Najsłabsza w tym roku frekwencja i wpływy z bramki podczas TUF 24 Finale
Zgodnie z oczekiwaniami finałowa gala TUF 24 z Demetriousem Johnsonem i Timem Elliottem w rolach głównych nie okazała się sukcesem medialnym i finansowym.
Finałowa gala TUF 24, podczas której Demetrious Johnson obronił pas mistrzowski po raz dziewiąty, wypunktowując Tima Elliotta, nie cieszyła się szczególnym zainteresowaniem – delikatnie rzecz ujmując. Zarówno bowiem wpływy z bramki – $188,602 – jak i frekwencja na trybunach – 2,044 – okazały się najniższe wśród wszystkich tegorocznych gal UFC.
TUF 24 Finale's gate ($188,602) and attendance (2,044) numbers are both the lowest of any UFC event in 2016.
— Mike Bohn (@MikeBohn) December 4, 2016
Słabe wyniki w pewnym stopniu tłumaczy jednak też niewielki obiekt, na jakim rozgrywano galę – The Pearl, który może pomieścić około 2,500 widzów. Poprzednia gala, która odbyła się na tej arenie – TUF 20 Finale w 2014 roku – zgromadziła na trybunach 1,800 fanów, przynosząc $143 tys. z bramki.
Sklasyfikowany na pierwszym miejscu w rankingu P4P Johnson już jakiś czas temu wyczyścił kategorię muszą, a jedynymi zawodnikami z czołowej piątki, z którymi nie krzyżował jeszcze rękawic, są Jussier Formiga i Wilson Reis.
Wydaje się, że większe szanse na konfrontację z Wszechmocną Myszą – nawet pomimo tego, że już dwukrotnie mierzył się z nim przegrał – ma Joseph Benavidez, który na tej samej gali niejednogłośnie wypunktował Henry’ego Cejudo, notując szóstą wiktorię z rzędu. Gdzieś w tle czai się też Dominick Cruz, ale Johnson wielokrotnie powtarzał, że różnica w warunkach fizycznych jest tak duża, że chciałby $2 miliony dolarów, aby zgodzić się na taką walkę.