„McNuggets”, czyli jak zaprzepaścić swoją szansę – pięć wniosków z UFC 216
Najważniejsze wnioski z wczorajszej gali UFC 216 – Ferguson vs. Lee w Las Vegas, gdzie doszło do dwóch pojedynków mistrzowskich.
Gala UFC 216 zapisała się na kartach historii z powodu rekordowej – jedenastej – obrony pasa mistrzowskiego w wykonaniu dominatora kategorii muszej Demetriousa Johnsona, który w ten sposób zostawił za swoimi plecami poprzedni rekord Andersona Silvy.
I właśnie od malutkiego ciałem, ale wielkiego w każdym innym aspekcie Amerykanina pozwolę sobie rozpocząć podsumowanie UFC 216 w pięciu punktach.
Mighty Mouse – postać z gry
Demetrious Johnson to swój chłop. Lubię go. Posiada nieprawdopodobne umiejętności, w oktagonie wyróżnia go chirurgiczna precyzja doprawiana artyzmem wykraczającym daleko poza możliwości – a może nawet wyobraźnię, czego dowodzą reakcje na jego poddanie Ray’a Borga – innych zawodników. Zachowuje się, jak na mistrza przystało, jest pewny siebie, ale nie arogancki, nie obraża rywali, wydaje się piekielnie sympatyczny, nie marudzi o rasizmie i gra w te same gry komputerowe, co my wszyscy. A przynajmniej ja, gdy znajdę te pół godziny w tygodniu…
Wyniki UFC 216: Demetrious Johnson na kartach historii, spektakularnie poddaje Ray’a Borga – video
Jego Twitchowa kariera może stanowić prawdziwe źródło inspiracji. Opowiadał przed galą, że wybrał się ostatnio na jakiś konwent o grach video – czy coś na tą modłę – gdzie zaproszono go w charakterze jednego z gości specjalnych. W kolejce do zdjęcia i rozmowy z nim ustawiła się astronomiczna kolejka fanów w liczbie… dwóch. Inni goście cieszyli się znacznie większym zainteresowaniem. Problem? Żaden! Johnson zdaje sobie doskonale sprawę, że w świecie gier komputerowych nadal jest totalnym świeżakiem – i w najmniejszym stopniu go to nie zraża. „Od czegoś zawsze trzeba zacząć” – podsumował.
W świecie MMA nigdy nie przebije się do świadomości niedzielnych fanów – czyli najliczniejszej ich grupy, której „achy” i „ochy” prowadzą do astronomicznych wypłat. Ergo – nigdy nie zarobi pieniędzy zbliżonych choćby do tych, jakie inkasują najbardziej medialne postacie UFC. I wydaje się z tym pogodzony. Chce te swoje pół miliona za walkę i procent z PPV. To realne i osiągalne. I tego mu życzę.
Demetrious "Mighty Mouse" Johnson makes history. Most UFC title defenses of all time. Masterful. #UFC216 pic.twitter.com/CVUTyCtQqj
— Robbie Fox (@RobbieBarstool) October 8, 2017
To nie wszystko. Z uznania dla tego, co wyprawia w oktagonie – gardząc rzeczywistością i wcielając się w role wirtualnych bohaterów gier komputerowych, którymi steruje z domowego zacisza na Twitchu – oraz jak zachowuje się poza nim, pójdę za nim. Czekam na transmisję – tutaj.
Tony Ferguson marnuje okazję
Wyobrażałem to sobie tak – Tony Ferguson miał spektakularnie – w sposób wyrachowany i funkowy zarazem – zdemolować Kevina Lee, by następnie udzielić jakiegoś niezapomnianego wywiadu w oktagonie, w którym zamiast wyzywania Conora McGregora mógłby w jakiś sposób wjechać mu na sportową ambicję – czy też jej resztki. Podejść do tematu z pozycji dominującej (a co!), ustanowić medialnie swoje rządy, kpiąc z upstrzonego w kolorowe piórka irlandzkiego błazna. Może powiedzieć, że nie interesuje go starcie z figurantem, który stoczył jedną walkę w kategorii lekkiej, wcześniej przegrywając z gatekeeperem Natem Diazem? Może zepchnąć Irlandczyka do defensywy, zapraszając do boju drugiego najlepszego lekkiego, czyli Khabiba Nurmagomedova i w ten sposób podkopując – choćby odrobinę! – sportową pozycję McGregora?
„Niech irlandzki figurant spierdala walczyć ze stocktońskim frajerem – i niech wie, że jak nie skończy go w pierwszej rundzie, to ni chuja z walki. Musi mi udowodnić, że zasługuje, bo póki co chuja widziałem. Khabib, widzimy się w grudniu. Odstaw, tiramisu. Nie spierdol tego.” – i jebut mikrofonem o deski!
Opcji było naprawdę wiele…
A jednak – takiego!
Swoim bowiem zwyczajem El Cucuy zaczął pojedynek nieporadnie i niedbale, inkasując sporo uderzeń. W końcówce pierwszej rundy znalazł się nawet pod nie lada ostrzałem, wijąc się jak piskorz, byle sędzia nie przerwał walki.
Ostatecznie, zgodnie z przewidywaniami, od drugiej rundy zaczął przejmować stery pojedynku w swoje ręce, ale poziom jego agresji i aktywności, szaleństwa, które zawsze wnosił do oktagonu, był tym razem o wiele niższy niż zazwyczaj – być może z obawy przed obaleniami rywala.
Wyniki UFC 216: Tony Ferguson nowym mistrzem, poddaje Kevina Lee – video
A wywiad w oktagonie z Joe Roganem? McNuggets? Naprawdę?
Przy McNuggetsie przemówienie Khabiba Nurmagomedova po rozbiciu i poddaniu Michaela Johnsona było prawdziwym majstersztykiem! Odwołanie się do 150 milinów Rosjan, Kurczak, jakieś zaklęcia wypowiadanie w obcym zachodniemu światu rytuale… „Se se se se, se se se se”… To był klimat! Coś nieznanego, strasznego, niezrozumiałego! To było coś!
Albo przemowa Nate’a Diaza po walce z tym samym rasistą – to też był majstersztyk! Dostosowany do innej kultury – ale majstersztyk.
https://www.youtube.com/watch?v=6RwPu2u4DCQ
Wiem, że po poddaniu Lee El Cucuy znajdował się jeszcze w szale bitewnym, spływała po nim krew jego i jego ofiary, w głowie miał zapewne totalny kocioł, a adrenalina wylewała się uszami. Jasne. W pewnym stopniu go to usprawiedliwia, ale z której strony by nie spojrzeć – zaprzepaścił swoją okazję.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ze sportowego punktu widzenia zachowanie po walce nie powinno mieć żadnego znaczenia. Jak psu, kurwa, buda należy się zwycięskiemu w dziesięciu kolejnych starciach Fergusonowi pojedynek unifikacyjny z Conorem McGregorem, ale w dzisiejszych kolorowych – a czasami, o zgrozo, tęczowych – realiach UFC sprawy mają się niestety inaczej. Wszystko zależy bowiem do tego, czy zaimponował rudowłosemu? Czy Irlandczyk dobrze się bawił?
Szczerze mówiąc – wątpię. McGregor zruga Fergusona. Wiemy przecież, jak jest – Ferguson został prawie ubity przez jakiegoś chorego na gronkowca i wyczerpanego młodziana, o którym nikt na świecie nie słyszał. Czy ktoś taki może dostąpić zaszczytu stanięcia w tym samym oktagonie z figurant… tj. oczywiście – z niekwestionowanym mistrzem, co to może „z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek”? Oczywiście – nie może.
Zresztą, Dana White zapowiedział już, że starcie z Conora McGregora z Natem Diazem nie wchodzi w grę, bo Irlandczyk pójdzie w tany z Tonym Fergusonem właśnie. Czy naprawdę potrzeba lepszego dowodu na to, że czeka nas trylogia?
Tak czy inaczej, jestem pewien, że McGregor i UFC wstrzymają się z decyzją odnośnie przyszłości Irlandczyka do czasu pojedynku Georgesa Saint-Pierre’a z Michaelem Bispingiem – z oczywistych względów.
I jeszcze jedno. Jak może pamiętacie, przed niedoszłym starciem Tony’ego Fergusona z Khabibem Nurmagomedovem delikatnie faworyzowałem Dagestańczyka. Po tej walce – z uwagi na kolejne dowody na to, że mocna kontrola z góry w wykonaniu silnego fizycznie i sprawnego technicznie zapaśnika (a Khabib przewyższa pod tymi względami Kevina o dwie klasy!) neutralizuje parterowe szaleństwa El Cucuy’a, narażając go dodatkowo na jeszcze większe niebezpieczeństwo – faworyzuję Dagestańskiego Orła jeszcze bardziej.
Wykolejeńcy Tom Duquesnoy i Magomed Bibulatov
Wróżono im nie lada kariery w UFC i niewykluczone, że takowe nadal są przed nimi – ale póki co muszą dać dwa kroki wstecz. Szykowani na wielkie gwiazdy Tom Duquesnoy, który wyrobił sobie renomę na europejskiej scenie, efektownym, agresywnym stylem walki wyrąbując sobie drogę do podwójnego mistrzostwa BAMMA, oraz niepokonany dotychczas Magomed Bibulatov, któremu sam Demetrious Johnson wróżył niebawem walkę o pas – obaj skończyli bowiem wczoraj na tarczy.
24-letni Francuz nie miał kompletnie pomysłu na typowego, niskiego i krępego amerykańskiego zapaśnika w osobie Cody’ego Stamanna. Ostrzelał go wszystkim, czym mógł, a potem – z obawy przed obaleniami – zaczął gasnąć w oczach. W ostatniej rundzie był to już obraz nędzy i rozpaczy – i fatalny prognostyk na przyszłość. Duquesnoy bowiem po prostu nie chciał się już bić, nie miał odwagi, aby podjąć ryzyko, zaatakować, spróbować przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Żal było patrzeć, jak po prostu biegał przy ogrodzeniu, byle tylko nie doprowadzić do zwarcia i dotrwać do końcowej syreny – choć musiał doskonale wiedzieć, że skończy na tarczy.
Z jednej strony – może i słusznie. Szanse na zwycięstwo nie były duże, więc po co się narażać? Zaoszczędził na zdrowiu, szybciej pojawi się z powrotem na sali treningowej, załata dziury i „wróci silniejszy”. Kto wie, może tak być.
Jednak z drugiej – serca do walki nie nauczysz…
A Magomed Bibulatov ubity przez Johna Moragę? I to jak! Tutaj jednak byłbym odrobinę ostrożniejszy w ocenie – niby bowiem Czeczen skończył nieprzytomny, spektakularnie ubity, ale tak naprawdę historią tej walki – jak i wielu innych podczas tej i poprzednich gal – były bite na wysokości łydki lowkingi. To one – po raz kolejny! – zadecydowały o wyniku pojedynku.
Wyniki UFC 216: John Moraga sensacyjnie ubija Magomeda Bibulatova – video
Nie winię szczególnie Bibulatova za to, że nie wie, jak sobie z rzeczonymi kopnięciami radzić. Na dzisiaj bowiem niewielu to wie, a technika ta szturmem wdziera się na salony MMA na najwyższym poziomie – o czym pisałem zresztą w podsumowaniu poprzedniej gali.
Nieoszlifowany Lando Vannata i filadelfijska skorupa Bobby’ego Greena
Zakończony niejednogłośnym remisem pojedynek Lando Vannaty z Bobbym Greenem był krwawy, zacięty i emocjonujący. Jednak od strony defensywnej obaj zawodnicy błądzili jak dzieci we mgle.
Lando Vannata inkasuje w każdej niemal walce tak wiele uderzeń, że za jakieś dwa lata może mieć szczękę jak Antonio Silva bez wspomagania. Naprawdę, wiem, że Groovy miło dla oka buja się na lewo i prawo, że regularnie zmienia poziomy góra-dół, ale, panie, unieś czasem te ręce – dla swojego dobra. To już trzecia z czterech dotychczasowych walk Lando w UFC, z której wychodzi okrutnie porozbijany. Czy potrzeba lepszego dowodu na to, że obrona oparta wyłącznie na balansie ciała prowadzi na manowce? Z drugiej zaś strony… Czwarty bonus w czwartej walce, więc przynajmniej pieniądze się zgadzają.
Wyniki UFC 216: remis w krwawej walce Lando Vannaty z Bobbym Greenem
A Bobby Green? Drugi gagatek! Jego umiłowanie do „skorupy filadelfijskiej” (od Philly shell), z której regularnie korzystali tacy bokserzy jak między innymi Floyd Mayweather Junior, James Toney czy Bernard Hopkins, wołało o pomstę do nieba.
Tak czynił to Floyd:
A tak robi to Bobby:
https://twitter.com/Jonnyboy_6969/status/916834713649778688
Podobnych przykładów było multum! Green najwyraźniej zapomina, że w MMA rękawice są o wiele mniejsze i znacznie łatwiej spenetrować tego rodzaju zasieki (para)obronne. MMA to nie boks.
Tym niemniej – Bobby Green po trzech z rzędu porażkach ratuje się przed zwolnieniem, podczas gdy postawa Vannaty dowodzi, że nadal wiele nauki przed nim.
Szacunek dla żartownisia Fabricio Werduma
Nie powiem, żebym nie uniósł brwi na wieść, że Fabricio Werdum zaakceptował walkę w zastępstwie z Walterem Harrisem na ledwie kilka godzin przed galą. Pamiętam bowiem dobrze, że w grudniu zeszłego roku nie chciał bić się z Juniorem dos Santosem na bodaj tydzień przed galą UFC 207!
Wyniki UFC 216: Fabricio Werdum ekspresowo poddaje Waltera Harrisa – video
Nie bez znaczenia były zapewne kwestie finansowe – bo Brazylijczyk na pewno nie otrzymałby wówczas $125 tys. bonusu za zwycięstwo – ale i tak szacunek mu się należy, bo od strony sportowej był to nie tylko pojedynek, w którym miał niewiele do zyskania i furę do stracenia, ale także samo stylistycznie zestawienie było do niego niebezpieczne. W stójce to bowiem odwrotnie ustawiony Amerykanin posiadał więcej narzędzi i w czysto kickbokserskim starciu to jego bym faworyzował.
Vai Cavalo zrobił jednak, co do niego należało, szybko przenosząc walkę do parteru, gdzie swoją dominację zwieńczył efektowną balachą.
https://twitter.com/Jonnyboy_6969/status/916865443918467072
A dlaczego jest żartownisiem? Bo właśnie w kategoriach żartu należy postrzegać jego wywiad po walce, w którym rzucił wyzwanie Stipe Miocicowi, szczerze wierząc – a przynajmniej osobiście odniosłem wrażenie, że szczerze wierzył w to, co mówi – że ten rewanż jest teraz najlepszym rozwiązaniem. Trol – pierwsza klasa.
*****