Nie przegap – lipiec 2015
Lipiec to bardzo gorący miesiąc – na szczęście dla nas także w świecie MMA. Obejrzymy aż pięć gal, z czego nawet najsłabsza – szkocka – posiada kilka zestawień, które nie pozwalają przejść obok nich obojętnie.
Poza walkami Conora McGregora z Chadem Mendesem, Robbiego Lawlera z Rorym MacDonaldem czy TJ-a Dillashawa z Renanem Barao (chociaż tutaj nie jestem pewien…) nie zabraknie innych pojedynków, które powinny przyciągnąć nas przed ekrany. Nie przedłużając wstępu, przejdźmy do meritum.
185 lbs: Caio Magalhaes vs. Josh Samman
The Ultimate Fighter Finale 21, 12 lipca
Finał pierwszej klubowej edycji The Ultimate Fightera wzbogacony został o pojedynek, którego zwycięstwo zagwarantuje przynajmniej jednemu z zawodników otwartą drogę do rywali z pierwszej piętnastki. Caio Magalhaes posiada bowiem już cztery zwycięstwa z rzędu, w tym dwa ostatnie odniesione na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu sekund. Z kolei Josh Samman po średnio udanym z jego perspektywy siedemnastym sezonie TUF z powodzeniem odnalazł się w UFC, gdzie stoczył dwa pojedynki, oba zresztą kończąc przed czasem.
Amerykanin to przede wszystkim striker mimo swojego brązowego pasa w brazylijskim jiu-jitsu. Związany z MMA Masters zawodnik prawdopodobnie nigdy nie znokautuje nikogo jak Edson Barboza, ani nie zacznie płynnie mieszać wszystkich płaszczyzn, ale posiada cechę, która nie pozwala go skreślać w walce z dosłownie nikim. Chodzi mianowicie o olbrzymi hart ducha – nie mając odpowiedzi na zapasy Eddiego Gordona, ciągle polował w stójce na zadawanie jak najmocniejszych ciosów. W końcu trafił doskonałym wysokim kopnięciem, które z miejsca stało się kandydatem do nokautu roku. Josh ogólnie preferuje używanie kopnięć oraz uderzeń kolanami. Niekoniecznie składa je w dłuższe kombinacje, ale niosą ze sobą sporą moc i są na tyle częste, że prędzej czy później coś dociera do celu – często z morderczym rezultatem.
Caio Magalhaes to jeden z dowodów na to, że Nova Uniao to najlepszy brazylijski klub. Hacran Dias z grindującego grapplera przekształcił się w niezłego zapaśnika i strikera, Jussier Formiga odkrył, że walka w stójce nie jest taka straszna, a Thales Leites zaczął nokautować ludzi. Podobną drogę przeszedł Hellboy. Caio posiada budzące respekt osiągnięcia w brazylijskim jiu-jitsu i być może nawet teraz preferuje zdecydowanie sytuacje, gdy walka przenosi się na matę, ale już walka z Nickiem Ringiem dowodziła tego, że Brazylijczyk poczynił duży progres. Trenujący również w American Top Team fighter zaczął wykazywać w stójce olbrzymią dynamikę oraz składać ciekawe akcje. Co prawda to Leites obecnie znajduje się na świeczniku, ale to Magalhaes poczynił – w krótszym czasie – większy progres w swojej stójce.
Starcie ma słusznego faworyta w osobie Caio, który nie tylko powinien być lepszym parterowcem, ale także posiadać przewagę zapaśniczą. Mimo to, nawet uwzględniając ładnie rozwijane umiejętności uderzane, będzie musiał się cały czas pilnować – po dwóch wygranych rundach jedno kolano czy kopnięcie może odmienić losy pojedynku.
155 lbs: Kevin Lee vs. James Moontasri
UFC Fight Night 71: Mir vs. Duffee, 15 lipca
W walce dwóch reprezentantów wagi lekkiej z pewnością będzie trudno o dominację któregolwiek z nich. Obaj są po zwycięstwach, stylistycznie prezentują dla siebie ciekawe problemy oraz w przyszłości mogą dołączyć do ścisłej czołówki swojej wagi. Mowa o Kevinie Lee, a więc młodzieńcu, którego porównywano już z Jonem Jonesem, oraz Jamesie Moontasrim – srebrnym medaliście mistrzostw Panameryki w taekwondo i posiadaczu naprawdę ciężkich łap.
Kevin Lee w debiucie przeciwko mocnego Alowi Iaquincie miał go w pewnym momencie na widelcu, ale całościowo niestety trochę pokpił sprawę – za bardzo poczuł się bokserem. Nie można jednak odmówić byłemu zapaśnikowi słusznych pretensji do pewnych ciągot w tym kierunku – dysponuje świetnym zasięgiem i momentami pewnymi przebłyskami w stójce. To już teraz całkiem wszechstronny zawodnik – tutaj pouderza i czasem kopnie, w międzyczasie wciśnie pod siatkę i sprzeda parę kolan, a do tego jeszcze obali i będzie szukał w całkiem sprawny sposób poddania. Lee to ktoś, kto ciągle ma do ujarzmienia swój duży potencjał, ale nawet mimo tego zaliczył już trzy wygrane z rzędu.
Moontasri może ten świetny ciąg zwycięstw przerwać. Już w debiucie w UFC, wziętym zaledwie 3 tygodnie po poprzedzającej go walce, pokazał się świetnie z Joe Ellenbergerem. Wprawdzie nieco kontrowersyjnie przegrał, ale zademonstrował wtedy już to, co czyni go niebezpiecznym rywalem – bardzo dobry boks połączony ze sporą mocą w pięściach. Dodać do tego należy fakt, że James ma przyzwoitą obronę obaleń, a także szeroką gamę kopnięć i uderzeń kolanami. Warto także wspomnieć o tym, że trenuje ostatnimi czasy w Black House – to jeden z najlepszych możliwych gymów dla kogoś, kto już w tej chwili posiada mocne strikerskie fundamenty. Treningi z Lyoto Machidą czy Andersonem Silvą zaowocowały już w ostatnim starciu, gdzie Moonwalker błyszczał świetnym timingiem przy atakach kolanami.
Podejrzewam, że fani i bukmacherzy będą faworyzować Lee, ja jednak uważam, że James nie tylko napsuje mu dużo krwi, ale może go zwyczajnie skończyć. To lepszy striker, którego trudno utrzymać na ziemi, a i sama próba wejścia w nogi może skończyć się przyjęciem kilku potężnych uderzeń.
155 lbs: Edson Barboza vs. Paul Felder
UFC on Fox 16: Dillashaw vs. Barao, 25 lipca
Ja wiem, Edson Barboza to uznana firma i w ogóle, ale nie umiem powstrzymać się od wspomnienia o tak pięknie zapowiadającej się walce. Wprost nie do uwierzenia jest, że tę stójkową wojnę jako co–main event zastąpiła chaotyczna bijatyka z odrobiną drugoligowych zapasów, jaką zapewne będzie walka Mieshy Tate z Jessicą Eye. Nie wiem, co kierowało włodarzami UFC, ale cieszy chociaż, że znaleziono dla Brazylijczyka zastępstwo. Dodajmy, że ze wszech miar godne jego talentu i stanowiące realne zagrożenie. Backfist Paula Feldera odbił się bowiem nie tylko na szczęce Dannego Castillo, ale także jego echo rozniosło się po całym świecie MMA.
Barbozę wszyscy znają i raczej kochają – to wyśmienity w ofensywie striker o niezwykle szerokim arsenale. Może boksersko nie powala – choć posiada niezły lewy sierp – ale jego nożny arsenał spisuje się rewelacyjne. Potężne low kicki, którymi kończył już rywali, miażdżące middle kicki czy zróżnicowane obrotówki, które sprawiły, że darzymy go taką estymą i zawsze czekamy na jego walki. Dodajmy do tego zniewalającą obronę przed obaleniami oraz ciągły rozwój, zwłaszcza w mobilności, i treningi z Frankiem Edgarem. Były mistrz nie bez powodu mówił, że nie wraca do wagi lekkiej, bo jego klubowy kolega będzie w niej prędzej czy później mistrzem. Na tym wizerunku ostatnio jednak pojawiła się mocna rysa – zawiodła bowiem nie przeciętna niestety szczęka, a zdolność do radzenia sobie z presją. Michael Johnson, zasypując ciosami i mądrze kontrując akcje Edsona (świetne low kicki karzące podporową nogę po próbach wysokich kopnięć!), poskromił byłego kickboksera.
Czy Junior łatwo odkuje się na mającym zaledwie dwa starcia w UFC rywalu? Nie sądzę. Paul faktycznie wchodzi jako zastępstwo, ale dowiedział się o tym około dwóch miesięcy przed walką. Jakie zagrożenia wynikają dla zapewne mocno faworyzowanego Barbozy? Felder to kumpel i sparingpartner Donalda Cerrone, więc szybki jab załatwi sprawę. No dobra, a teraz bez żenujących żartów – Paul to bardzo sprawny kickbokser, który ma wiele cech wspólnych ze swoim rywalem. Kopie mocno na wszystkie wysokości, nieobce mu są obrotowe techniki (co ciekawe również ma na koncie skończenie taką obrotówką, jaką Edson zaserwował Terry’emu Etimowi), a do tego dysponuje dużym wyczuciem w używaniu kolan. Boksersko wypada co prawda dosyć ubogo – jab i overhand to cały jego arsenał – ale z drugiej strony świetnie zasłania się przed ciosami oraz bardzo dobrze balansuje. Jeżeli walka trafi do parteru, to powinien mieć przewagę – przekulał i wygrał walkę z mocnym grapplerem w osobie Jasona Soggo.
Przed Barbozą stoi więc bardzo trudne zadanie – dużo gorszego w stójce Mylesa Jurego zastępuje bardzo zdolny uderzacz, któremu takie zwycięstwo zapewni dostanie się do ścisłego topu dywizji. Obaj są głodni triumfu oraz obaj idą po kolejne nokauty do swoich rekordów, więc pozostaje jedynie trzymać kciuki, by żaden z nich nie wypadł.
***
Najbliższe tygodnie zapowiadają się niezwykle przyjemnie. Poza bardziej promowanymi konfrontacjami czeka na nas starcie twardego jak skała strikera z piekielnie agresywnym bratem Thalesa Leitesa, prawie – że – Jon – Jones kontra chcę – być – jak – Anderson – Silva – ale – wolę – ofensywę, oraz walka zabijaków, którzy mogliby nosić pseudonim Pan Obrotówka. Już nie mogę się doczekać.
fot. UFC.com/ZUFFA
Komentarze: 1