Nick Diaz nie chce walki z Robbiem Lawlerem: „Dopiero przegrał”
Nick Diaz opowiada o swoich planach związanych z walkami po powrocie z 18-miesięcznego zawieszenia, odnosząc się do pomysłów na potencjalne starcia z Tyronem Woodley’em, Georgesem Saint-Pierrem i Robbiem Lawlerem.
Po 18 miesiącach zawieszenia za marihuanę Nick Diaz jest gotowy do powrotu do oktagonu.
Stoczyłem 37 walk, trzy do pięciu na rok, przez 17 lat. Takie zawieszenie ma znaczenie. To jedyne wakacje, jakie miałem. Kosztowały mnie wiele pieniędzy. Dobrze jest jednak dać krok w tył i zobaczyć, że poza walkami jest też życie. Wcześniej nigdzie nie wychodziłem, nie piłem, nie spotykałem ludzi, nie odwiedzałem różnych miejsc – chyba, że z powodu walki.
– stwierdził stocktończyk w rozmowie z ESPN.
Przyznał, że był już aż sześciokrotnie testowany przez Amerykańską Agencję Antydopingową, jednocześnie narzekając, że zdarzały się sytuacje, w których przebywał w zupełnie innym mieście, podczas gdy USADA odwiedzała jego dom, wydzwaniając za nim.
Zapytany o ewentualną konfrontację z Georgesem Saint-Pierrem, przypomniał, że podczas pierwszej walki Kanadyjczyk nie tylko nie zrobił wagi – było o tym swego czasu głośno – ale też ujawnił, że przed pojedynkiem podano mu jakiś narkotyk, który osłabił go kondycyjnie.
Jeśli zaś chodzi o powrót Kanadyjczyka do oktagonu, Diaz pozostaje sceptyczny.
Myślę, że po prostu lubi sobie pogadać, że, jasne, nadal jest w grze, nadal się liczy.
Zapytany o rywala, z którym najchętniej poszedłby w oktagonowe tany, stwierdził:
Zobaczymy, trzeba usiąść i zobaczyć, czego chcą fani. Jestem teraz na szczycie. Jestem na szczycie tej całej gry. Nie jest tak, że ktoś może dać mi szansę – to ja mogę dać komuś szansę. Jeśli ktoś dostanie szansę, to znaczy, że dostaje możliwość walki ze mną, bo teraz to ja jestem gościem, którego chcesz pokonać. Ci goście nie robią żadnych kasowych walk i dopóki nie będą ich robili, nie interesują mnie. Szukam odpowiedniego gościa, żeby zrobić odpowiednie wydarzenie i wykręcić odpowiednie liczby. Wtedy możemy pogadać.
Wyzwanie rzucił Diazowi podczas gali UFC 201 nowy mistrz kategorii półśredniej Tyron Woodley, ale stocktończyk podchodzi do całej sprawy z dystansem.
Zobaczymy, jak sobie poradzi, ma jeszcze kilka walk do zrobienia. Dopiero zdobył tytuł. Siedzę tu spokojnie i po prostu nie potrzebuję walk. Nie ma powodu, żebym wychodził tam i walczył dla zabawy, nie robię takich rzeczy, nie krzywdzę innych ludzi dla zabawy. Lubię Tyrona Woodley’a i lubię Robbiego Lawlera, więc czy możemy porozmawiać o powodach, dla których powinienem zabiegać o walkę z kimkolwiek?
W ocenie wielu fanów i komentatorów idealnym przeciwnikiem na powrót dla Nicka Diaza byłby były mistrz kategorii półśredniej Robbie Lawler. Obaj zawodnnicy mają za sobą historię sięgającą 2004 roku, gdy Diaz znokautował Lawlera.
Wygląda jednak na to, że stocktończyk ma w tym temacie inne zdanie, bo zapytany, czy zaakceptowałby walkę z Lawlerem, stwierdził:
Nie. Dopiero przegrał. To nie jest walka, która mnie interesuje. Nie mam nic przeciwko niemu, ale dopiero przegrał i nie sądzę, żeby do tego doszło.
Zobaczymy. Muszę pogadać o tym wszystkim. Nie zamierzam w mediach opowiadać o wszystkim, co zamierzam zrobić i czego nie zamierzam zrobić. Jestem tutaj tylko po to, żeby powiedzieć: „Słuchajcie, nie jestem już zawieszony”. To ci goście gadają o mnie, pytają, co sądzę o tym i o tamtym – ale nie dbam o to. Co możecie dla mnie zrobić? Ja wam nie mogę pomóc. Sami sobie też nie możecie pomóc. Musicie sami sobie pomóc. Może wtedy dobijemy jakiegoś targu?
Nie widzę żadnych super-gwiazd, nie widzę powracającego Georgesa Saint-Pierre’a, który się mnie boi, a reszta tych gości to żadne super-gwiazdy. Kim oni są? Nie chcę nawet wymieniać ich nazwisk, bo nikt o nich nie usłyszy, dopóki ja nie powiem ich nazwisk i nagle wszyscy dowiedzą się, kim są.
Komentarze: 1