Okładanie pięściami rywali stoi w sprzeczności z głęboką wiarą w Boga? Beneil Dariush rozprawia się z mitem!
Żarliwie wierzący Beneil Dariush wyjaśnił, dlaczego walka w oktagonie nie stoi w sprzeczności z wyznawaną przezeń wiarą.
Swego czasu Rory MacDonald – były pretendent do pasa mistrzowskiego wagi półśredniej UFC i mistrz Bellatora – przyznał, że nie był w stanie pogodzić swojej wiary ze swoją profesją, która polega w końcu na zadawaniu obrażeń innym ludziom w klatce.
Jak się okazuje, żadnej sprzeczności w łączeniu głębokiej wiary z walką nie widzi natomiast inny niezwykle religijny zawodnik, Beneil Dariush.
W najbliższą sobotę Asyryjczyk powróci do akcji, w ramach gali UFC 289 w Vancouver stając w szranki z byłym mistrzem wagi lekkiej Charlesem Oliveirą. Pojedynek ten został okrzyknięty mianem eliminatora do walki o tytuł mistrzowski z Islamem Makhachevem.
Benny od dłuższego czasu nie ukrywa swojego oddania Bogu, wykorzystując platformę, jaką daje mu UFC do szerzenia jej na całym świecie. Nawet na wrogim terenie w Abu Zabi, gdzie w zeszłym roku pokonał Mateusza Gamrota, w wywiadzie po walce oddał cześć Jezusowi Chrystusowi.
Jak zatem łączy on gorliwą wiarę z okładaniem rywali w oktagonie UFC? Czy ta przemoc może stać z nią w sprzeczności? O to Beneila Dariusha zapytano na kanale SHAK MMA.
– Na szczęście dla mnie, nie potrzebowałem wiele czasu, aby rozwikłać ten temat – powiedział. – Rozmawiałem z pastorem i tak dalej… Doszedłem do następującej konkluzji.
– Jeśli wejdę do oktagonu z nienawiścią w sercu i będę nienawidził mojego przeciwnika, wtedy popełniam grzech. Wtedy możemy mówić o tym, że dopuszczam się przemocy.
– Obaj jednak zgadzamy się na walkę. Nie jest to sytuacja, w której wychodzę, żeby znęcać się nad kimś innym. Mamy tutaj na papierze 50/50. Zawarliśmy porozumienie. Jest natomiast wielka różnica między zawarciem porozumienia a sytuacją, w której kogoś atakuję. Tak zatem wygląda to pod kątem „przemocy”. Jak wspomniałem, jeśli nie ma tutaj nienawiści, nie ma też grzechu. Mamy rywalizację sportową.
Na tym jednak nie koniec. Dariush uważa bowiem, że walka jest wręcz jego powinnością względem Boga. Dlaczego?
– Jeśli mam być szczery, to jest to właśnie moją największą motywacją! – powiedział. – Wierzę, że Bóg obdarzył mnie tym talentem. A skoro mnie nim obdarzył, nie może być dnia, abym go marnował. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wypełnić swoje obowiązki za dary, które otrzymałem – aby ich nie zmarnować. Dlatego w pełni się temu poświęcam.
– Chcę być najlepszym zawodnikiem na świecie, bo wiem, że Bóg dał mi pewne dary. Pas mistrzowski jest oczywiście wspaniały. Sięgnięcie po niego byłoby w pewnym sensie potwierdzeniem tego wszystkiego.
– Jednak pas wcale nie jest dla mnie aż tak ważny. Dla mnie najważniejsze jest, aby wszedł do oktagonu przygotowany w stu procentach na walkę, przygotowany tak dobrze, jak to tylko możliwe, aby po wszystkim przekazać światu, że to nie we mnie tkwi siła – tylko w Nim.
Sklasyfikowany na 4. miejscu w rankingu wagi lekkiej Beneil Dariush może pochwalić się doskonałą serią ośmiu zwycięstw – drugą najlepszą w dywizji po Islamie Makhachevie, który wygrał dwanaście kolejnych pojedynków.
Cała rozmowa poniżej.
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.