Nie przegap – styczeń
Przegląd najciekawszych walk stycznia w UFC.
Czasem w życiu przytrafiają się chwile rozpaczy. Mnie taka czeka przy okazji bostońskiej gali. Odbywa się ona z niedzieli na poniedziałek, co w sytuacji, gdy każdy tydzień zaczynam od pobudki o godzinie piątej, nie daje możliwości obejrzenia gali. A walczą tam nie tylko takie tuzy jak przyszły mistrz wagi piórkowej oraz były mistrz wagi lekkiej, ale także jeszcze mniej znani, ale obdarzeni wielkim potencjałem zawodnicy. Jacy? Wszystko po kolei…
125 lbs: Kyoji Horiguchi vs Louis Gaudinot
UFC 182: Jones vs Cormier, 3 stycznia
Jednym z najbardziej interesujących pojedynków pierwszej gali Anno Domini 2015 będzie starcie pnącego się coraz wyżej w rankingach Kyojiego Horiguchiego ze znanym z The Ultimate Fightera Louisem Gaudinotem. Walka znajduje się co prawda w głównej karcie, a Japończyk jest już zawodnikiem z pierwszej dziesiątki, a odnoszę mimo to wrażenie, że mało kto tak naprawdę wyczekuje tej konfrontacji – zupełnie niesłusznie!
Gaudinot raczej nie będzie walczył o pas – chyba, że przejdzie przemianę niczym Matt Brown. To jednak dalej solidny zawodnik, który mimo niezbyt powalającego rekordu daje dobre widowisko. Jego umiejętności grapplerskie są bardzo ograniczone, ale mimo to już dwóch rywali w UFC padło ofiarą jego gilotyny zakładanej ze stójki. Na tę technikę zresztą będzie musiał uważać szczególni oponent Amerykanina. W stójce Louis walczy dosyć efektownie, co zawdzięcza bardzo mocnej uderzanej bazie – posiada czwarty dan w karate kyokushin.
Z drugiej jednak strony, Japończyk również wywodzi się z karate. Walczy jednak w sposób zdecydowanie bardziej oryginalny. Wyobraźcie sobie bowiem skrzyżowanie Lyoto Machidy z… Johnem Dodsonem. Brzmi ciekawie? No właśnie, a wygląda rewelacyjnie – sam stałem się fanem Kyojiego od jego pierwszego występu w UFC, jeszcze w wadze koguciej.
Kapitalnie poruszający się po oktagonie, z iście karatecką postawą, by przyśpieszyć z potężną szarżą zakończoną często knockdownem – tak walczy Horiguchi. Olbrzymia dynamika wspomagana jest całkiem niezłym arsenałem – chociaż, niczym u Dodsona, najczęściej rywali powalają jego pięści, to karateka ma w arsenale także dewastujące kopnięcia. Przekonał się o tym jego poprzedni rywal, powalony na samym początku starcia potężnym kopnięciem na brzuch. Nie wiadomo wciąż jednak do końca, jak wygląda Japończyk od strony grapplerskiej oraz czy poczynił progres zapaśniczy – w jednej z walk sprzed startów w UFC Kyoji miał spory problem z zapaśnikiem.
Dla obu to bardzo ważny pojedynek. Gaudinot zwycięstwem udowodni, że nie należy go skreślać i jeszcze przez długi czas może być testem dla „młodych gniewnych”, natomiast Horiguchi, notując czwartą wygraną z rzędu, zasłuży bez wątpienia na pojedynek ze znanym i wysoko notowanym rywalem. Co dla nas jednak bardziej interesujące – to starcie musi być emocjonujące.
125 lbs: Tateki Matsuda vs Joby Sanchez
UFC Fight Night 59: McGregor vs Siver, 18 stycznia
Kolejne starcie zawodników z najniższej kategorii wagowej otworzy bardzo dobrze zapowiadającą się bostońską galę. Uczciwie rzecz ujmując, bardziej ciekawi mnie, jak sprawdzi się młody reprezentant Grega Jacksona niż to, czym zabłyśnie Tateki Matsuda, ale absolutnie nie skreślam znacznie bardziej doświadczonego Amerykanina o japońskich korzeniach.
Matsuda znany jest może fanom pamiętającym czternasty sezon TUFa. Próbował wtedy dostać się do programu, startując w limicie wagi piórkowej – skromne jak na nią warunki fizyczne (dość powiedzieć, że obecnie walczy o dwie kategorie wagowe niżej) raczej nie pomogły, więc „Tech” odpadł już w walce eliminacyjnej. Nie jest to bynajmniej powód do kpin – Costas Philippou też swego czasu został przemielony w walce o dostanie się do domu.
Poza tym warto mieć w pamięci jego ostatni pojedynek, gdy postawił bardzo duży opór cieszącemu się sporym hypem Chrisowi Baelowi mimo wejścia jako późne zastępstwo.
Jak walczy Tateki? „Wszystkiego po trochu” najlepiej oddaje jego zdolności. Dobrze czuje się, obalając i kontrolując rywala, jednak w stójce również ma narzędzia do wygrywania walk, o czym o mało nie przekonał się Bael, który nie był w stanie odpowiednio dostosować się do częstych i mocnych kopnięć na korpus zadawanych raz po raz przez rywala.
Sanchez także pojawił się w UFC jako zastępstwo. Już w debiucie skonfrontował się z mocnym Wilsonem Reisem, którego prywatnie uważam za jedno z ciekawszych odkryć niższych wag. Co prawda, Joby poniósł porażkę, ale postawił Brazylijczykowi trudne warunki, dwukrotnie w ładnym stylu posyłając go na matę, w tym raz świetnym high kickiem.
Amerykanin wszystkie swoje zwycięskie starcia zakończył przed czasem, co jest sporym wyczynem jak na 23–letniego muszego. Trenujący z Carlosem Conditem Sanchez wydaje się być jego miniaturową wersją. Zdarzyła mu się przygoda z zapasami – racja. Mimo to dalej łatwo go przewrócić – też fakt. Świetna dynamika w stójce wsparta kombinacjami z dużą ilością kopnięć oraz stosowanie zagrań w stylu latających kolan – Carlos jak się patrzy! Bardzo dobre radzenie sobie z pleców – czyżby młodszy brat byłego tymczasowego mistrza dla niepoznaki zmienił nazwisko? Jako olbrzymi fan Natural Born Killera wiążę z Jobym duże nadzieje.
Liczę na to, że walka toczyć będzie się głównie w stójce. Z jednej strony spokojny, ale wyłączający w dużej mierze atuty oponenta styl Matsudy, a z drugiej ktoś, kto sprawił swoją pierwszą walką, że poczułem się, jakbym oglądał swojego ulubionego półśredniego. To nie może być walka bez minimum jednego knockdownu.
145 lbs: Sean Soriano vs Charles Rosa
UFC Fight Night 59: McGregor vs Siver, 18 stycznia
Dla obu zawodników może być to walka o przetrwanie. Brzmi to absurdalnie, ponieważ obaj umiejętnościami przewyższają całkiem dużą ilość zawodników ze swojej silnej przecież dywizji, ale dotychczasowe zestawienia póki co tym utalentowanym młodzieńcom nie służyły. Zgadliście, mam na myśli Seana Soriano oraz Charlesa Rosę.
Pierwszy z nich to według słów Henriego Hoofta, trenera stójki w Blackzillians, najlepszy kickbokser w klubie po Tyronie Spongu. Niemałe to wyróżnienie zważywszy na osiągnięcia Sponga w sportach uderzanych oraz trenowanie wraz z takimi zawodnikami jak Vitor Belfort, Anthony Johnson czy Michael Johnson. Soriano niestety wykazał pewną słabość w postaci słabej obrony obaleń, co kosztowało go decyzję w walce z mocnym zapaśnikiem w postaci Chada Skelly’ego oraz poddanie we wziętej jako zastępstwo konfrontacji z Tatsuyą Kawajirim. Z tym drugim zresztą na początku wygrywał. Soriano posiada bardzo mocne niskie kopnięcia, ale jego najmocniejszą bronią jest świetne używanie łokci i kolan. To całkiem kreatywny uderzacz, który w dodatku nieźle radzi sobie w parterze (choć, jak udowodnił Skelly, można go tam stłamsić).
Rosa doskonale zaprezentował się jako późne zastępstwo w walce z należącym do pierwszej dziesiątki Dennisem Siverem. Ciągłe atakowanie poddaniami, nietypowa stójka oraz olbrzymia wola walki sprawiły, że bardziej doświadczony z wojowników miał duże problemy z kimś, kto powinien być dla niego teoretycznie spacerkiem. Trenerzy Charlesa w ATT uważają go za jednego z bardziej utalentowanych zawodników. Na pochwałę zasługuje tym bardziej, że nie posiada żadnej bazy w sportach walki. Chociaż może sprawiać wrażenie kogoś, kto lepiej odnajduje się w parterze – 6 poddań na koncie – to ostatni pojedynek powinien przekonać wszystkich o tym, że to również bardzo dobrze korzystający z nóg striker.
Wolałbym chyba, żeby do tej walki nie doszło – obaj są na tyle utalentowani, że powinni walczyć w UFC. Estevan Payan trafiał na różnych Peraltów i Whitów, zanim wyleciał, natomiast ta dwójka ciągle konfrontuje się z ciężkimi rywalami mimo startu w największej organizacji świata. Z drugiej strony, nie potrafię zwizualizować sobie tego pojedynku jako nudnego.
265 lbs: Konstantin Erokhin vs Viktor Pesta
UFC on FOX 14: Gustafsson vs Johnsonr, 24 stycznia
Nie ukrywam, że jak na galę z cyklu „on Fox” to najbliższa prezentuje się średnio. Najciekawszym starciem prelimsów będzie pojedynek dwóch ciężkich. Nie ukrywam, że nigdy nie przepadałem szczególnie za tą kategorią wagową (jest tam z pięciu – sześciu konkretnych zawodników, trochę w miarę przygotowanego przeciętniactwa w postaci Matta Mitrione czy Shawna Jordana oraz masa po prostu słabych pod kątem umiejętności fighterów z kondycją na 2 minuty – chyba właśnie zostałem najbardziej znienawidzonym redaktorem Lowkinga), ale jeśli ktoś ma do niej coś wnieść, to właśnie Konstantin Erokhin. Nie czeka go jednak banalny debiut…
Viktor Pesta przegrał swój pierwszy pojedynek w UFC z Ruslanem Magomedovem, chociaż miał w nim swoje momenty. Ten reprezentant Allstars najlepiej czuje się w klinczu oraz w parterze, gdzie potrafi w krótkim czasie zapewnić rywalowi masę nieprzyjemnych doznań za sprawą świetnej pracy łokciami. Ciągła praca z osobami takimi jak Alexander Gustaffson czy Andreas Michael (były trener kadry w boksie) powinna przynieść szybki progres w stójce młodemu Czechowi, który już ostantio pokazał pewien postęp w tej płaszczyźnie.
Wiadomość o podpisaniu Konstantina Erokhina bardzo mnie ucieszyła. Ten „mały” ciężki dysponuje niesamowitą w wadze ciężkiej szybkością, co połączone z morderczym uderzeniem czyni go już w tej chwili zawodnikiem, który bez trudu powinien wypracować sobie drogę do pierwszej dziesiątki. Nie daje się łatwo obalać i kontrolować, a bardzo dobry boks (mimo bazy w karate) sprawia, że każda wymiana może dla jego rywala zakończyć się bardzo, ale to bardzo źle. To jeden z niewielu ciężkich nabytków UFC, który robiłby wrażenie i cieszyłby się pewnym hypem nawet walcząc w innej dywizji.
Pesta to bardzo młody zawodnik, co sprzyja jego dynamicznemu rozwojowi. Myślę, że przy odrobinie szczęścia i dobrym pokierowaniu może utrzymać się w UFC, a nawet pojawić w pierwszej piętnastce. Erokhin to z kolei jedyny zakontraktowany w ostatnich dwóch latach ciężki, którego dalsze losy naprawdę mnie interesują.
————–
Jak widać, dzisiejszy odcinek sponsoruje literka P od słowa „prospekt” (czy też poprawniej językowo „prospect”). W jednym starciu nawet dwóch! Osobiście bardziej lubię oglądać starcia nowych i ambitnych twarzy, o których być może usłyszymy za kilka lat w kontekście walki o pas niż Quintonów Jacksonów lub Danów Hendersonów, którzy, przy całym szacunku, o najwyższe podium nie powalczą, a rozwoju już nie notują.