Nie przegap – luty 2015
Luty niestety nie zapowiada się szczególnie interesująco. Da się wprawdzie wyłowić kilka ciekawych walk, ale karty całościowo pozostawiają wiele do życzenia, a UFC 184 wygląda wręcz tragicznie.
Są jednak starcia, które sprawią, że fani MMA wstaną w nocy z łóżek (a przynajmniej ja), by je obejrzeć. Które z nich mogą okazać się szczególnie ciekawe?
145 lbs: Nik Lentz vs Levan Makashvili
UFC Fight Night 60: Thatch vs Henderson, 14 lutego
Thiago Tavares wypadł z walki z Nikiem Lentzem, ale ma to pewne plusy. Jest nim na przykład zakontraktowanie uzdolnionego i cieszącego się pewnym zainteresowaniem Levana Makashviliego. To interesujący zawodnik i nawet jeśli przegra swój debiut, to z całą pewnością nie będzie kolejnym nikomu niepotrzebnym słabeuszem ściągniętym w celu ratowania walki innego fightera.
Amerykanina nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Bardzo dobrze czuje się w płaszczyźnie zapaśniczej, gdzie powala oraz sprawnie kontroluje rywali. Jego stójka jest w dużej mierze po prostu… funkcjonalna. Średnio boksuje, średnio kopie, ale w klinczu potrafi doskonale dręczyć rywala kolanami i nie daje mu szansy na ucieczkę – w czasie jego walki z Mannym Gamburyanem byłem pod wrażeniem tego, z jaką łatwością wkładał kolejne ciosy w bezbronnego rywala.
Makashvili to bardzo wszechstronny zawodnik, który obecnie trenuje w Baltimore Kickboxing Academy – tam, gdzie Costas Philippou. Nie sieje co prawda paniki w oczach rywali obrotówkami ani nie poddaje ich odwrotnymi anakondami ze stójki, ale dobrze boksuje, inteligentnie trzyma dystans, a także bardzo dobrze wyczuwa moment do oddania kopnięcia – w jednej z ostatnich walk straszył nimi (i trafiał) oponenta po nieudanych obaleniach w taki sposób, by samemu zminimalizować szanse na upadek. Zapaśniczo również prezentuje się dobrze i w razie potrzeby nie ma oporów przed rzucaniem przeciwnikami.
Walka ciekawi mnie ze względu na debiutanta, który może dobić się w pewnym momencie do walk z czołówką i absolutnie nie należy stawiać go na przegranej pozycji z Lentzem. A Nik to po prostu Nik – nie zacznie walczyć jak Chris Leben, ale nie przynudzi jak Darren Elkins oraz długo jeszcze będzie oddzielał elitę od tylko niezłych zawodników.
135 lbs: Iuri Alcantara vs Frankie Saenz
UFC Fight Night 61: Silva vs Mir, 22 lutego
Jednym z ciekawszych starć brazylijskiej gali może stać się pojedynek Iuriego Alcantary z Frankiem Saenzem. Pierwszy to jeden z najbardziej znanych kogucich z Ameryki Południowej. Drugi to bardzo inteligentnie walczący amerykański zapaśnik, którego narzędzia nie wyczerpują się jednak na obaleniach.
Alcantara ma dwa problemy. Pierwszy to brak kondycji na toczenie ostatniej rundy w wysokim tempie – nie należy jednak ignorować tego, że ma już 34 lata oraz zaczynał w wadze lekkiej. Drugi to średnie zapasy. Przynajmniej częściowo niweluje ten problem jednak za pomocą świetnych parterowych zdolności, które sprawiły problemy nawet Urijahowi Faberowi. Sprawiają one, że żaden zawodnik po obaleniu nie może czuć się bezpiecznie. Jeszcze większym atutem Brazylijczyka jest jednak jego momentami wyśmienite muay thai. To efektowny striker z bardzo szeroką paletą uderzeń – kontry, kolana, kopnięcia, a czasem nawet odrobina szaleństwa i różne obrotowe cuda. Wszystko to zadaje z dużą siłą – potrzebował zaledwie jednego dobrego uderzenia, by w kilkanaście sekund od rozpoczęcia walki uśpić Vaughana Lee. Na podkreślenie zasługuje już jego firmowa technika w postaci middle kicka, za którym podąża lewy lub prawy prosty – to bardzo skuteczna akcja, która mocno potrafi napsuć krwi i w zasadzie ciężko się przed nią obronić.
Saenz używa swoich umiejętności, aby wyłączać mocne cechy rywala. Pogrozi mu w stójce boksem, by go obalić. Zamęczy go kontrolą, by zneutralizować zagrożenie. Wreszcie, jak w ostatniej walce, zapędzi dynamicznego przeciwnika pod siatkę, by ten nie mógł rozwinąć skrzydeł oraz ugiął się pod naporem bitych z naprawdę złymi intencjami łokci i kolan. Frankie może nie zawalczy o pas (również nie należy do najmłodszych), ale nie będzie łatwym rywalem dla prawie nikogo.
Dla obu to bardzo ważna walka. Alcantara może zanotować czwartą wygraną z rzędu i wrócić, być może po raz ostatni, do walki o najwyższe cele, zwłaszcza zważywszy na trudną sytuację, jeśli chodzi o pretendentów (kontuzja Dominicka Cruza, pozostaje jedynie Raphael Assuncao i… no właśnie). Saenz również, jeśli myśli o walce z innymi mocnymi zawodnikami, musi przejść znajdującego się w pierwszej dziesiątce Iuriego.
155 lbs: Rustam Khabilov vs Adriano Martins
UFC Fight Night 61: Silva vs Mir, 22 lutego
Rustam Khabilov walczył co prawda już w main evencie, ale długa przerwa sprawiła, że został nieco zapomniany. Zupełnie niesłusznie, bo to bardzo dobry i chwilami efektowny fighter, którego nie może lekceważyć żaden z zawodników UFC. Dość powiedzieć, że prowadził w wyrównanym starciu z Bensonem Hendersonem, dopóki nie został skończony w rundach mistrzowskich. Gdyby walka toczyła się na dystansie trzech rund, najprawdopodobniej odniósłby wiktorię.
Naprzeciwko niego staje Adriano Martins – wojownik, który ma spore szanse jeszcze namieszać w UFC. Choć większość może kojarzyć go z efektownego nokautu zaserwowanego mu przez Donalda Cerrone’a, to warto mieć na uwadze, że pojedynek ten był moim zdaniem próbą wypromowania Brazylijczyka i przetestowania, czy już w tym momencie jest gotowy na rywali takiego kalibru. Cóż, jeszcze nie jest, ale już teraz prezentuje się bardzo dobrze.
Podopieczny Grega Jacksona wywodzi się z sambo, a jego pierwszym trenerem był ojciec znanego i przez niektórych nawet lubianego Khabiba Nurmagomedova. Zawdzięcza temu dobre zapaśnicze umiejętności objawiające się szczególnie efektownymi suplesami. Nie są to może niemożliwe do powstrzymania obalenia, co udowodnił już wybitny w tej dziedzinie Jorge Masvidal, ale pozwalają one miotać większością rywali niczym manekinami. Rustam to jednak nie tylko zapaśnicze zdolności. Od kilku walk wykorzystuje również bardzo dobrą stójkę, która pozwalała mu nawiązać rywalizację z takimi zawodnikami jak wspomniani już Masvidal czy Henderson. Boksersko Khabilov nie powala, chociaż czasem wciśnie ładnego sierpa lub podbródkowego, ale sprawnie używa middle kicków, a także chętnie odwołuje się do kopnięć obrotowych, nieraz z zaskakująco dobrym rezultatem. Dzięki takiej wszechstronności może płynnie łączyć płaszczyzny walki oraz stoi w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do prawie każdego poza ścisłym topem – obalanie stójkowiczów i bicie grapplerów u mało którego zawodnika stanowi dwa naturalne „tryby”.
Adriano Martins wprawdzie posiada bazę w brazylijskim jujitsu oraz spore osiągnięcia, ale równie dobrze czuje się w stójce. Nie ma w tym niczego dziwnego – posiada mocne uderzenie w obu rękach, a dryg do boksu umożliwia jego właściwe zagospodarowanie. Kopnięcia również niosą ze sobą odpowiednią moc, ale to dzięki agresywnemu pięściarstwu Martins święci triumfy nawet z teoretycznie lepszymi uderzaczami – z Kowbojem do momentu nokautu wyglądał całkiem dobrze, a utalentowany striker w osobie Darona Cruickshanka dał się stłamsić w stójce, gdzie zaliczył dwa knockdowny, zanim został poddany. Ta walka wykazała również przewagę siłową Martinsa nad sporą częścią dywizji – Daron nie należy do najmniejszych lekkich, a mimo to został poddany z dziecinną łatwością. Zamroczenie zamroczeniem, ale pewność, z jaką Adriano dopiął technikę, powinna budzić dreszcz grozy u nawet najtwardszych.
Trudno wskazać faworyta starcia. Za Khabilovem przemawia lepszy klub, znakomite zapasy oraz ciągły progres. Brazylijczyk z kolei został wprawdzie obalony przez Cerrone’a, ale błyskawicznie się podniósł. Jego atutem będzie również odwrotna pozycja. Dla mnie to najpewniejszy kandydat do walki wieczoru.
***************
Krótko rzecz ujmując, w lutym popatrzymy sobie na test dużego talentu, który od razu trafia na głębokie wody, dwa zupełnie odmienne i równie skuteczne podejścia do wygrywania walk, a na koniec – przy dobrych wiatrach – ujrzymy prawdziwą ucztę o miejsce w okolicach pierwszej dziesiątki UFC. Mnie to wystarcza, by nie wpaść w depresję spowodowaną mierną numerowaną kartą.
fot. tatame.com.br