Marcin Tybura: „Nie płaczę nad rozlanym mlekiem”
Marcin Tybura skomentował swój nieudany debiut w oktagonie największej organizacji podczas gali UFC Fight Night 86 w Zagrzebiu.
Czołowy polski ciężki Marcin Tybura nie będzie miło wspominał swojego debiutu w oktagonie UFC na chorwackiej gali UFC Fight Night 86 – uniejowianin nie sprostał bowiem Amerykaninowi Timowi Johnsonowi, ulegając mu na kartach sędziowskich.
Nigdy nie płaczę nad rozlanym mlekiem, ale tam pewnie tej pewności siebie trochę zabrakło w pierwszej i drugiej rundzie, bo się za dużo cofałem, za dużo oddałem mu inicjatywy, a w trzeciej się okazało, że to zdrowie jednak było i można było pokusić się o coś więcej w tych pierwszych rundach.
– stwierdził zawodnik w rozmowie z Arturem Mazurem z WP Sportowe Fakty.
Czasu nie cofnę. Starałem się do samego końca wygrać tę walkę, ale nie wypaliło.
Pierwsze dwie rundy toczyły się w spokojnym tempie, ale to Amerykanin przejawiał w nich większą inicjatywę, ostatecznie zwyciężając je u trójki sędziów. Polak przebudził się dopiero w ostatniej odsłonie, potężnym kopnięciem na głowię naruszając rywala. Rzucił się wówczas do ostrego ataku, ale nie zdołał skończyć walki przed czasem.
Chciałem skończyć, pewnie za bardzo skróciłem dystans, wpadłem w klincz i mnie zblokował. Gdzieś tam jeszcze biłem te ciosy, wszedł łokieć na twarz dość mocny, więc to był kolejny impuls, żeby dalej kontynuować. Ale twardy facet, nie udało się. Starałem się cokolwiek zrobić do samego końca.
Dla Tybury była to dopiero druga porażka w zawodowej karierze. Zanim powróci do oktagonu, planuje jednak poddać mocnym szlifom jeden aspekt swojej oktagonowej gry.
Czekam na jakiekolwiek informacje od menadżera – jeżeli coś będzie, chciałbym wrócić. Chciałbym też zacząć od budowania siły, bo gdzieś tam w tym klinczu poczułem, że miałem mniej tej siły niż on.