„Z*ebana sprawa” – Donald Cerrone po raz pierwszy o klęsce z Conorem McGregorem
Po ponad trzech miesiącach od klęski z Conorem McGregorem Donald Cerrone opowiedział o tym dalekim od przyjemnego doświadczeniu.
18 stycznia stanął do największej – przynajmniej z medialnego punktu widzenia – walki w swojej karierze, mierząc się w daniu głównym gali UFC 246 w Las Vegas z powracającym do akcji po kilkunastu miesiącach przerwy Conorem McGregorem.
Miło tamtego wieczoru wspominał jednak nie będzie. Doznał bowiem najszybszej porażki w karierze, w ledwie 40 sekund padając pod uderzeniami Irlandczyka.
Od tamtego czasu Donald Cerrone – bo o nim oczywiście mowa – nie udzielał wywiadów, ograniczając się jedynie do pojedynczych wpisów w mediach społecznościowych.
Wszystko to zmieniło się jednak teraz, w drodze do zaplanowanej na 9 maja w Jacksonville gali UFC 249, w ramach której stanie do rewanżu z Anthonym Pettisem. Kowboj w rozmowie z ESPN.com po raz pierwszy opowiedział o styczniowej klęsce z Notoriousem.
– Do walki wyszedł Donald, Kowboja nie było – powiedział. – Pojawił się nie ten gość. Nie mógł się rozkręcić. Nie mógł poczuć ekscytacji, nie mógł poczuć ognia. Nie chciał tam być.
– Największa walka, uwaga całego świata, mój czas, aby błyszczeć – a nie chciałem tam być. Pojebane. Nie wiem, dlaczego tak było, nie wiem, jak do tego doszło, nie wiem, jak to zmienić, ale wyszło marnie.
– Czasami wychodzę i jestem, kurwa, naładowany. Jestem gotowy. Czasami natomiast nie chcę tam w ogóle być. Nie wiem. Chciałbym znać odpowiedź.
Amerykanin od dawna powtarza, że nie potrafi kontrolować swojego nastawienia przed walkami – czasami jest w bojowym nastroju i wtedy na ogół wygrywa, a czasami nie ma najmniejszej ochoty na walkę, kończąc najczęściej na tarczy.
Przyznał, że na dwa dni przed konfrontacją z Conorem McGregorem wiedział już, że nie będzie dobrze.
– Gdy pojawiłem się na miejscu rano tego dnia, po prostu tego nie czułem.
Kowboj powtórzył, że nie ma zielonego pojęcia, co zrobić, aby zawsze czuć ogień przed pojedynkiem.
– Wyszedłem tam z kijem w dupie. Wytrwałem 40 sekund. Zjebana sprawa. Marnie. Bardzo marnie.
W pierwszej akcji pojedynku agresywnie usposobiony McGregor przestrzelił potężnym lewym, broniąc się następnie przed schodzącym do jego nóg Amerykaninem. Z klinczu potraktował go kilkoma soczystymi uderzeniami barkiem, rozbijając Kowbojowi nos. Początkiem końca Amerykanina okazało się kopnięcie na głowę, po którym Notorious rozpuścił ręce, dopełniając dzieła zniszczenia.
– Nigdy nie mówiłem tego o tej walce, ale… Gdy ruszył na mnie z tą ostrą bombą, a ja zszedłem do obalenia… Jego pierdolone biodro… Trafiłem w jego jebaną kość biodrową i od tego wszystko się zaczęło.
– Złapałem go w pasie, żeby chociaż odzyskać równowagę. Potem trafił mnie tymi uderzeniami barkiem z wyskokiem. Dodatkowo wstrząsnął moim jebanym mózgiem. Gdy puściłem, trafił mnie jeszcze kopnięciem w głowę. Nie było więc nawet czasu, żeby dojść do siebie i zewrzeć szeregi. Od pierwszej sekundy walki do ostatnich uderzeń nie mogłem nawet dojść do siebie.
Po walce pojawiła się lawina oskarżeń pod adresem Cerrone o to, że oddał walkę McGregorowi, w zamian inkasując sowitą wypłatę od UFC. Kowboj uważa jednak takie oskarżenia za kompletnie niedorzeczne, zaznaczając, że taka „ustawka” ściągnęłaby też gigantyczne problemy na UFC.
– Wielu ludzi mówiło, że się podłożyłem, ale trafiliście pod zły adres, jeśli sądzicie, że sprzedałem swoją duszę – stwierdził. – Nie ma takich pieniędzy, za które bym się podłożył. Żartujecie? Proszę was…
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN
*****
„Nie rozumie, o co tu chodzi!” – Chael Sonnen krytycznie o Janie Błachowiczu i… Dominicku Reyesie