kolejnych kilku lat.
A BJ Penn? Jego życie – chce się bić, niech się bije, ale z punktu widzenia sportowego to on na walki w UFC już nie zasługuje.
Uriah Hall – fan dalekich podróży
Bevon Lewis miał być drugim Jonem Jonesem, ale pomimo że zaprezentował się naprawdę przyzwoicie, nadal wiele pracy przed nim. Ileż razy można rzucać potężnego prawego cepa po kiwce lewym? W końcu nawet niespiesznie adaptujący się do oktagonowych wydarzeń Uriah Hall rozczytał go – i uśpił.
Wyniki UFC 232: Uriah Hall wraca z dalekiej podróży, ubija Bevona Lewisa – VIDEO
A co do Jamajczyka… Zrobił się z niego prawdziwy fan dalekich podróży! Zwycięstwo z Bevonem Lewisem jest już jego trzecim z rzędu, w którym na takową podróż się wybrał – wcześniej podróżował w potyczkach z Krzysztofem Jotko i Gegardem Mousasim.
Jednym zdaniem
- Oglądanie kulanek z udziałem Carlosa Condita to prawdziwa przyjemność – ale poddanie, jakim skarcił go Michael Chiesa… klękajcie narody!
- Nathaniel Wood zaprezentował się bardzo dobrze, znacznie lepiej niż w debiucie – być może z czasem utoruje sobie drogę do TOP 10 wagi koguciej
- Pod względem kondycji i defensywy zapaśniczej Curtis Millender ma jeszcze sporo pracy, ale… Jest potencjał! Oj, jest!
*****