Marcin Tybura vs. Sergey Spivak – analiza bukmacherska PZBUK przed UFC Norfolk
Techniczna analiza i typowanie starcia pomiędzy Marcinem Tyburą i Sergeyem Spivakiem, które odbędzie się podczas gali UFC w Norfolk.
W Norfolk podczas gali UFC on ESPN+ 27 powracający do akcji po dwóch porażkach Marcin Tybura, który wygrał tylko jedno starcie spośród pięciu ostatnich, powalczy o pozostanie pod sztandarem amerykańskiego giganta, mierząc się z Sergeyem Spivakiem.
Kursy bukmacherskie na zwycięstwo obu zawodników są identyczne – czy słusznie? Przeanalizujmy…
265 lbs: Marcin Tybura (17-6) vs. Sergey Spivak (10-1)
Omówmy sobie pokrótce, co wnoszą do oktagonu obaj zawodnicy…
Jak walczy Sergey Spivak?
Mający mołdawskie korzenie Ukrainiec to przede wszystkim grappler, który chętnie szuka przeniesienia walki do parteru, aby tam rozwiązać ją uderzeniami czy poddaniami.
Stójka stanowi dla 25-latka środek do poszukania klinczu czy obalenia. Oddać mu jednak trzeba, że ponad obszerne sierpy preferuje ciosy proste. Potrafi odpalić jaba czy krótką kombinację – ale niewiele ponad to.
Nie jest również szczególnie zaawansowany pod względem technik nożnych. Zdarza mu się od czasu do czasu wystrzelić wysokim kopnięciem na głowę z przedniej nogi – walczy z klasycznego ustawienia – czy poszukać prawym hajem odchodzącego do boku rywala, ale to rzadkość.
Nieco lepiej Ukrainiec prezentuje się w klinczu. Ustawiwszy sobie tam oponentów, smaga ich kanonadą uderzeń – ciosami, łokciami. Lubi też rozpuszczać kolana z tajskiej klamry. Wszystko to oczywiście jeśli akurat nie obala, bo najczęściej klincz wykorzystuje do przenoszenia walki na dół.
W zwarciu instynktownie poszukuje Koshi Gurumy, niemal zawsze prawą ręką chwytając głowę, lewą – ramienia rywala. Lubi potem od razu przejść do dźwigni na kark/szyję – bliźniaczo podobnej do tej, jaką z powodzeniem zaprzęga do działania Alexey Oleinik.
Walkę przenosi do parteru nie tylko jednak poprzez rzuty z Judo – lubi też bowiem zejść mocno do nóg rywala pod ciosami czy w kontrze na lowkinga – ładnie je chwyta! – lub też zapiąć klamrę za plecami rywali w klinczu, szukając zewnętrznego haczenia.
W parterze Ukrainiec nie próżnuje – szuka przejścia do dosiadu, uderza, czai się na trójkąt rękami czy balachy. Tymi ostatnimi atakuje też zresztą z pleców.
O jego kondycji wiele powiedzieć nie można, bo nigdy w karierze nie widział trzeciej rundy. W starciu z Taiem Tuivasą, które wygrał w drugiej rundzie, nie wyglądał pod względem wydolności źle, ale o żadnej rewelacji również nie było mowy – pomimo iż spędził sporo czasu na górze.
Jak walczy Marcin Tybura?
Marcin Tybura to zupełnie inny typ zawodnika, choć również najlepiej czuje się w walce na chwyty.
W stójce uniejowianin jest niezwykle ruchliwy. Regularnie miesza ustawienie, pozostaje nieustannie w ruchu, próbując wypracować sobie dogodne pozycje do ataku. Polak chętnie atakuje prostymi – głównie lewym – okolicznościowo poszukując też krótkich kombinacji pięściarskich. Od czasu do czasu kończy je kopnięciami na głowę czy korpus. Wiele uderzeń wyprowadza w ruchu – nie mają one większej mocy, ale pozwalają naszemu zawodnikowi na uniknięcie kontry. Tych ostatnich sam zresztą aktywnie poszukuje.
Co zaś tyczy się technik nożnych, to Marcin posiada szybkiego i soczystego frontala z zakrocznej nogi, którego potrafi ulokować na schabach przeciwników – widać tam moc, szybkość i soczystość. Nie stroni też jednak od niskich kopnięć na wysokości łydki – choć raczej nie rzuca ich z morderczymi intencjami, wykorzystując je raczej w charakterze urozmaicenia swojego arsenału – czy kopnięć na kolano wyniesionych z czasów treningów w Jackson Wink MMA.
Gdy przewróci rywala – najczęściej z klinczu, gdzie szuka haczeń – Tybura solidnie kontroluje z góry, szukając miejsca na poprawienie pozycji czy spuszczenie uderzeń. Lubi zachodzić rywalom za plecy, stamtąd czając się na duszenia.
Kondycja polskiego zawodnika stoi na solidnym poziomie – szczególnie jak na standardy panujące w kategorii ciężkiej.
Konfrontacja
Pewnym problemem przy ocenie umiejętności Sergeya Spivaka jest klasa jego dotychczasowych rywali. Z pokonywania takich zawodników jak Travis Fulton, Tony Lopez czy Ivo Cuk naprawdę trudno wyciągać głębsze wnioski. Owszem, można dostrzec tam pewne schematy, o których wspomniałem, ale w obu dotychczasowych walkach w UFC ujrzeliśmy masę luk w grze Ukraińca i zupełnie inny – gorszy – styl.
O pomstę do nieba woła cofanie się Spivaka w linii prostej na siatkę, gdzie ma zresztą tendencje do utrzymywania podwójnej gardy ponad miarę. Nie jest to zawodnik obdarzony jakąkolwiek smykałką do kontr, wobec czego ryzyko zainkasowania uderzenia w momencie rozpuszczania rąk nie jest duże. Pod siatką natomiast gdy pod ostrzałem unosi podwójną gardę, kompletnie tracąc z pola widzenia rywala, odsłania korpus, narażając się też na obalenia – i warto mieć to na uwadze.
Owszem, zdarza się, że uwięziony na ogrodzeniu, Spivak wystrzeli z jakimś cepem zza podwójnej gardy, gdy akurat poczuje, że ostrzał ustał, ale to rzadkość.
Także w szermierce na pięści i kopnięcia na środku oktagonu Spivak nie błyszczy w aspektach defensywy – nie ma mowy o jakichś unikach, balansie, przepuszczeniach, zejściach do boku, o szukaniu kontr nie wspominając. Nie potrafi bronić lowkingów – nie ma nawyku podrywania przedniej nogi. Za to – co bardzo ważne – właśnie lowkingi wykorzystuje do ruszania z kombinacją 1-2 z obaleniem. W ten właśnie sposób kilkukrotnie obalił wspomnianego Taia Tuivasę, który po pierwszym udanym niskim kopnięciu – ściął Ukraińca z nóg – regularnie odwoływał się do tej techniki, raz za razem kończąc na plecach.
W stójce Polak musi oczywiście uważać, bo pomimo iż Ukrainiec kowadła w pięści nie ma, to jest to waga ciężka – nawet zbłąkany cios może wyrządzić duże szkody. Nie wiem oczywiście, jaki plan na walkę ułożył sztab trenerski Polaka, ale uważam, że od żwawego hasania wokół rywala i ostrzeliwania go ciosami prostymi czy kopnięciami w przypadku starcia ze Spivakiem znacznie lepiej sprawdziłaby się zwykła – nieprzekombinowana! – agresja. Napór. Spivak gubi się pod presją, cofa się chaotycznie na siatkę, najczęściej w linii prostej, nie kontruje. Z plecami na ogrodzeniu ma natomiast ograniczone pole manewru.
Mając na uwadze poziom, jaki w szermierce na pięści i kopnięcia prezentuje Ukrainiec, nie wykluczam co prawda, że taktyka oparta na krążeniu wokół niego i ostrzeliwaniu go pojedynczymi uderzeniami może przynieść korzyści, ale… Grzechem byłoby niewykorzystanie jego niebu obrzydłych nawyków w poruszaniu się i defensywie na siatce.
Mam zresztą wrażenie, że Tybura szczególnie w ostatnich dwóch walkach kompletnie przekombinował w stójce. Masa nieefektywnej pracy na nogach, ciągłe zmiany ustawienia, przechodzenie w locie z jednego do drugiego – i z powrotem. A w międzyczasie – bomba, bomba, bomba! Na własną szczękę… Miałem wrażenie, że uniejowianin stara się wykonać kilka ruchów jednocześnie, kompletnie się przy tym gubiąc. Shamil Abdurakhimov dosięgał go ciosami, gdy Tybur był akurat pochłonięty przechodzeniem z jednego ustawienia do drugiego, nieprzygotowany do obrony, złapany w pół kroku.
Oczywiście, taki mniej lub bardziej kontrolowany chaos ma pewne zalety, bo zawodnik jest trudniejszy do rozczytania, a regularne zmienianie pozycji utrudnia rywalom rozczytanie jego zamiarów, ale ostatnimi czasy Marcin kombinuje ponad miarę. Można nadal pozostawać mobilnym, nie mieszając ustawienia co dwie sekundy… Nie mam natomiast wątpliwości, że w zwykłej szermierce na pięści i kopnięcia to Tybura ma więcej do zaoferowania od Spivaka. Jest szybszy, porusza głową, balansuje, miesza ciosy na korpus z tymi na głowę, posiada bogatszy wachlarz kopnięć. Gdy jednak zaczyna wcielać się w Dominicka Cruza wagi ciężkiej, po prostu chwilami gubi krok, gubi pozycję, gubi ustawienie i defensywę – a w wadze ciężkiej jeden taki błąd może oznaczać wyrok. Dominator w 135 funtach miał o wiele więcej „żyć”.
Marcin musi też na pewno uważać w klinczu na haczenia – głównie zewnętrzne – oraz na wspomnianą przeze mnie koshi gurumę, którą Spivak ciskał Tuivasą jak uczniakiem. Jako jednak, że jest to jeden z pierwszych rzutów na zajęciach Judo, to i obrona przed nim nie powinna stanowić dla uniejowianina sekretu.
Ba, nawet jeśli nasz zawodnik znajdzie się na plecach, nie powinien wpadać w panikę. Zielony w parterze jak liść wczesną wiosną Tai był w stanie kilka razy wracać na nogi. Kontrola Spivaka z góry zdecydowanie nie należy do najszczelniejszych, a jego umiłowanie do dźwigni na kark stanowić może okazję dla Marcina do zajścia mu za plecy.
Na pewno Tybura musi pozostawać czujny w obszarze defensywy zapaśniczej, bo Spivak wjechał kilka razy Tuivasie w nogi, ale obalenia te finalizował w zasadzie na kolanach, więc… Zaznaczam też, że Australijczyk w obszarze zapaśniczo-parterowym leży i kwiczy, więc nie spodziewam się, aby i Polakiem Ukrainiec był w stanie tak rzucać.
Nie będę też ukrywał, że nie byłem pod wrażeniem kondycji Sergeya w starciu z Tuivasą. Gdyby stał tam naprzeciwko niego odrobinę choćby lepszy zapaśnik, który postawiłby mu jakikolwiek opór w tej płaszczyźnie, wówczas Ukrainiec już w drugiej rundzie oddychałby rękawami. Przypominam, że nigdy w karierze nie widział na oczy trzeciej rundy – a teraz walczy też pod kuratelą USADA.
Typowanie
Przyglądając się umiejętnościom obu zawodników i uwzględniając poziom rywali, na tle których rzeczone umiejętności – oraz ich w niektórych elementach braki! – demonstrowali, nie mam wątpliwości, że Marcin Tybura jest bardziej zaawansowanym zawodnikiem MMA pod każdym niemal względem – a już na pewno stójkowym i parterowym.
Rzecz jednak w tym, że istnieje kilka aspektów, które mogą spędzać sen z powiek polskim fanom.
Sergey Spivak ma na karku dopiero 25 lat. Najlepsze lata dopiero przed sobą. Uczy się, szlifuje umiejętności, nabiera pewności siebie i oktagonowej ogłady. W tak młodym wieku z walki na walkę można dokonywać sporego progresu. Nie jest zatem wykluczone, że od czasu potyczki z Taiem Tuivasą wzbogacił swój arsenał o nowe narzędzia czy załatał kilka dziur.
Warto też dodać, że część obozu przygotowawczego do walki z Marcinem Tyburą Ukrainiec spędził z ekipą legendarnego Fedora Emelianenko – braćmi Vadimem Nemkovem i Viktorem Nemkovem, Valentinem Moldavskym czy szczególnie Kirillem Sidelnikovem, który mógł doskonale naśladować stójkowy styl uniejowianina – jest bowiem bardzo ruchliwy i posiada szybkie ręce. Innymi słowy, Spivak przygotowywał się z naprawdę mocnymi sparingpartnerami. Umiejętności Tybura prawdopodobnie nie będą zatem stanowić dla niego żadnego szoku.
Na tym jednak nie koniec. Trzech ostatnich porażek Marcin Tybura doznał przez nokauty. To jak najbardziej może odbić się piętnem na jego pewności siebie w oktagonie – a w konsekwencji na jego tamże poczynaniach. Ba, rzekłbym, że już tak się stało. Chociażby w starciu z Shamilem Abdurakhimovem Polak był niepewny, nie potrafił wyczuć dystansu, jakby obawiając się zainkasowania bomby na twarz. Tamte demony przeszłości mogą powrócić w Norfolk – szczególnie, że przecież ostatnio uniejowianin został brutalnie znokautowany przez Augusto Sakaia.
Polak będzie dźwigał też na swoich barkach ogromny ciężar. Porażka oznacza najprawdopodobniej zwolnienie z UFC. Swego czasu gdy znalazł się w podobnej sytuacji przy okazji walki ze Stefanem Struve, przyznał już po wszystkim – wygrał, ale nie zachwycił – że bardzo odczuwał ciążącą na nim presję.
Z drugiej zaś strony, być może powiew świeżości, jaki stanowiły treningi w Syndicate MMA czy Instytucie Sportowym UFC, pomoże Tyburze w odzyskaniu pewności siebie? Może znowu poczuje ogień?
Nie jest tak, że kompletnie skreślam Ukraińca, bo trzeba cały czas pamiętać, że Marcin nie dał dobrego występu w UFC od dawien dawna, ale… Na papierze techniczne różnice w umiejętnościach obu zawodników są tak wyraźne, że to Polaka faworyzuję.
Tybura wykorzysta ordynarne mankamenty w stójkowej defensywie rywala, wplatając też do swojej gry obalenia – rozstrzygnie walkę przed czasem w drugiej lub trzeciej rundzie.
Pojedynek obstawić można u naszego partnera PZBUK.pl w linku poniżej:
Zwycięzca: Marcin Tybura przez (T)KO
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN
*****
Khabib Nurmagomedov odpowiedział na $100-milionową ofertę szejków za rewanż z Conorem McGregorem