„Nagle zakradła się myśl: ku*wa, przegram!” – Michał Materla wspomina 3 najważniejsze walki w karierze
Były mistrz kategorii średniej KSW Michał Materla opowiedział o trzech walkach, które były dla niego zarówno bardzo ważne, jak i bardzo trudne.
Wojujący zawodowo od 2003 roku Michał Materla – jedna z ikon nadwiślańskiej sceny MMA – wyrobił sobie renomę zawodnika, którego walk nie sposób przegapić. Bez względu bowiem na to, czy kończy je z tarczą, czy też na niej, zawsze daje z siebie wszystko, nieustannie szukając skończenia – zarówno w stójce, jak i w parterze.
Ktore pojedynki spośród 35, jakie stoczył w zawodowej karierze, uważa za swoje najważniejsze lub najcięższe? O to zapytał go Tomasz Sarara.
– Jednoznacznie na to pytanie nie odpowiem – powiedział szczecinianin. – Mogę pokrótce opowiedzieć, jakie miałem mentalny sytuacje przy niektórych walkach. Z takich ważnych walk mentalnych, które są dla mnie osobiście ważne, to na pewno walka z Tomkiem Drwalem.
– Zawsze będę to powtarzał, bo przez wiele osób byłem mocno dyksredytowany w tej walce i uważany w tej walce za osobę, która zostanie po prostu zjedzona przez Tomka.
Michał Materla i Tomasz Drwal zmierzyli się w 2015 roku. Dla tego ostatniego był to debiut pod sztandarem KSW. Berserker był wówczas mistrzem kategorii średniej.
Szczecinianin okazał się lepszy, kończąc Goryla uderzeniami z krucyfiksa w ostatnich sekundach trzeciej rundy.
– Na pewno trzecia walka z Jayem Silvą – kontynuował Materla. – Pierwszą walkę wygrałem. Drugą walkę przegrałem przez nokaut. Ta walka też mi dała… My, sportowcy, wiemy, że więcej dają nam przegrane, tylko musimy to przełożyć na wygrane. I faktycznie wtedy byłem mocno przetrenowany w tej walce.
– Jak zobaczyłem Jaya po pierwszej rundzie, w której całkowicie go zdominowałem – obaliłem go chyba w szóstej sekundzie, wszedłem mu za plecy i jako parterowiec powinienem to wykończyć. A ja przesiedziałem za tymi plecami i po tej rundzie byłem tak zajechany, że siadłem w narożniku po pierwszej rundzie, patrzę naprzeciwko, a on nawet nie dyszy! A ja jestem zajechany jak koń po westernie.
– I nagle zakradła się ta myśl: kurwa, przegram. Nie minęło piętnaście sekund w drugiej rundzie, gdzieś ta podświadomość wzięła górę, dałem się odwrócić, trafił podbródek i przegrałem.
– To mi też dało do myślenia nad zweryfikowaniem mojego systemu treningowego. Mocniej, dalej, więcej to nie zawsze jest dobra droga.
Przegrawszy przez nokaut wspomniany rewanż z Jayem Silvą, z trylogii Michał Materla wyszedł w macru 2014 roku obronną ręką. Pokonał Amerykanina jednogłośną decyzją sędziowską.
Jeszcze jednego starcia szczecinianin nigdy nie zapomni – zwycięstwa przez 21-sekundowy nokaut z Rodneyem Wallacem w 2012 roku. Okazuje się bowiem, że w drodze do walki Michał borykał się z poważnymi problemami.
– Mentalnie była też taka walka z Rodneyem Wallacem – powiedział. – To też była dla mnie ważna walka. Troszeczkę tego szczęścia tam było. Mówi się, że w sportach walki szczęście to jest niby 5%, bo wszystko, co robimy, decyzje, jakie podejmujemy, to jednak są nasze świadome decyzje.
– Miałem wtedy taki ciężki okres. Bardzo zachorowałem. Odwodniłem się. Fatalnie czułem się przez półtora tygodnia. Nic nie jadłem, tylko piłem wodę z miodem, żeby w ogóle jakiekolwiek węgle dostarczać.
– Chciałem zrezygnować z tej walki – nie pozwolono mi. Powiedzieli, że nie mogę zrezygnować. I wyszedłem do tej walki, powiedziałem sobie, że, dobra, co ma być, to będzie. Udało się wygrać. 23 sekundy. To też była taka fajna sytuacja.
Natomiast w sobotę Michał Materla szybko poddał Wilhelma Otta w ramach gali EFM 3. Kolejny pojedynej najprawdopodobniej stoczy pod sztandarem KSW.
Cały wywiad poniżej:
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN
*****
„200 tysięcy w górę” – Jan Błachowicz o możliwym wzięciu kolejnej niemistrzowskiej walki