„O UFC nie marzyłem w ogóle” – Mamed Khalidov o wyższości KSW nad PRIDE i sportowym spełnieniu
Mamed Khalidov wyjaśnił, dlaczego w najmniejszym stopniu nie żałuje, że nigdy nie sprawdził się pod sztandarem UFC.
Gdy osiem lat temu podczas gali KSW 19 w niespełna dwie minuty ściął z nóg Rodneya Wallace’a, odnosząc piąte z rzędu zwycięstwo przed czasem, Mamed Khalidov postawił sprawę jasno.
– Wyrażam teraz wielką chęć spróbowania się za oceanem w UFC – powiedział w wywiadzie w ringu po zakończeniu pojedynku. – Pragnę tego!
Na tym nie koniec, bo kilkadziesiąt minut później czeczeński zawodnik nie pozostawił też wątpliwości co do swoich planów w rozmowie z portalem PLA24.pl.
– Chcę się spróbować – powiedział wówczas o UFC. – To jest ten moment, gdzie wyrażam chęć pójścia do UFC. Chciałbym spróbować jeszcze czegoś więcej, żebym sobie później nie pluł w brodę, że jak będę miał cztery dychy na karku: „a mogłem spróbować”. Może fajnie wyjdzie, może wygram parę walk i to będzie fajne dla Polski. Chcę godnie reprezentować Polskę.
Ostatecznie nic ze zmiany barw promocyjnych nie wyszło. Oferta finansowa ze strony UFC, jak i tamtejsze podejście do zawodników, nie przypadły Mamedowi Khalidovowi do gustu. Czeczen pozostał pod sztandarem KSW, podkreślając, że nic nie cieszy go bardziej niż toczenie walk przed polską publicznością.
Tymczasem w najnowszej odsłonie programu Oktagon Live, w którym legendarny nad Wisłą Mamed Khalidov gościł, zapytano go właśnie o temat UFC – czy z perspektywy czasu nie żałuje, że nie spróbował swoich sił w oktagonie amerykańskiego giganta? Czy czuje się spełniony jako sportowiec?
– Bardzo ważna rzecz… – zaczął Mamed. – To nie było moje marzenie. Zawsze mówiłem, że UFC to nie było marzenie. Moim marzeniem była Japonia, było PRIDE. Ja o tym marzyłem.
– Wtedy, jak między innymi tutaj jest osoba, która jest odpowiedzialna za to, że wybrałem tą właśnie drogę, czyli właśnie KSW, bo na początku on powiedział, że jesteśmy pionierami, że zarabiać to tylko zagranicą. My w ogóle nie przypuszczaliśmy, że MMA tak się w Polsce rozwinie.
– Ja, wiadomo, marzyłem o PRIDE. O UFC nie marzyłem w ogóle, nie myślałem o tym. Czasami było tylko: „o, może spróbuj” i tak dalej. Były rozmowy. Wracaliśmy do tego ze trzy razy z trenerami, że jednak trzeba tam się spróbować.
– Ale dzisiaj patrząc na to, że dobrze wybrałem, zostając w KSW i spełniłem swoje marzenie właśnie w KSW. Bo tak naprawdę gdybym odszedł dziesięć lat temu do UFC, nie brałbym udziału w tym, jak budowało się MMA w Polsce.
– Ja jestem szczęśliwym człowiekiem i spełnionym sportowo człowiekiem, który brał udział w historii, w rozwoju tej dyscypliny. Gdzieś tam dołożyłem swoją cegiełkę. Dla mnie to jest sukces, dla mnie to jest spełnienie mojego marzenia, więc… PRIDE zniknął i powstało coś jeszcze piękniejszego od PRIDE-u u nas w Polsce. Jestem w tej organizacji cały czas. I byłem. I jestem szczęśliwy.
Obecnie natomiast sportowym priorytetem Mameda Khalidova jest rewanżowe starcie z mistrzem kategorii średniej Scottem Askhamem, który pokonał go jednogłośną decyzją w grudniu ubiegłego roku.
Brytyjczyk co prawda mierzy w starcie z rozdającym karty Tomaszem Narkunem, Czeczenowi sugerując przełamanie czarnej serii trzech porażek, ale właściciele organizacji wydają się znacznie bardziej przychylni dążeniom nie byłego zawodnika UFC ale tego niedoszłego.
Cały wywiad poniżej:
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN
*****
„Nie rozumie, o co tu chodzi!” – Chael Sonnen krytycznie o Janie Błachowiczu i… Dominicku Reyesie